Rhonda Marie Aleston jest aktorką, mieszkającą w USA. Jak sama zapewnia, pogodziła się z faktem, że nie dane jej będzie zostać matką. Nie spodziewała się, że wszystko się zmieni, gdy będzie tuż przed pięćdziesiątymi urodzinami. Jak opowiada w rozmowie z "Newsweekiem", pewnego dnia jechała do rodzinnego miasta w Północnej Karolinie. Podczas podróży otrzymała zaskakujący i przykry telefon. Okazało się, że jej siostra zmarła.
W tym momencie wiedziałam, że moje życie się zmieniło. Nie wiedziałam dokładnie jak, ale wiedziałam, że moje życie się zmieniło
– wspomina w udzielonym wywiadzie. I dodaje, że od początku miała świadomość, że powinna pomóc swoim siostrzenicom, zastępując im matkę. - Wiedziałam, że prawdopodobnie najlepiej będzie, jeśli to ja będę przy nich - dodaje.
Rhonda zdecydowała się zostać prawnym opiekunem dla ośmioletniej Sky i jedenastoletniej Destiny. Chcąc ułatwić im odnalezienie się w tej bez wątpienia trudnej sytuacji, podjęła także decyzję, że zamieszka tam, gdzie wychowywały się dziewczynki. Po 26 latach wróciła więc dla nich w swoje rodzinne strony. Kobieta przyznaje, że początki nie były łatwe. Dziewczynki tęskniły za matką, nie mogły pogodzić się ze stratą, a ona sama nie wiedziała, jak powinna postępować.
To było smutne i stresujące. Chciałam, by czuły się komfortowo, wiedziały, że są kochane i że będę przy nich (...). Wciąż się uczymy siebie nawzajem
- opowiada Alston. Wszystko było o tyle trudne, że nie miała zbytnio skąd czerpać aktualnej wiedzy o wychowywaniu dzieci. Przyznaje, że jej koleżanki urodziły dzieci, które już dawno są dorosłe. Na szczęście udało jej się zbudować z siostrzenicami wyjątkową więź. Po kilku latach dziewczynki zaczęły nawet mówić do ciotki mamo, jednak jak zapewnia Rhonda, nie zapomniały o swojej prawdziwej mamie. W domu wciąż są jej zdjęcia, dziewczynki mają też bransoletki z jej imieniem.
Utrata rodzica jest dla dziecka traumatycznym przeżyciem. Wiele osób nie wie, jak wówczas z nimi rozmawiać, co mówić, jak i czy w ogóle poruszać temat śmierci. Ważne jest, by robić to umiejętnie.
Najlepiej po prostu powiedzieć, że umarł i objaśnić, co to znaczy. Że już się z nim nie spotkamy, nie będziemy mogli go widzieć, spotykać w sensie fizycznym, przytulać, dostawać prezentów. I tu warto być otwartym na pytania dziecka, bo na ogół się w tym momencie pojawiają. To okazja do odpowiadania na pytania i rozmowy o uczuciach. Także o tym, kim dla nas i dla innych była zmarła osoba, jak bardzo ją kochaliśmy itd.
- mówił psychoterapeuta i trener z Fundacji Sto Pociech Krzysztof Górski w rozmowie z Natalią Nocuń-Komorowską, opublikowaną na naszym portalu. - Ważne jest, jak przekażemy dziecku informację o śmierci - warto mówić z jak największym spokojem. Jeszcze ważniejsze jest, by być uważnym na to, co dziecko będzie nam komunikowało przez kolejne godziny, dni i miesiące - dodaje. (Całość rozmowy dostępna tutaj: Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci? "Mówić prawdę, ale nie zarażać lękiem. I nie ciągnąć siłą na cmentarz").
Wszyscy eksperci są zgodni co do tego, że tematu śmierci z pewnością nie należy unikać, ale nie powinno się też zmuszać dziecka na siłę do takich rozmów. Warto starać się wyczuwać potrzeby małego człowieka i dostosowywać do nich, by móc mu umiejętnie pomóc w trudnym momencie utraty kogoś bliskiego.