Zamiast nauczycieli będą studenci. Pomysł MEN budzi kontrowersje

"MEN rozważa możliwość zatrudniania w przedszkolach studentów ostatnich lat pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej" - poinformowała wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer. Jak podaje resort edukacji, w przedszkolach brakuje około 1000 nauczycieli, co stanowi ok. 13 proc. wszystkich wolnych etatów nauczycielskich.

Rewolucyjne zmiany w szkołach są widoczne gołym okiem, jednak i one nie wystarczają, aby powstrzymać nauczycieli, którzy masowo odchodzą ze szkół. Pedagodzy najczęściej porzucają szkołę w większych miastach, tam, gdzie łatwiej jest o inną, lepiej płatną pracę. Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", poważny kryzys kadrowy w szkołach zaczął się po reformie edukacji związanej z likwidacją gimnazjów, czyli w roku szkolnym 2019/2020. Sytuacji nie poprawił także strajk nauczycieli w 2019 roku. Polskie szkoły tkwią w kryzysie do dziś i nic nie zapowiada się na zmiany. Co gorsza, młodzi również nie garną się, aby rozpoczynać studia pedagogiczne, o czym świadczą najnowsze wieści płynące z MEN.

Zobacz wideo Czego się uczyć, żeby mieć dobrą pracę? "Ważne są umiejętności i kompetencje"

Dziećmi w przedszkolu zaopiekuje się student? Plany MEN

Poseł Waldemar Sługocki z Koalicji Obywatelskiej zwrócił się do resortu edukacji z pytaniem, jak rozwiązać problem wakatów nauczycieli wychowania przedszkolnego. Zaznaczył, że w wielu gminach w Polsce z roku na rok nasila się poszukiwanie chętnych do pracy w tym zawodzie. Oprócz tego przekonywał, że dość krzywdzącym, dodatkowym ograniczeniem jest fakt, iż kuratorzy oświaty nie mogą wydać zgody na zatrudnienie w przedszkolu, np.studentów czwartego lub piątego roku, podczas gdy mają takie prawo w przypadku edukacji wczesnoszkolnej. Reguluje to art. 10 ust. 9 Karty Nauczyciela.

Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź MEN. Katarzyna Lubnauer, wiceminister edukacji, przekazała, że w skali całego kraju - według stanu na dzień 5 września 2024 r. - w publicznych i niepublicznych placówkach wychowania przedszkolnego jest łącznie 776 wolnych miejsc pracy dla nauczycieli. Natomiast w szkołach publicznych prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego i organy administracji rządowej jest natomiast 506 wolnych stanowisk pracy dla nauczycieli wychowania przedszkolnego (ok. 465 etatów). 

Braki kadrowe dotyczą nie tylko nauczycieli szkół, ale również przedszkoli. Jak podaje MEN, brakuje w nich około 1000 nauczycieli, co stanowi ok. 13 proc. wszystkich wolnych etatów nauczycielskich. Choć resort jeszcze zastanawia się jak rozwiązać ten problem, to już teraz wiadomo, że najpoważniej rozważaną możliwością jest zmiana przepisów tak, aby możliwe było zatrudnienie w przedszkolach studentów ostatnich lat jednolitych studiów magisterskich na kierunku pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna.

Jest jedno "ale"? "Przy każdym takim studencie powinien pracować nauczyciel doświadczony"

Postanowiliśmy odezwać się do nauczycielki wychowania przedszkolnego, która pracuje w zawodzie już ponad 30 lat. Choć pedagożka przyznała, że to pewne rozwiązanie, które faktycznie może załatać braki kadrowe, to jednocześnie uważa, że spory ciężar spadnie na nauczycieli z doświadczeniem, którzy zamiast robić swoje, będą musieli opiekować się młodszymi kolegami po fachu, często kompletnie zagubionymi. 

- Uważam, że to dobry pomysł, aby wypełnić te braki kadrowe, przynajmniej w najmniejszym stopniu. Jest jednak jedno "ale", które jest dość istotne. Przy każdym takim studencie powinien pracować nauczyciel doświadczony, który pokieruje świeżo upieczonym "nauczycielem". Wiem, że czasami może być to niemożliwe do zrealizowania, a tacy uczniowie oprócz teorii, muszą nauczyć się praktyki - mówi pedagożka, która z doświadczenia wie, że młody nauczyciel po studiach jest trochę niepewny i potrzebuje zdecydowanie więcej uwagi i wsparcia, aby się wdrożyć. Podsumowuje, że "rzucanie studentów na głęboką wodę, to nie do końca słuszne i jedyne rozwiązanie". 

Inne zdanie ma matka z Warszawy, która w rozmowie z eDziecko.pl postanowiła przytoczyć sytuację, w której skrzywdzono jej dziecko. Wszystko przez nieodpowiedzialne zachowanie opiekunki, która wciąż studiowała. - W niewielkim prywatnym przedszkolu zatrudniono do pomocy studentkę. Zwolniono ją po 2 miesiącach. Miała pomagać w najmłodszej grupie i niestety pracę traktowała jak dziecko w szkole. Uchylała się od obowiązku, kłamała, że coś zrobiła, a tak nie było. Założenie "jakoś to będzie" nie działa, szczególnie gdy chodzi o opiekę nad dziećmi. Moje dziecko wychodziło na dwór w kapciach, pani twierdziła "że mówiła, aby zmienić". Komunikat nie dotarł jednak do mojego i mój przy 10 stopniach na dworze paradował w szmacianych łapciach. To nie był jedyny incydent. Wszystkie jednak były podobne - opowiadała kobieta, która do dziś nie może pogodzić się z tym, jak jej dziecko zostało potraktowane. Przekonuje, że wiele młodych osób, które na początku zawodowej ścieżki traktują swoje obowiązki po łebkach, często nie wiedzą, że ich zachowanie się na kimś odbija, a w tym przypadku na dzieciach. 

Więcej o: