Mówił, że panie go szarpią i zamykają. Pan Kacper nagrał, co działo się przedszkolu. "Ty kurduplu, nie płacz"

4-letnie dziecko z dnia na dzień nie chciało chodzić do przedszkola, twierdząc, że panie nauczycielki krzyczą na niego, dźgają widelcem albo zamykają samego w sali. Rodzice nie bardzo wierzyli w słowa dziecka - do czasu. Wszystko zmieniło się, kiedy pewnego dnia nagrali to, jak zwraca się do ich syna opiekunka. "To straszne, jak się słyszy, co dziecko przechodziło w przedszkolu. I najgorsze, że na początku dziecku się nie wierzyło" - opowiada ojciec 4-letniego chłopca.

Miejsko-Gminne Przedszkole w Drobinie na Mazowszu stało się miejscem, gdzie 4-letnie dziecko było szarpane przez pracownice placówki. Początkowo słowom malucha nie chcieli wierzyć jego rodzice, bo to, co chłopiec opowiadał, po prostu nie mieściło się w głowie. Były rozmowy z nauczycielkami, jednak te twierdziły, że dziecko przesadza. Jednak płacz i niechęć malucha do tego miejsca trwała nadal. Wszystko zmieniło się, kiedy pewnego dnia rodzice postanowili nagrać to, co dzieje się w sali.

Zobacz wideo Kim jest Robert Lewandowski i dlaczego samochody jeżdżą? Przedszkolaki odpowiadają na pytania

Nagranie zmieniło wszystko, chociaż na początku nikt nie wierzył dziecku

Syn pani Natalii i pana Kacpra jest dzieckiem, które wcześniej uczęszczało już do żłobka, a kiedy nieco podrósł – zaczął swoją dalszą przygodę w Miejsko-Gminnym Przedszkolu w Drobinie. Chłopiec miał początkowo chodzić do placówki z wielkim entuzjazmem, jednak z czasem pojawił się płacz i wielka niechęć. Jego rodzice zachodzili w głowę, skąd tak nagła zmiana nastroju. W czasie rozmów z nim pojawiło się kilka niepokojących sygnałów. "Opowiadał na przykład, że ciocia [pracownica przedszkola – red.] zamknęła go w łazience, a innym razem, że został w sali. Wszystkie dzieci zjeżdżały na sankach, a on jako jeden miał siedzieć w klasie, bo nie potrafił sam założyć butów" - przywołuje sytuację pani Natalia, mama chłopca. "Innym razem powiedział, że pani wzięła widelec i wkłuła mu w rękę. Śladu nie było" - tłumaczą rodzice w rozmowie z reporterami uwaga.tvn.pl.

Zaniepokojeni rodzice rozmawiali z pracownicami przedszkola, ale te nie przyznawały się do żadnych nieprawidłowości. Ot, maluch był po prostu marudny i nieco nieznośny. Do tych wszystkich rewelacji podchodzili z dużą rezerwą, jednak sami postanowili to zweryfikować. Nagrano to, jak pracownica przedszkola oraz pani zatrudniona na stanowisku pomocy - zwraca się do dziecka.

Nagranie mrozi krew w żyłach. Padają tam słowa, które nigdy nie powinny paść. Jakie? To zapis fragmentu jednego z nagrań, zacytowany przez portal uwaga.tvn.pl.

Nauczycielka: - Co to, kurduplu?! Widziałam, specjalnie. Masz.
Dziecko: - Aaa!
Nauczycielka: - I ten płacze, a ty cała mokra!
Dziecko: - Do mamy! Pomocy!
Nauczycielka: - Nie krzycz.

"Nie dałem rady, kiedy usłyszałem te nagrania. Żeby syn tak płakał, to musiało naprawdę coś się stać. On dużo nie płacze, jest bardzo wytrzymały. To straszne, jak się słyszy, co dziecko przechodziło w przedszkolu. I najgorsze, że na początku dziecku się nie wierzyło. Nagrania świadczą o przemocy i złym traktowaniu dzieci w przedszkolu" - podkreśla pan Kacper, ojciec 4-latka w rozmowie z reporterami uwaga.tvn.pl.

Trwa postępowanie wyjaśniające. "Pracownice są na zwolnieniu lekarskim"

Rodzice 4-letniego chłopca, który spotkał się z przemocą ze strony nauczycielek z przedszkola - od razu sprawę zgłosili do dyrekcji placówki. Tu jednak okazało się, że działania pani dyrektor są dalekie od wyciągnięcia jakichkolwiek konsekwencji. Zdaniem matki 4-latka, dyrektorka placówki "chciała zamieść sprawę pod dywan". "Poszłam z pismem o zwolnienie dyscyplinarne dla tych pań, żeby to podpisała, a ona schowała to pod biurko. Nie chciała mi tego oddać ani podpisać. I tak się skończyła nasza rozmowa" - opowiada pani Natalia w rozmowie z reporterami "Uwagi".

Jak ustalili reporterzy portalu uwaga.tvn.pl, nauczycielka i przedszkolna pomoc przebywają obecnie na zwolnieniach lekarskich.

Jednak sprawa naprała tempa, chociaż zdaniem rodziców - to głównie przez to, że sami podjęli odpowiednie kroki. To oni mieli jako pierwsi zgłosić do prokuratury podejrzenie o użyciu przemocy wobec dziecka. Są przekonani, że gdyby nie ich zawiadomienie, sprawa nie wyszłaby poza przedszkole. Teraz trwa postępowanie wyjaśniające.

Co na to dyrektorka? Reporterzy "Uwagi" skierowali do niej za pośrednictwem poczty elektronicznej kilka pytań odnośnie całej sprawy. Otrzymali odpowiedź, z której wynika, że kobieta "niezwłocznie podjęła stosowne działania i ustaliła, że zachodzi podejrzenie popełnienia przez nauczycieli i pomoc nauczyciela czynu naruszającego prawa i dobro dziecka, w związku z czym złożyła zawiadomienie na komisariacie w Drobinie. Z pisma wynika, że dyrektorka zgłosiła sprawę również do Rzecznika Dyscyplinarnego dla Nauczycieli przy wojewodzie mazowieckim" - czytamy na portalu.

Więcej o: