Kilka miesięcy temu pewna matka z Ostródy niepokoiła się, że jej syn nie chce chodzić do przedszkola. Kiedy prosiła, aby wstał z łóżka, ten wpadał w histerię i zatrzymywał się w drzwiach. 42-latka, która sama jest nauczycielką języka angielskiego, postanowiła interweniować u kadry nauczycielskiej i samej dyrekcji. Jej rozmowy nie przyniosły jednak ponoć zamierzonego rezultatu. "Nie mogłam już patrzeć na cierpienie mojego synka. Czułam się bezsilna, ale musiałam działać" - przyznała w rozmowie z "Super Expressem".
Rodzice podejrzewali, że niechęć syna do przedszkola może mieć związek z tym, co dzieje się w placówce. Ukryli dyktafon w ubranku dziecka i zebrali nagrania z trzech dni. To, co matka miała usłyszeć na nagraniach, było dla niej wprost zdumiewające. Jak relacjonowała "SE":
Byłam w szoku. Wyzywano tam dzieci od "czubków", "oszołomów" i "nienormalnych". W tle było słychać płacz maluchów. Padały też wulgaryzmy, które trudno mi powtórzyć. Nigdy nie przypuszczałam, że dorosłe osoby mogą w ten sposób traktować dzieci.
Z nagrań miało wynikać także, że przedszkolanki rzekomo krzyczały na dzieci i zabierały im jedzenie. Stosowały także podobno nietypowe kary - kazały samotnie siedzieć dzieciom przy pustych stolikach przez co najmniej półtorej godziny. Co więcej, syn 42-latki wraz z jednym kolegów mieli zostać za karę zamknięci sami w sali, podczas gdy reszta grupy już ją opuściła.
Kiedy matka zgłosiła sprawę do dyrekcji placówki, usłyszeć miała, że jeśli chce, to może zgłosić sprawę do prokuratury. Tak też zrobiła z nadzieją, że nauczycielki zostaną ukarane za swoje czyny. Tego, co się stało później, nikt nie przewidział. Zarzuty usłyszała sama matka dziecka, a powodem miał być fakt, że nielegalnie nagrywała nauczycielki. Postępowanie wobec przedszkola miało też zostać zawieszone, bo prokuratura od półtora roku czeka na opinię biegłego w sprawie autentyczności nagrań. "Śledczy szybko zajęli się mną, ale wobec tych kobiet nie zrobiono nic. Cierpiałam z bezsilności i poczucia niesprawiedliwości. To ja zostałam ukarana za to, że broniłam dzieci" - przekazała matka pokrzywdzonego dziecka.
"Super Express" skontaktował się z kuratorium oświaty, jednak nie dostał żadnego stanowiska. Komentarz dał jednak sam burmistrz Ostródy, Rafał Dąbrowski: "W przedmiotowej sprawie trwa postępowanie wyjaśniające prowadzone przez Prokuraturę Rejonową w Ostródzie. Zaistniałe okoliczności dotyczą przede wszystkim okresu, w którym obecne władze nie pełniły swoich dzisiejszych funkcji. W maju 2024 roku, po objęciu przeze mnie stanowiska Burmistrza Miasta Ostróda, sprawa była już na etapie wyjaśniania przez organy sprawiedliwości. Liczę na jak najszybsze i rzetelne wyjaśnienie sprawy przez uprawnione do tego instytucje. Dalsze decyzje będą przez nas podejmowane dopiero po rozstrzygnięciach sądowych".