Niania zajmująca się bliźniętami: "Zataszczyć śpiące dziecko do domu to pół biedy. Spróbuj tego kiedyś z dwójką."

Ewa Rąbek
Sylwia jest zawodową nianią z piętnastoletnim doświadczeniem. Przez większość tego czasu zajmowała się bliźniętami. Kocha swoją pracę i jest jej całkowicie oddana: "Nigdy w życiu nie stresowało mnie pójście do pracy, nie znam uczucia, które towarzyszy wielu ludziom w niedziele" - mówi.

Ewa Rąbek: Jak zostałaś nianią?

Byłam na początku studiów, szukałam jakiejś pracy dodatkowej, którą mogłabym połączyć z nauką, z zajęciami. Jak zapewne wiesz, w wieku 19 lat wybór jest niewielki: gastronomia, recepcja, praca hostessy albo właśnie zajmowanie się dziećmi. Na wydziale, na tablicy ogłoszeń zobaczyłam informację, że ktoś szuka niani i od razu wiedziałam, że to coś, w czym się świetnie sprawdzę - studiowałam psychologię, zawsze uwielbiałam małe dzieci.

Masz też czworo rodzeństwa...

Tak. W tym 19 lat młodszą siostrę, która urodziła się, jak byłam w klasie maturalnej. Moje zakończenie matur zbiegło się w czasie z końcem urlopu macierzyńskiego mojej mamy i jej powrotem do pracy, dlatego przez ten okres kilku miesięcy, pomiędzy maturą a rozpoczęciem studiów, to ja zajmowałam się siostrą.  

Dlaczego zaczęłaś zajmować się bliźniętami?

Pierwsza moja praca (ogłoszenie, które znalazłam na wydziałowej tablicy ogłoszeń) miała być związana z ośmioletnią dziewczynką. Ostatecznie zajęłam się jej pięciomiesięcznymi braćmi - bliźniakami. Nie wiedziałam, czy dam radę, ale po 15 minutach rozmowy z ich mamą, to ona zaczęła mnie namawiać, była przekonana, że sobie poradzę.

I tak się stało?

Tak. Kiedy skończyłam pracę z chłopakami, praca z kolejnymi bliźniakami była już formalnością. Generalnie, kiedy masz już takie doświadczenie, później jest na ciebie swego rodzaju popyt. Nie każdy, nawet z wieloletnim stażem w opiece nad dziećmi, jest w stanie podjąć się pracy z bliźniakami, do tego tak małymi. Moje najmłodsze bliźniaki miały dwa miesiące i były dwumiesięcznymi wcześniakami, czyli zgodnie z planem dopiero miały się urodzić. Rodzice wiedzą, że sobie poradzisz, co więcej, nawet liczą, że nauczysz ich czegoś, przekażesz im wiedzę, swoje doświadczenie, które ułatwi im funkcjonowanie w całym tym początkowym armagedonie.

'Zdarzało mi się stać na peronie 10-15 min i prosić kogoś o pomoc we wniesieniu wózka po schodach.''Zdarzało mi się stać na peronie 10-15 min i prosić kogoś o pomoc we wniesieniu wózka po schodach.' archiwum prywatne

Od 15 lat jesteś zawodową nianią. Z moich doświadczeń wynika, że w naszym kraju ta praca nie cieszy się prestiżem i szacunkiem społecznym. Rozumiem, że masz inne odczucia? 

Na początku to miała być praca dodatkowa dla studentki. Jednak w pewnym momencie okazało się, że mam wszystko, co jest potrzebne, żeby rozwijać się w tej dziedzinie: wiedzę psychologiczną dotyczącą rozwoju człowieka, emocji, osobowości, kwestii wychowawczych, kurs pierwszej pomocy, warsztaty umiejętności wychowawczych, ogromne doświadczenie, kontakty, które powodują, że to nie ja szukam pracy, tylko jestem poszukiwana. A najważniejsze, że bardzo lubię to, co robię. Nigdy w życiu nie stresowało mnie pójście do pracy, nie znam uczucia, które towarzyszy wielu ludziom w niedziele, ten stres, ta niepewność na myśl o tym, że kończy się weekend i następnego dnia muszą iść do pracy.

Zobacz wideo Co do zasady dziecko rodzi się zdrowe. Rodziców czeka jednak dużo stresów związanych ze stanami adaptacyjnymi noworodka

Jako niania nigdy nie awansujesz...

Masz na myśli to, czy z taką wiedzą, z takim doświadczeniem nie mogłabym pracować w innym miejscu, na bardziej "prestiżowym" stanowisku? A czy dzieci nie zasługują na to, żeby spędzał z nimi czas ktoś, kto posiada odpowiednią wiedzę na ten temat, odpowiednie przygotowanie? A nie ktoś z przypadku. Jako psycholog, tym bardziej psycholog kształcący się z psychoterapii, jestem po specjalizacji terapia rodzin i małżeństw, wiem, że pierwsze lata naszego życia są dla nas bardzo istotne, to od nich często zależy, jak wygląda nasza dorosłość. Nie stoję w miejscu, cały czas rozwijam się, jestem na bieżąco z literaturą popularnonaukową i bardziej specjalistyczną dotyczącą rozwoju dzieci. W tej chwili poza samą opieką, udzielam także porad dotyczących opiekowania się, wychowywania, problemów np. dotyczących snu dzieci, układania planu dnia dzieciom, rywalizacji między rodzeństwem czy najprostszych porad ułatwiających codzienne funkcjonowanie. Moja praca to bieg długodystansowy, do którego trzeba się wcześniej przygotować, żeby go ukończyć, a nie sprint, z którym lepiej lub gorzej poradzi sobie większość.

Pamiętasz wszystkich swoich podopiecznych?

Raczej tak. Współpracowałam z bardzo dużą liczbą rodzin, w pełnym etatowym wymiarze godzin i dorywczo. Jeżeli chodzi o bliźniaków, zajmowałam się co najmniej ośmioma parami, w każdej możliwej konfiguracji płci: miałam dwie dziewczynki, dwóch chłopców, i chłopca i dziewczynkę. Bliźniaki jednojajowe i dwujajowe. Z wieloma rodzinami współpracuję długofalowo. Czasem zajmuję się bliźniaczkami, którymi zaczęłam opiekować się, gdy miały siedem miesięcy, a obecnie mają po dziesięć lat. Tak naprawdę jesteśmy ze sobą tak związane, że można powiedzieć, że jesteśmy jak rodzina, tym bardziej że dziewczyny są bardzo związane nie tylko ze mną, lecz także z moimi rodzicami.

Jak to? 

Od około drugiego roku życia zaczęły jeździć ze mną do moich rodziców (160 km od Warszawy), na takie weekendowe wypady, później wakacje, ferie, obecnie jeżdżą tam często same, beze mnie, jak do swoich "przyszywanych" dziadków. Tak, wiem, może to się wydawać dziwne, ale moi rodzice i rodzeństwo bardzo lubią dzieci. Znajomi śmieją się, że wyznają zasadę: wszystkie dzieci nasze są.

Widać, że bardzo zżywasz się ze swoimi podopiecznymi. A z ich rodzicami?

Też. Podstawą mojego podejścia do tej pracy jest przyjaźń. Szczególnie w przypadku rodzin, z którymi współpracowałam i współpracuję na cały etat. Nie traktuję tego zajęcia wyłącznie jako pracy. W momencie, kiedy podejmuję decyzję o współpracy z jakąś rodziną, od razu przechodzę z rodzicami na "ty". Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której opiekuję się czyimiś dziećmi, przytulam je, całuję, a do ich rodziców mówię na pan/pani. Albo oni do mnie. 

A dzieci nazywają cię "ciocią"?

Nie. Bardzo nie lubię tego określenia na nianię. Mówią do mnie po imieniu. Uważam, że w ten sposób buduję z nimi fajną więź, jestem trochę kolejnym rodzicem dającym poczucie bezpieczeństwa, dużo miłości, wprowadzającym pewne zasady. Jestem taką trochę starszą siostrą, a trochę kumpelą, z którą można się powygłupiać. Kiedy rozmawiam z moimi dziećmi na temat tego, kim dla nich jestem, to zazwyczaj mówią, że jestem ich przyjaciółką, która się nimi opiekuje. Tak samo jest z rodzicami. Zazwyczaj przedstawiają mnie innym jako przyjaciółkę domu.

W czym tkwi największa trudność przy pracy z bliźniętami? Szczególnie takimi małymi, kilkumiesięcznymi.

Jedną z podstawowych zasad podczas opieki nad bliźniakami jest dobra organizacja. Tu trzeba działać bardziej schematycznie, pilnować planu dnia, szczególnie jeżeli zajmujesz się bliźniakami w pojedynkę. Kiedy opiekujesz się jednym dzieckiem, możesz pozwolić sobie na większą spontaniczność. Jestem wielką zwolenniczką stałego planu dnia dziecka, bo rutyna jest bardzo ważna, daje duże poczucie bezpieczeństwa. Chociaż w przypadku, kiedy zajmujesz się jednym dzieckiem, odstępstwa od tego planu dnia nie wyrządzą mu żadnej "krzywdy". Najwyżej dziecko zaśnie ci na rękach i będziesz musiała zataszczyć je na tych rękach do domu. Zataszczyć tak jedno śpiące dziecko to pół biedy. Ale spróbuj tego kiedyś z dwójką. Będziesz wyglądać jak ta matka z memów dysząca, cała spocona. Odechce ci się wszystkiego. Doskonale wiem, że bycie rodzicem bliźniaków jest często dużo trudniejsze i bardziej wymagające niż w przypadku jednego dziecka. Dlatego po wielu latach pracy i różnych doświadczeniach tak bardzo podkreślam, że organizacja i pewnego rodzaju zadaniowość może być bardzo pomocna

Każde dziecko ma inne potrzeby, nawet jeśli są to bliźnięta. To dodatkowe wyzwanie?

Tak. Mam hopla na punkcie indywidualnego podejścia do każdego dziecka, w tym bliźniaków. Zawsze staram się poznać każdego oddzielnie tak, żeby zaspokajać w równym stopniu potrzeby obu. Jednak dążę również do tego, aby znaleźć na tyle dużo wspólnego, żeby plan dnia był taki sam dla obojga. Bardzo szybko okazuje się, że nie jest to wcale takie trudne.

A jak sobie radzisz w takich codziennych sytuacjach np. z poruszaniem się po mieście etc.?

Rzeczywiście bywa to trudniejsze, ale nie jest to nic, czego by nie można było "przeskoczyć". Mam tu na myśli sytuacje kiedy zepsuje się winda w metrze i jedyną możliwością jest wniesienie wózka z dziećmi po schodach. Już sam wózek bliźniaczy waży swoje, a dodajmy do tego jeszcze wagę dzieci. Nigdy nie bałam się podróżować z bliźniakami, jeździliśmy do innych zaprzyjaźnionych dzieci, na zajęcia, do sali zabaw, a to często wymagało kombinowania z mojej strony. Zdarzało mi się stać na peronie 10-15 min i prosić kogoś o pomoc we wniesieniu wózka po schodach. Niestety nie zawsze ludzie są chętni. Często szukałam dwóch mężczyzn, którzy wnosili wózek, a ja wyciągałam dzieci i wnosiłam dwójkę na rękach. Kiedy dzieci były już chodzące, zdarzało mi się wyciągać je z wózka, wprowadzać jako pierwsze po schodach na górę, prosić, żeby stały tam grzecznie i czekały na mnie, a następnie wracałam po wózek.

Nie masz swoich dzieci...

Nie. Jednak nie twierdzę, ze ich kiedyś nie będę mieć. Nigdy nie mówię nigdy, bo różnie w życiu bywa, ale na obecną chwilę nie mam planów macierzyńskich. Śmieję się, że gdybym się na to zdecydowała, to byłaby to najbardziej świadoma decyzja, jaką tylko można podjąć. Chyba mało kto, nie mając swoich własnych dzieci, tak dobrze wie "z czym to się je". Czasami dzieci, z którymi pracuję, te, które obecnie mają już po naście lat, poruszają ten temat i pytają mnie: "Sylwia, a czemu tak właściwie ty nie masz swoich dzieci?". Zawsze wtedy mówię, że ja mam tyyyyyle dzieci, że mało kto ma ich tyle i że już mi może nie wystarczyć miłości, cierpliwości i wszystkich innych uczuć macierzyńskich na kolejne. W końcu w pracy jestem po kilka-kilkanaście godzin dziennie, wychodzę z niej i zajmuję się czymś innym. Rodzicem jest się 24 godziny na dobę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA