Polka na Wyspach Kanaryjskich: Kiedyś byłam znerwicowaną matką Polką. Obiad ugotowany, mieszkanie wysprzątane. Teraz jest luz

Magdalena Gryc
Ewa Owczarek od kilku lat mieszka na Wyspach Kanaryjskich. W rozmowie z eDziecko.pl opowiada o macierzyństwie, chorobie nowotworowej oraz biznesie w pandemii. - Przyjemne jest to, że nie ma tutaj konkurencji, bo każdy wzajemnie się poleca, aby przetrwać ten fatalny czas. Z ekonomicznego punktu widzenia wiem, że rękodzieło nie jest najważniejszym tematem dla życia hiszpańskiej rodziny. Artyści nie przestali tworzyć jednak działają i upiększają ten świat - twierdzi.

Polki wychowują dziś swoje dzieci nie tylko w Polsce. Wiele z nich los rzucił do innych krajów. Tam założyły rodziny i prowadzą domy. O swoich doświadczeniach opowiadają w naszym cyklu "Matka Polka za granicą".

Magdalena Gryc, eDziecko.pl: Jak to się stało, że trafiłaś do Hiszpanii?

Ewa Owczarek: Wyspy Kanaryjskie są wpisane w naszą historię rodzinną. Moi rodzice ponad 12 lat temu postanowili osiedlić się tutaj na tzw. stare lata. Jako jedyna z czwórki rodzeństwa nadawałam się na bycie emigrantem, ponieważ znałam wówczas hiszpański. To mnie przypadła rola pomagania im za granicą i szansa na spróbowanie, jak to będzie zamieszkać w innym kraju. To były czyste pobudki hedonistyczne, bez żadnego planu zawodowego. 

Nowe miejsce, nowy kraj i nowa kultura. Czy trudno było odnaleźć się w tej rzeczywistości? Mówi się, że na Kanarach wakacje trwają cały rok.

Na początku tak się czułam. Piękna pogoda! Teraz jednak chodzę przy 24 stopniach w długich spodniach i kowbojkach - wcale nie narzekam, żeby było mi gorąco! Najlepiej czujemy się w temperaturze 26-32 stopni. Poza aspektami pogodowymi, aby nie zwariować na Wyspach Kanaryjskich, trzeba nabyć trochę kanaryjskiego luzu. Tutaj nigdzie nikomu się nie śpieszy. Pamiętam, jak robiłam zakupy z dziewięciomiesięczną córką w Merdadonie (tutejszej popularnej sieci spożywczej), a kasjer wychodził z kasy i bawił się z nią w chowanego. Kiedy córeczka zaczynała się śmiać, to inne kasjerki w kasach obok przestawały pracować, by popatrzeć, jakie mała robi śmieszne miny. Wyobrażasz sobie teraz taką sytuację w Polsce? Nikt nikogo nie popędzał. Taki luz może być jednak strasznie irytujący, gdy jesteś przyzwyczajona do zabieganego stylu życia. Nie raz jest to jednak uciążliwe. Kiedy chce się załatwić pewne sprawy w urzędach, to nie jest to takie proste, bo pracują tylko do siesty. Nikomu poza tobą się nie śpieszy. Dodatkowym minusem był język. Hiszpanie mówią bardzo szybko, tak jakby strzelali z karabinu maszynowego, a Kanaryjczycy mają w zwyczaju zjadać końcówki. 

Jak poradziłaś sobie ze wszystkimi formalnościami – szkołą, pracą, miejscem zamieszkania?

Miejsce zamieszkania miałam już zapewnione. Potrzebne mi było jedynie auto, bo mieszkamy na wsi. Odkupiłam je od starszych państwa Polaków, którzy akurat opuszczali wyspę. Formalności załatwialiśmy rok - niezła szkoła cierpliwości. Trafiłam na cudowną szkołę. Escuelas unitarias to wiejskie szkoły, których z każdym rokiem jest mniej. Starsza córka, Pola, skończyła trzy lata, kiedy przybyliśmy na wyspę. Gdy zawitaliśmy do szkoły w Pueblo, to ona już nie chciała nigdy więcej oglądać miejskiej szkoły. Szkoła liczyła łącznie około 11 osób - 10 dzieci i profesor. Wszyscy uczyli się w jednej sali. Starsze dzieci miały za zadanie pomagać tym młodszym. Tam była naprawdę rodzinna atmosfera. Pola szybko nauczyła się mówić po hiszpańsku. Profesor z tamtej szkoły pomógł nam wypełnić wszystkie dokumenty, a właściwie wypełnij je za nas. Niestety w późniejszych latach, kiedy to starsze dzieci musiały kontynuować naukę w szkołach miejskich, nie udało się zebrać uczniów i placówka nie została otwarta. 

Wspominałaś mi też o nowotworze. Opowiesz, proszę, o tym?

Po pół roku od przyjazdu na Kanary, zatkało mi się ucho i miałam bardzo złe przeczucia. Z przychodni na Kanarach skierowano mnie na płatne badanie do szpitala prywatnego. Tam niestety nie mieli zaplecza laryngologicznego. Udałam się więc do Las Palmas, do Hospital Insular. Przeszłam wówczas dwumiesięczną diagnostykę. Było naprawdę trudno, bo nie znałam tych skomplikowanych terminów medycznych. W końcu zrobili mi rezonans i znaleźli NH-1 - mały nowotwór w uchu. Na szczęście od razu powiedzieli mi, że oni tego nie umieją operować. Moje kroki skierowałam więc do prof. Niemczyka. W ciągu pół roku poleciałam do Polski całkiem sama. Był to bardzo trudny okres, bo dopiero poukładaliśmy sobie nasze życie w nowym miejscu na ziemi, a tutaj taka próba. Przy tym rozłąka i stres. Po operacji musiałam poczekać prawie trzy tygodnie, aby wrócić na wyspy. Niestety dostałam też komplikacji - paraliżu twarzy po prawej stronie i stanu zapalnego oka. Kiedy wróciłam na Kanary, to mój lewy błędnik jeszcze nie umiał pracować za dwa. Chodziłam po ścianach i nie było mowy, aby wsiąść za kółko samochodu. Do tego dochodziły obowiązki macierzyńskie. Nie mogłam nosić zbuntowanej dwulatki, pożegnałam się też z noszeniem dziecka w chuście. Na szczęście łagodny klimat i domowa rehabilitacja mięśni twarzy sprawiły, że w ciągu kilku miesięcy już zapomnieliśmy o tej historii. 

Jak przebiegało leczenie choroby w Hiszpanii? Mówi się, że tutejsza służba zdrowia, w przeciwieństwie do Polski, ma naprawdę wysokie standardy.

W Polsce mamy doskonałą kadrę. Z kolei na Wyspach Kanaryjskich widać o wiele lepsze zaplecze finansowe w służbie zdrowia. Tutaj medycy są pogodni i empatyczni.

A jak zmieniło się twoje życie, kiedy na świat przyszły dzieci? Obydwie córeczki urodziłaś na Wyspach Kanaryjskich?

Urodziłam je w Polsce, chociaż plan był taki, aby druga córka urodziła się już na Wyspach Kanaryjskich. Jednak zostaliśmy w Polsce, bo zapowiadało się na szybkie rozwiązanie. Choć Gran Canaria jest stosunkowo małą wyspą, to nie dojechałabym na czas. Byłam w prawie 5. miesiącu ciąży i postanowiliśmy poczekać z wyjazdem. 

Zobacz wideo Joanna Moro wyjechała na Wyspy Kanaryjskie

Jak wygląda hiszpańskie macierzyństwo? Czy jest urlop macierzyński lub wychowawczy?

W Hiszpanii urlop macierzyński jest bardzo krótki - trwa tylko 4 miesiące. W tym roku zmieniły się przepisy. Od teraz zarówno ojciec, jak i matka mogą z niego skorzystać. Żłobki są przygotowane na przyjęcie małych dzieci. Na początku byłam zdziwiona, ale kiedy poznałam tutejszą mentalność to wszystko się zmieniło. Kiedy spotykałam na swojej drodze emigrantki to podobnie jak ja nie wyobrażały sobie oddania swoich pociech do guarderii.

A po urlopie najważniejsza jest praca i kariera? Czy jednak priorytetem jest rodzina?

To bardzo subiektywna kwestia, która w dużej mierze zależy od sytuacji ekonomicznej. Praca na wyspach to praca w pięknych okolicznościach przyrody, ale często z marnym wynagrodzeniem, szczególnie w branży hotelowej, turystycznej i gastronomicznej. Każdy z tych sektorów zna tutaj kilka języków, przynajmniej w stopniu komunikatywnym. Konkurencja na rynku pracy jest duża. Trzeba być pracowitym, by obronić swoje stanowisko. Rodzina jest niezwykle ważna dla Kanaryjczyków. Dbają o siebie i bardzo często się widują.  Mieszkamy w bardzo małym pueblo i nasi sąsiedzi często nas zapraszają na urodziny, święta. Czasem także bez okazji. Ich spotkania nie są jednak skupione przy posiłkach. Bywa nawet tak, że brakuje krzeseł.

Jak na Wyspach Kanaryjskich wygląda życie w czasie pandemii?

Wyspy Kanaryjskie cierpią bez turystyki. Nigdy nie widziałam aż tylu lokali do wynajęcia. Dodatkowe napięcie budzą imigranci z Afryki Zachodniej, którzy przypływają setkami i osiedlają się w zamkniętych hotelach. Wielu obcokrajowców wyjechało już z wyspy i nastąpiło wielkie przetasowanie. Kanaryjczycy stracili karnawał w 2020 i 2021 roku. To ogromny ból, nie licząc kwestii finansowych. Hiszpanie uwielbiają spotykać się i bawić. Wielu z nich przygotowuje stroje karnawałowe cały rok. Do tego są jeszcze Romerie, czyli święta danej miejscowości, na które przebierają się na ludowo. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś każdą wolną chwilę spędza z bliskimi, na plaży, w barach przy tapas, jeżdżąc po wyspie od Romerii do Romerii, a tutaj nagle nie może nic. Zero pracy, zero zabawy, zero spotkań, zero gestów i totalnie nienaturalny dla nich dystans między ludźmi. 

A jak radzi sobie obecnie system edukacji?

Dzieci uczęszczają do szkoły podstawowej, a ja uczę się w szkole języków obcych. Maseczki są obowiązkowe od szóstego roku życia. Zarówno zajęcia dodatkowe, jak i koła zainteresowań zostały zawieszone w szkołach. Prywatnie funkcjonują dalej szkoły tańca, korepetycje i zajęcia odpłatne. Niemniej jednak te zajęcia bywają zawieszone w przypadku, gdy wyspa wchodzi w III falę pandemii. Ze szkołą kontaktujemy się wyłącznie mailowo, a wywiadówki odbywają się za pomocą rozmów telefonicznych. Szkoły coraz lepiej wykorzystują aplikacje online. 

W takim razie jak żyć w nowym kraju z dziećmi i nie zwariować? Szczególnie teraz, podczas pandemii, gdy mamy ograniczone możliwości i mnóstwo zakazów.

Kiedyś byłam znerwicowaną matką Polką. Obiad codzienne ugotowany, mieszkanie wysprzątane na błysk, ogródek wypielony i auto wypucowane. Kiedy tutaj przyjechałam, to trochę zwolniłam. Dałam się zachwycić wyspą. Nie chcę pokazać, że przestałam dbać o czystość, bo tak nie jest, ale chodzi mi o to, że szczęście rodziny to wymierna czasu, jaki jej poświęcamy. W aucie zawsze wożę hulajnogi, rolki, ubrania na zmianę, koc i torbę na plażę. Często pakuję pomidorową lub inny posiłek do słoików i jedziemy na plażę lub do parku zjeść obiad. Warto zastanowić się, jak często w czasie kwarantanny marzyłaś, by spędzić wartościowo czas z bliskimi? Ja to robię. Nie myślę obsesyjnie, że dziewczyny naniosą piach z plaży do auta i do domu. To nie jest warte moich nerwów. Chcę, aby moje córki oddychały morską bryzą i żyły tą wyspą. Staramy się jeść zdrowo, mamy własny ogródek. Ba, nawet kurnik! Dzieci jedzą to, co my. Ja jestem wegetarianką, ale mój mąż to mięsożerca. Kocham międzynarodowość wysp. Tu jest tyle mniejszych kultur. Mam swój ulubiony chiński, hinduski i włoski sklep. Mąż uwielbia sklep bułgarski, w którym są też polskie artykuły. Nie pozwalam sobie na monotonię, choć w takim czasie jak pandemia łatwo popaść w marazm. 

Wspominałaś też o własnym biznesie handmade w Hiszpanii. Czym się zajmujesz?

W czasie pandemii na nowo zaczęłam szyć. Chciałam umilić moim dziewczynom i naszym małym sąsiadkom czas w zamknięciu i zaczęłam szyć tutu. Moje Campo de Amapola rozwija się powoli. Uruchomiłam też dział eco lifestyle, który jest bliski mojej filozofii życiowej.

Jak udaje ci się go realizować w tych trudnych czasach? Mówi się, że w ostatnim roku ponad milion Hiszpanów straciło pracę.

Rękodzielniczki wspierają się tutaj dobrym słowem. Przyjemne jest to, że nie ma konkurencji, bowiem wzajemnie się polecają, by przetrwać ten fatalny czas. Z ekonomicznego punktu widzenia wiem, że rękodzieło nie jest najważniejszym tematem dla życia hiszpańskiej rodziny. Artyści nie przestali jednak tworzyć, istnieją, działają i upiększają ten świat. Zawsze są gotowi, aby zachwycić, kiedy kompletnie się tego nie spodziewamy. Moja koleżanka z Las Palmas - polska malarka Dagmara Górska-Mandryka - robi takie grafiki, że zbieram szczękę z podłogi za każdym razem, jak coś pokaże w sieci. Marta z Cuenca robi świetne szampony w kostce i rozwija swoją mydlarnię. Wiele osób tworzy i w twórczości odnajduje samych siebie, zgubionych gdzieś w codziennej gonitwie. Wyspy Kanaryjskie to specjalna strefa ekonomiczna. Wysyłki online to emocjonalny i finansowy rollercoaster. Niestety to w dalszym ciągu odległy zakątek - środek Atlantyku, gdzieś na zachód od wybrzeża Afryki. 

Mam wrażenie, że Hiszpanie są otwarci, spontaniczni i wiecznie uśmiechnięci. Czy to rzeczywiście ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości? Łatwo nawiązuje się tutaj kontakty?

Hiszpanie są bardzo grzeczni. Zwykłe rozmowy telefoniczne i kontakt face to face zawsze są na wysokim poziomie kultury. Dzięki temu jest łatwiej nawiązać kontakt. Trzeba sobie jednak zdać sprawę, że nawiązanie relacji to jedno, a nowe przyjaźnie to zupełnie co innego. Obcokrajowiec to człowiek nie wiadomo skąd, może nakłamać na swój temat, by tylko lepiej wypaść w oczach innych. Na przyjaźń trzeba zapracować i nie da się tego zrobić dzięki przepięknemu profilowi w mediach społecznościowych. 

Czego Polacy mogą uczyć się od Hiszpanów?

Przede wszystkim tego, że uśmiech i życzliwość nic nie kosztują i nie powinno się szczędzić ich wokół siebie. Warto pamiętać, że każda sytuacja ma dobre strony, a jeśli się ich nie widzi, to trzeba poczekać i zobaczyć, co przyniesie czas. Mañana wcale nie oznacza "jutro". To bliżej niesprecyzowany odcinek na osi czasu. Ogromną wartość ma tutaj ludowość i regionalność. To powód do dumy, który trzeba niezmiennie podkreślać i pielęgnować. Nie powinno się zapomnieć o najważniejszych wartościach, jakimi są rodzina i przyjaźń. 

Ewa jest bardzo aktywna na Instagramie: @ewciao. Opowiada tam o swoim życiu, pracy, rzeczywistości każdej matki, macierzyństwie, a także zdradza ciekawostki dotyczące Wysp Kanaryjskich.

Więcej o:
Copyright © Agora SA