Więcej o aktualnej sytuacji w polskim szkolnictwie na stronie Gazeta.pl
Nowy rok szkolny zaczął się niespełna dwa tygodnie temu, a niektórzy nauczyciele już z impetem ruszyli z programem. Chcą, żeby ich uczniowie do czerwca przerobili wszystko, co powinni. Narzucają szybkie tempo, najwyraźniej po to, żeby przyzwyczaić dzieci i młodzież do wytężonej pracy. Być może mają też nadzieję, że jeśli wszyscy przyłożą się teraz, to końcówka roku będzie łatwiejsza. Wydaje się to szczególnie ważne w przypadku uczniów ostatnich klas szkół podstawowych i średnich, których czekają ważne egzaminy.
Jedna z użytkowniczek Twittera, uczennica technikum, która w mediach społecznościowych funkcjonuje jako Kxmiax, udostępniła na swoim koncie zdjęcie szkolnej tablicy, na której nauczycielka zapisała numery zadań do zrobienia w domu (zapisała całą wysokość tablicy, a zadania na dole zmieściła z trudem). Opublikowaną fotografię Kxmiax opatrzyła komentarzem: "Praca domowa z matmy. Plus to moja wychowawczyni. I na jutro to ma być". Dodała także ironicznie stwierdzenie: "Moja kochana szkoła". Zdradziła także, że w ubiegłych latach miała po dziewięć godzin lekcyjnych dziennie, a w tym roku ma najwięcej siedem, więc nie ma na co narzekać.
Pod opublikowanym zdjęciem pojawiły się komentarze zaskoczonych internautów. Dopytywali, czy to praca domowa, która ma być zrobiona z dnia na dzień, nie mogli uwierzyć, że nauczycielka zadała aż tyle. Pisali: "Trzymaj się"; "Mam nadzieję, że nie na jutro?". Ktoś zauważył, że nauczycielka przynajmniej zadała nie całe zadania, a konkretne podpunkty. Bez wątpienia jednak jej uczniów czekało sporo pracy.
Zapewne ze świecą szukać na świecie uczniów, którzy byliby zadowoleni z ilości nauki. Dobrze jednak, aby utyskiwania polskich uczniów wziąć na poważnie. Z roku na rok brakuje coraz większej liczby wykwalifikowanych pedagogów. Z powodu rosnącej liczby wolnych wakatów, szkoły wprowadzają nauczanie na dwie zmiany. Dzieci i młodzież często spędzają w placówkach całe dnie. Rano w świetlicy, po południu na lekcjach (zobacz: Oburzona mama pokazała plan lekcji córki. Dwa razy kończy po 18:00, ale najgorszy jest wtorek). Po ostatnim dzwonku zamiast jednak odpoczywać, muszą jeszcze znaleźć czas na odrabianie prac domowych.
Specjaliści z dziedziny edukacji nie raz podnosili kwestie prac domowych. Autorytety naukowe wskazują, że spędzanie kilku godzin na odrabianiu zadań z podręcznika może przynieść więcej szkody niż pożytku. Armin Himmelrath w swojej książce "Praca domowa – nie dziękuję!" na podstawie dotychczasowych badań z zakresu edukacji stwierdził, że żadne z nich nie wykazało pozytywnego wpływu pracy domowej na wyniki uczniów. Niestety, na Polskim gruncie ciągle niewiele szkół decyduje się zrezygnować z zadawania prac domowych. Niemniej jednak o prawo do odpoczynku dzieci upomniał się nawet w 2019 roku Rzecznika Praw Dziecka. Stwierdził on wówczas, że "zadawanie pracy domowej zawsze powinno być celowe, przemyślane i dostosowane do indywidualnych potrzeb ucznia". Co najważniejsze, nie może stanowić ono nadmiernego obciążenia dziecka, które musi mieć czas także na odpoczynek, zabawę, uczestnictwo w życiu rodzinnym, spotkania z rówieśnikami i rozwijanie zainteresowań.
Choć od komunikatu Mikołaja Pawlaka minęło już sporo czasu, to jednak przepisy się nie zmieniły. Jeśli rodziców niepokoi ilość zadań, a dziecko nie ma czasu na odpoczynek lub zabawę, zaleca się porozmawiać z wychowawcą lub poinformować dyrektora szkoły. Uczniowie mogą także zgłosić problem samorządowi uczniowskiemu, który może wnosić do dyrektora o zmiany w zapisach szkolnego statutu i w wymaganiach nauczycieli dotyczących zadawania prac domowych. Jeśli problemu nie uda się rozwiązać we współpracy ze szkołą, należy powiadomić organ nadzoru nad pracą szkoły, czyli właściwego kuratora oświaty.