Straciła pracę, bo pojechała po chore dziecko do żłobka. "Nie miałam wyjścia, szefowa rzuciła słuchawką"

Mama dwulatka dostała telefon ze żłobka, że powinna jak najszybciej zabrać dziecko do lekarza. Długo się nie zastanawiała, zadzwoniła do szefowej, a ta nie chciała o niczym słyszeć. Kiedy wróciła do biura mogła wybrać: porozumienie stron lub zwolnienie dyscyplinarne.

Więcej tematów związanych z macierzyństwem na stronie Gazeta.pl

Rodzice dzieci w wieku żłobkowym i przedszkolnym doskonale wiedzą, co oznacza telefon z placówki. Najprawdopodobniej dzwoni wychowawczyni, żeby poinformować o chorobie małego podopiecznego i konieczności zabrania go do domu. Dla rodzica sytuacja jest jasna - musi przerwać pracę i jak najszybciej jechać po dziecko. Dla pracodawcy jednak nie zawsze jest to zrozumiałe i nie zawsze jest dla swojego pracownika wyrozumiały.

Kobieta dostała niepokojący telefon ze żłobka

Niedawno do redakcji eDziecka napisała pani Karolina - 27-letnia mama czteroletniego dziś Tymona z Warszawy. Kobieta opisała jak dwa lata temu straciła pracę z powodu choroby dziecka. Pracowała wtedy w biurze księgowym i zajmowała się wprowadzaniem faktur do systemu. Była pod koniec trzymiesięcznego okresu próbnego. Tamtego dnia byłam sama w biurze

Koło południa dostałam telefon ze żłobka, że moje dziecko ma temperaturę i dzieje się z nim coś niepokojącego. Na dowód wychowawczyni wysłała mi jego zdjęcie - miał całą twarz w czerwonych plamach. Przeraziłam się i powiedziałam, że już po niego jadę

- wspomina pani Karolina. Kobieta zadzwoniła do swojej szefowej, wyjaśniła jej, jaka jest sytuacja i powiedziała, że natychmiast musi odebrać dziecko z placówki i zawieźć je do lekarza. Mąż był akurat na wyjeździe służbowym, więc nie mógł tego zrobić. 

Szefowa przypomniała mi, że jestem sama w biurze i spytała  jak to sobie wyobrażam. Kiedy powiedziałam, że nie mam wyjścia i muszę jechac - rzuciła słuchawką

- opisuje. Pani Karolina zabrała syna do lekarza, okazało się, że to rumień zakaźny - wirusowa choroba, na którą chorują dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Nasza czytelniczka wzięła kilka dni zolnienia Kiedy po wszystkim wróciła do pracy, zobaczyła, że jej biurko jest sprzątnięte, a na miejscu czeka na nią szefowa z mężem. Dostała wybór - mogła rozwiązać umowę za porozumieniem stron lub zostać zwolniona dyscyplinarnie za oddalenie się z miejsca pracy. Wybrała pierwszą możliwość.   

Czy chciałam dochodzić swoich praw? Nie. Nie żałowałam tej pracy, nie chciałam mieć takiej przełożonej

- kończy swoją opowieść. 

Zobacz wideo Odbieranie noworodka i świeżo upieczonej mamy ze szpitala. Jakie zadania ma tata? Jak ubrać dziecko na podróż?

Prawniczka radzi: nie podpisywać

Podobne sytuacje jak ta, którą opisuje pani Karolina, niestety często się zdarzają. Pracownicy nie do końca świadomi swoich praw i obowiązków, 

W takiej sytuacji radziłabym zawsze nie podpisywać porozumienia stron. A już na pewno nie bez wcześniejszego skonsultowania tego z prawnikiem

- radzi prawniczka Marta Handzlik-Rosuł, specjalistka ds. prawa pracy, która prowadzi profil na Instagramie Zgodnie z prawem oraz blog o tej samej nazwie. Prawniczka wyjaśnia, że porozumienie stron zamyka drogę do odwołania się do sądu i jest dla pracodawcy wygodne, bo nie musi go uzasadniać, nie grozi mu pozew, nie płaci za okres wypowiedzenia. Dodaje jednocześnie, że stawianie pracownika przed wyborem: porozumienie lub dyscyplinarka jest formą nacisku, bo większość pracowników boi się zwolnienia dyscyplinarnego. 

Kobieta nie musiała się bać zwolnienia dyscyplinarnego

Prawniczka dodaje, że pani Karolina niepotrzebnie obawiała się zwolnienia dyscyplinarnego, bo takie można zastosować jedynie w kilku przypadkach, na przykład w przypadku ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych.

Takim ciężkim naruszeniem obowiązków jest porzucenie pracy, czyli opuszczenie jej - bez usprawiedliwienia. Gdy pracownik przedstawi usprawiedliwienie - nie może być mowy o ciężkim naruszeniu obowiązków. I pracodawca doskonale zdaje sobie z tego sprawę. A jednak korzysta z tego, że pracownik się boi

- wyjaśnia. Dodaje też, że niestety takie sytuacje sąd rzadko uznaje za powody wystarczające do wycofania się przez pracownika z porozumienia stron. Nie jest to bowiem generalnie uznawane za groźbę czy błąd, a tylko one pozwalałyby na cofnięcie oświadczenia o porozumieniu stron.

Wiem, ze taka sytuacja jest stresująca, ale nie podpisujmy porozumienia stron bez przemyślenia. Nie zamykajmy sobie drogi do dochodzenia sprawiedliwości w sądzie

- apeluje do pracowników.

Więcej o: