Matka Polka z Danii: Nikogo tu nie oburza malec leżący na ziemi z płaczem

Magdalena Gryc
- Bycie mamą w Danii ściąga z nas brzemię konieczności bycia matką idealną. Jest duże zrozumienie faktu, że dzieci płaczą i mają emocje. Nikogo więc nie oburza malec leżący na ziemi z płaczem - mówi o macierzyństwie i realiach życia w skandynawskim kraju Marysia Trojan, mama dwójki dzieci, która od 8 lat mieszka w Danii.

Matki Polki wychowują dziś swoje dzieci nie tylko w Polsce. Wiele z nich los rzucił do innych krajów. Tam założyły rodziny i prowadzą domy. O swoich doświadczeniach opowiadają w naszym cyklu "Matka Polka za granicą".

Magdalena Gryc, eDziecko.pl: Jak to się stało, że los skierował cię do Danii? Decyzja o przeprowadzce była trudna?

Marysia Trojan: Sama decyzja nie była dla mnie łatwa, chociaż moja ówczesna sytuacja była stosunkowo prosta. Moje życie było powiązane z Danią już zanim zdecydowałam się tam wyjechać. Mąż prowadził firmę logistyczną, której usługi świadczone były właśnie tam. W którymś momencie zapadła decyzja o przeprowadzce. Nie mieliśmy dzieci, więc wszystko wydawało się proste. W Polsce zostawiłam wszystko to, co kochałam. Rodzinę, przyjaciół, dom i pracę. Miałam poukładane życie. Los czasem podsuwa rozwiązania, na które w teorii nie zgodzilibyśmy się, a w praktyce? Próbujemy. Tak było w moim przypadku.

Pojechaliście od Danii, później wróciliście do Polski i znowu wyemigrowaliście do Danii. Od tamtej pory nazywasz to miejsce domem. Wyjaśnisz ten ciąg wydarzeń?

Do Danii wyjechaliśmy jako młodzi ludzie po ślubie, pełni planów i nadziei. Przez pięć lat ciężko pracowaliśmy na to, aby ułożyć sobie życie w Danii. Chłonęliśmy kulturę i w końcu się zaadaptowaliśmy. Tak długo jak byliśmy sami, bez dzieci, tęsknota nie dawała o sobie tak bardzo znać. Kiedy jednak na świat przyszły dzieci i synkowi zaczęło brakować dziadków, samotność zaczęła nam bardziej doskwierać i zorientowaliśmy się, że tak naprawdę nie ma żadnego powodu, aby mieszkać za granicą. Jednego wieczora podjęliśmy decyzję o powrocie do Polski, a dwa miesiące później byliśmy już we Wrocławiu, wśród bliskich.

Kiedy wróciliśmy do Polski i minęła ta pierwsza euforia, poczuliśmy, że to zwyczajnie nie jest już nasze miejsce. Osoby, które wracają z emigracji, nazywa się "ludźmi na huśtawce". Tak czuliśmy się w tamtym momencie. Prawda jest taka, że w obcym kraju nigdy nie będziesz swój, ale i w swoim kraju nie czujesz się już jak w domu. To nie finanse zdecydowały o naszym powrocie do Danii, ale fakt, że przez te wszystkie lata my przesiąknęliśmy tym skandynawskim stylem życia. Życie w Danii ma swój spokojny tryb, toczy się jakby w zwolnionym tempie, z zachowaniem balansu między pracą a życiem rodzinnym. Rodzicami staliśmy się w Danii, a wychowanie dzieci w Polsce i w Danii bardzo się różni. To było zbyt ciężkie do przeskoczenia.  

Będąc w Polsce poczuliśmy, że tęsknimy za Danią. Myśleliśmy, że naszym domem jest Polska, więc chcieliśmy do niej wrócić. Po takim czasie to Dania stała się naszym domem. 

 

Jak wygląda wasze duńskie życie? Jacy są Duńczycy i ich kraj? Czujecie się tam bezpieczni?

Przede wszystkim spokojne. Po pięciu latach przerwy zawodowej zdecydowałam się otworzyć firmę. Prowadzę sklep z naszym polskim wiklinowym rękodziełem, które Duńczycy naprawdę pokochali. Zajmuję się także zawodowo social-mediami i odpowiadam za wizerunek firm w sieci, pracuję w marketingu. Prowadzenie firmy w Danii jest dużo łatwiejsze niż w Polsce. Samo założenie, rozliczanie i funkcjonowanie nie jest obarczone tak ogromną papierologią jak w Polsce. Tutaj każda osoba posiadająca numer CPR (odpowiednik naszego PESEL) jest ubezpieczona. Każda osoba legalnie przebywająca na terenie Danii ma więc ubezpieczenie, co stanowi niewątpliwy plus funkcjonowania w kraju i daje poczucie bezpieczeństwa już u samych podstaw.

Tutaj dość łatwo jest się przebranżowić, a kształcenie dorosłych osób jest bardzo rozwinięte. Duża część moich znajomych uczy się zawodu właśnie teraz, po latach spędzonych z dziećmi w domu, bo odbywa się to w większości bez całkowitej utraty dochodu. Rząd przygotował dobre rozwiązania i wsparcie finansowe dla osób bezrobotnych, które w danej chwili z konkretnych powodów nie mogą pracować. Praca w Danii daje pełnię praw i ciężko się funkcjonuje tym, którzy pracować nie chcą.

Nie jest to jednak łatwy kraj do życia. Duńska kultura jest mocno zakorzeniona w tzw. Prawie Jante. W tłumaczeniu oznacza to, że nie warto wychylać się i wyróżniać się. Wartością nadrzędną jest równość, a społeczeństwo ma płaską budowę. Trzeba otworzyć się na nowe i inne, ale domyślam się, że tak jest z każdą inną emigracją.

Duńczycy, co do zasady, nie tworzą więzi przyjacielskich w pracy. Praca jest pracą. Możemy się kolegować, śmiać i spędzać wspólnie czas, ale to nie oznacza od razu, że spotkamy się na kawę. Oni tworzą więzi w dzieciństwie, dlatego tak ciężko się dostać do duńskiego towarzystwa. Przez to często są oceniani jako zamknięci. Czasem słyszę, że ktoś poczuł się oszukany, bo udaje koleżeństwo. Niestety to nie jest udawanie, a część mentalności duńskiej. Żeby to zrozumieć, trzeba chcieć poznać te różnice. To są zachowania wynikające z ich kultury. Mogą być serdeczni, mili i zwykle tacy są, jednocześnie nie chcąc być naszym przyjacielem. Nie każdy to rozumie. Są też bardzo wrażliwi na punkcie swoich produktów, propagują swoje rozwiązania, produkują swoje zamienniki popularnych produktów. Lubią o sobie myśleć jako o najlepszych i sądzą, że tacy są, choć przecież nie zawsze tak jest. To bezpieczny kraj. Zaufanie stanowi mocny fundament społeczeństwa duńskiego. 

 

W jakim języku rozmawiacie w domu?

Po polsku, jednak dzieci coraz częściej bawią się po duńsku. Staramy się z mężem pielęgnować język polski i choć wiemy, że za chwilę to duński będzie ich głównym językiem, to w naszym domu zdecydowanie numerem jeden jest nasz język ojczysty.

Jesteś mamą dwójki dzieci. Wspomniałaś, że właśnie tutaj urodziłaś swoje pociechy. Jakie badania wykonuje się w trakcie ciąży?

Zarówno syn, jak i córka urodzili się w Danii. Ciąża jest tutaj prowadzona przez położną i lekarza rodzinnego. Przy zdrowej ciąży istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że ginekologa nie spotka się na żadnym etapie ciąży. To zwykle duże zaskoczenie.

Badania USG są dwa, a spotkań z lekarzem rodzinnym dosłownie kilka. Podobnie jest z położną, choć przy pierwszej ciąży spotkań jest dużo więcej. Co ciekawe, położna bada wagę dziecka rękoma i w przypadku obu moich ciąż były maleńkie różnice między tym, co powiedziała położna, a rzeczywistą wagą dziecka. Nie istnieje coś takiego jak prywatna służba zdrowia, bo nawet jeśli jest prywatna, to najczęściej i tak jest wspierana przez system państwowy. Ciążę w Danii uznaje się od około 8. tygodnia ciąży, a nawet 10. Do 12. tygodnia można przerwać ją na żądanie. To gorący temat. Zawsze tam, gdzie są tak ogromne różnice w samym podejściu czy w systemie, temat wywołuje emocje. Moje doświadczenia są rewelacyjne. System zadziałał tak, jak powinien.

Jak wspominasz swoje porody?

Jeśli gdzieś rodzić, to właśnie tu. Trzy słowa, które opisują poród w Danii - komfort, spokój i szacunek. Jest bezproblemowy dostęp do środków znieczulających, do wanny porodowej, a pokoje są duże i komfortowe. Jest miejsce dla osoby towarzyszącej, a przed pandemią w porodzie mogło uczestniczyć nawet kilka osób. Oczywiście w granicach rozsądku, bo najważniejszy jest komfort rodzącej. W pandemii było zalecenie, aby to była jedna osoba. Szpital zapewnia wszystkie materiały higieniczne, nie trzeba mieć ze sobą nic poza ubraniami dla siebie i dziecka na wyjście. Moja położna wspomniała o ulubionych przekąskach, gdybym zgłodniała, i pomadce do ust. 

Jestem szczęściarą, bo miałam szybkie naturalne porody. Największym zaskoczeniem był fakt, że z młodszą córką wyszłam do domu po 4 godzinach od porodu.

Jak przebiega poród?

Na porodówkę trzeba zadzwonić, zanim się na nią wybierze. Położna pyta o skurcze i jeśli jest to kolejny poród, to o doświadczenia z poprzedniego i na tej podstawie decyduje, czy jest sens przyjeżdżać, czy trzeba poczekać. Zielone światło dostaje się przy skurczach co około 8-10minut, choć to bardzo indywidualna sprawa. Ja wyjechałam z domu o 16:30, mając drogę około 30 min do szpitala. Na miejscu byłam chwilę po 17:00, a o 18:11 na świat przyszła córka. Po 2 godzinach obserwacji, zgłosiłam, że chciałabym wyjść tego samego dnia, ponieważ wszystko było ok. Musiałam poczekać kolejne 2 godziny i mogłam wrócić do domu. O 22:30 moi rodzice czekali z synkiem w domu i mogli poznać wnuczkę.

Po dwóch dniach musieliśmy wrócić na badanie słuchu i pobranie krwi. Po porodzie dziecko dostaje zastrzyk z witaminą K, którego można odmówić, pierwsze szczepienie jest w wieku trzech miesięcy. Po porodzie do sali wjeżdża pielęgniarka ze stolikiem z posiłkiem i napojami dla świeżo upieczonej mamy i osoby towarzyszącej. Na stoliku znajduje się flaga Danii, która towarzyszy im w każdym ważnym momencie życia i jest obecna w życiu codziennym.

 

Czy Duńczycy promują badania prenatalne i porody naturalne? Jakie mają podejście do cesarskiego cięcia?

Nie ma tu zbyt wielu programów promujących zdrowie, tutaj propaguje się zdrowy styl życia. Badania prenatalne są standardem i nie płaci się za nie. Wykonuje się tylko jedno na najlepszym sprzęcie przez wykwalifikowany personel w szpitalu. Badanie łączy wyniki krwi oraz USG. Na konkretny termin trzeba umówić się samemu, jednak system bywa pomocny, bo wyliczy w jakich dniach badanie należy wykonać po wprowadzeniu danych dotyczących ciąży.

Poród naturalny jest sugerowany jako najzdrowszy dla dziecka i mamy. Przed porodem edukuje się przyszłe mamy, aby wybierały właśnie ten rodzaj porodu. Opieka jest fachowa i myślę, że warto tutaj zaufać personelowi. Cesarskie cięcie wykonywane jest na wskazanie, choć w praktyce jest tak, że na cesarkę można się "uprzeć".

W Polsce przysługuje na każde dziecko świadczenie w postaci 500 plus. Jak duńskie rodziny mogą liczyć na wsparcie ze strony Państwa?

Na każde dziecko wypłacane jest kwartalnie świadczenie i w zależności od wieku, te kwoty są różne. Im dziecko starsze, tym kwota niższa. Najwyższe świadczenie jest porównywalne z polskim 500 plus, także niektórzy mogą się poczuć rozczarowani wysokością zasiłku. Dodatkowo w zależności od dochodów można otrzymać dofinansowanie do instytucji dla dzieci.

 

W jakim wieku dzieci idą do przedszkola i jak wygląda edukacja przedszkolna?

Wszystko zależy od miejsca, w którym się mieszka. Przedszkole to zabawa, zwykle na dworze, w deszczu, śniegu i błocie. Potrzebne jest więc dobre ubranie. Przedszkola zwykle, choć nie zawsze, mają grupy mieszane wiekowo, czyli w jednej grupie bawią się trzylatki i  sześciolatki. Jest to o tyle fajne, że każdy w grupie jest najpierw mały i uczy się od starszych, a potem duży i to on uczy maluchy. W mojej ocenie to świetny system, gdzie dzieci uczą się od siebie nawzajem. Dzieci w przedszkolu mają już dużo swobody. Zaletami są wyposażone place zabaw, na których prędzej znajdziemy pająki sznurkowe do wspinania się, górkę ze zjeżdżalnią i krzaki, w których można się schować, a także drzewa, po których można wchodzić. Przestrzeń sprawia wrażenie chaotycznej i pustej, a w rzeczywistości jest poligonem gotowym przyjąć każdy rodzaj zabawy. Zabawa ma być nieskrępowana i wolna.

Instytucje w Polsce, które za przykład mają skandynawskie placówki w nazwie mają właśnie "wolne", tylko tutaj to każde publiczne przedszkole tak wygląda. Stawia się na oszczędną ilość zabawek i nie ma dni wypełnionych zajęciami dodatkowymi, takimi jak szachy czy dodatkowy język. Dzieci mogą, ale nie muszą uczestniczyć w danej aktywności. W zasadzie nie ma w nich przymusu, celem jest dobra zabawa, nie nauka. Przedszkole stawia na naukę samodzielności. Już najmłodsze dzieci same się ubierają, nikt nie pomaga z piciem czy z jedzeniem, same się przebierają, jeśli są brudne.

Zawsze spotykam się ze zdziwieniem kiedy mówię, że w przedszkolu dzieci piją wyłącznie zimną wodę, a w placówkach panuje polityka "no sugar". Przedszkolaki mają swoje śniadaniówki wypełnione zdrowymi produktami. Są grupy na Facebooku, które pokazują inspiracje, jak przygotować idealny posiłek dla dziecka. Nawet w sklepach są gotowe produkty przeznaczone właśnie do takich pudełek. To ważna część wychowywania dzieci - zdrowe żywienie ma tutaj ogromne znaczenie.

A co to jest tzw. SFO?

SFO to nic innego jak świetlica. Miejsce, w którym dzieci spędzają czas przed szkołą, jeśli odprowadzane są wcześniej lub po zajęciach szkolnych, do czasu odebrania przez rodzica. SFO ma jednak dodatkowe zadanie. Dzieci kończą przedszkole, w zależności od miejsca, w którym mieszkają, w kwietniu lub w maju. Wówczas ich placówką, w której spędzają całe dnie, jest SFO. To instytucja przyszkolna, która zbiera w jednym miejscu wszystkie dzieci, które danego roku zaczną naukę w szkole. W tym roku to rocznik 2015 rozpoczął tzw. 0kl.

Niezwykłe wrażenie, wręcz wzruszenie, wywołał fakt, że SFO służy między innymi poznaniu dzieci przez pedagogów, tak, aby utworzyć klasy możliwe jak najbardziej zgrane, aby nie rozdzielić przyjaciół, a rozbić dzieci, którym komunikacja nie wychodzi. Dobro dziecka, jego poczucie bezpieczeństwa, samopoczucie, a także troska o życie socjalne przyjmuje nieznaną mi dotąd formę.

 

Zaciekawił mnie twój wpis na Instagramie, w którym stwierdziłaś, że bardzo lubisz być mamą w Danii. Czym różni się macierzyństwo w Danii i w Polsce? Co Cię szczególnie zaskoczyło?

Jest tutaj ogromny szacunek do małych ludzi, mówi się tu o dzieciach jako "dobru wspólnym". Dania to raj dla dzieci. Wiem, że niektóre różnice sprawiają kłopot w ich rozumieniu. Zdziwienie wywołuje spanie niemowlaków na dworze czy pozostawione wózki pod kawiarnią, a w nich dzieci, które smacznie śpią. Tu nikogo to nie dziwi, a raczej stanowi krajobraz miasta. Dzieci mówią po imieniu do dorosłych, od żłobka po studia, na których do wykładowców zwracałam się na "ty". W Danii mały człowiek ma dużo swobody, można powiedzieć, że tutaj jest w pewien sposób wolny. 

Bycie mamą w Danii ściąga z nas brzemię konieczności bycia matką idealną. Jest duże zrozumienie faktu, że dzieci płaczą i mają emocje. Nikogo więc nie oburza malec leżący na ziemi z płaczem. Tu nie krzyczy się na dzieci, duńscy rodzice są zwykle spokojni i opanowani. Nie ma biegu i pośpiechu. Największym odkryciem było to, że nikt nikogo nie ocenia. Nikt od nikogo nie wymaga określonych zachowań, co daje ogromny komfort reakcji. Nigdy nie miałam poczucia, że wymaga się ode mnie, aby moje dziecko było "grzeczne". 

 

I fakt, że naprawdę można odprowadzić dzieci do przedszkola w piżamie, jeśli taka potrzeba, był genialnym odkryciem. Chodzi o to, że każdy tutaj może się ubierać i wyglądać jak chce. To wszystko razem wzięte powoduje, że codzienność z dziećmi bywa łatwiejsza do dźwignięcia, kiedy zrzucamy z barków obowiązek wypełniania społecznych oczekiwań.

Czy dzieci często pytają o swoją ojczyznę? Planujecie powrót do Polski?

I tak, i nie. Dzieci nie pytają o Polskę, ich domem jest Dania. Wiadomo, że tęsknią za dziadkami, a tych mają wspaniałych. Tylko w takim kontekście mówią o Polsce i chcą do niej jechać. Mamy ulubione miejsca, swoje zwyczaje, utarte szlaki, ale to do Danii wracamy jak do domu. Nie planujemy powrotu do Polski, już raz próbowaliśmy, choć życie pisze czasem swoje scenariusze, a o tym zdążyłam się już przekonać.

Marysia jest bardzo aktywna na Instagramie: @polkazagranica_dk. Opowiada tam o Danii, przybliża czym jest skandynawskie wychowanie i oswaja temat emigracji. 

 
 

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Agora SA