Szkoła. Zmiany na maturze to konieczność? "Nauczyciele powszechnie szantażują uczniów"

Ministerka edukacji chce wprowadzić zmiany dotyczące deklaracji maturalnej. Dotychczas tuż po rozpoczęciu roku szkolnym uczniowie składali dokument próbny i kilka miesięcy później (w lutym) już ten ostateczny. Teraz ma się to zmienić, by, jak twierdzą niektórzy, "ukrócić szantażowanie słabszych uczniów".

Deklaracja maturalna jest dokumentem, potwierdzającym wolę przystąpienia do egzaminów maturalnych z wybranych przedmiotów. Składana jest przez uczniów, którzy będą w danym roku szkolnym przystępować do egzaminu dojrzałości. W ubiegłym roku składano wstępną deklarację na początku października, a kolejną (ostateczną) w lutym. Taka procedura przechodzi jednak do przeszłości. 

Ministerstwo Edukacji Narodowej 11 czerwca opublikowało projekt nowelizacji rozporządzenia dotyczącego egzaminu maturalnego. W wyniku zmian maturzyści będą składać tylko jedną, wiążącą deklarację. Zdaniem MEN podwójne gromadzenie danych dotyczących planów egzaminacyjnych jest zbędne. To niejedyny argument. Dużo mówi się także o tym, że w dotychczasowym modelu (dwie deklaracje) dochodziło do nadużyć. Nauczyciele wymuszali na uczniach, by np. zrezygnowali z przystępowania do matury z ich przedmiotu, ponieważ są zbyt słabi. 

Zobacz wideo Czy matura to rzeczywiście bzdura? Spytaliśmy gwiazdy i polityków

Nauczyciele szantażują maturzystów?

Na tiktokowym profilu na @pracownialiteracka założonym przez nauczycielkę Ritę, prowadzącą kursy przygotowujące do matury z języka polskiego, pojawiło się nagranie, w którym autorka komentuje zmiany w procedurze maturalnej.

Ministra edukacji chce zlikwidować wrześniowe deklaracje maturalne. To krok mający ukrócić szantaż nauczycieli, którzy rzekomo zmuszają słabszych uczniów do rezygnacji z niektórych egzaminów

- mówi nauczycielka, przytaczając wypowiedź przeczytaną na Belfer Blog i proponuje, by "całkowicie utajnić wybory maturzystów". - Zawsze czuję opór przed generalizacjami, pisaniem o nauczycielach jako o szantażystach. Przecież należę do tej grupy! Relacjonuję wam artykuł, w którym takie określenie zostało użyte, więc je przytaczam. Jakie macie tutaj przemyślenia, odczucia? Jeżeli matura już za wami, to czy spotkaliście się z takimi sytuacjami? A może problem jest wydumany? - dodaje pod zamieszczonym przez siebie nagraniem, podkreślając, że "wybór przedmiotów maturalnych to decyzja uczniów, a nowe decyzje mają ułatwić ten ważny krok".

Internauci: te deklaracje nie powinny być jawne

Nagranie obejrzano kilkaset tysięcy razy, pojawiło się też pod nim mnóstwo komentarzy. Wiele osób zwraca uwagę na jedno: deklaracje maturalne nie powinny być jawne. Ich zdaniem, gdyby nauczyciele nie mieli do nich dostępu, wówczas nie mogliby nic wymuszać na uczniach, co - jak dowodzą komentarze - jest dość powszechne. 

Hmm, a nie można by po prostu nie dawać szkołom dostępu do treści deklaracji przed lutym skoro i tak składa się je zazwyczaj online? Mogliby co najwyżej wiedzieć, kto złożył i tyle

- napisała jedna z osób. "W sumie, dlaczego te deklaracje są jawne? Przecież matury piszą dorośli ludzie, to ich sprawa czy piszą i co piszą". Niektórzy zgadzają się, że szantaże ze strony nauczycieli nie są dobre, aczkolwiek pojawiają się głosy, które ich bronią i przypominają, że często wiedzą, że ktoś na pewno nie poradzi sobie z danym przedmiotem.

Nauczyciele "szantażują" uczniów?

Argument o nauczycielskim "szantażu" nie jest nowy. Od kilku lat media donoszą o problemie. W 2017 roku "GW" relacjonowała historię Pawła, absolwenta technikum w Łowiczu, potem studenta zootechniki. – Podszedłem do matury jako jedyny z klasy. Reszta tak bała się matematyczki, że wolała zdawać za rok, już po skończeniu szkoły - mówił abiturient. - Wypominała nam, że przez nas musi przyjeżdżać do szkoły w niedziele, bo zwykle wtedy mieliśmy zajęcia. W drugiej klasie spytała, kto chce zdawać maturę. I powiedziała, że ten, kto będzie chciał, i tak do niej nie podejdzie, bo ona wystawi mu jedynkę na koniec roku. Zamurowało mnie. Na wszelki wypadek wolałem nie przyznawać się. Wydało się dopiero w ostatniej klasie, przy składaniu deklaracji maturalnych. Wychowawczyni była wściekła.

Niestety, proceder od lat trwa w wielu szkołach. Przyznają to także komentujący wspominany filmik pani Rity. 

Chora jest ta praktyka i niestety powszechna w szkołach. Problem wynika z tego, że często nauczyciele przez dyrekcje są rozliczani z wyników. Błędne koło

- twierdzi jeden z komentujących, co jednak nie jest prawdą. Są prowadzone statystyki, jednak nauczyciele (przynajmniej oficjalnie) nie ponoszą żadnych konsekwencji za to, jak ich uczniowie zdali maturę. Potwierdza to także nasza rozmówczyni, nauczycielka z Poznania. 

- Myślę, że niekiedy dyrekcja może zwracać uwagę nauczycielowi, chociaż mi się to nie zdarzyło, że ma słabe wyniki, jeśli chodzi o egzaminy. Ale to bardziej na zasadzie jakiejś rozmowy, zastanowienia się, dlaczego tak się dzieje. Trzeba jednak przyznać, że nawet gdy nikt nic nie mówi, to nauczycielowi na pewno nie jest przyjemnie, jeśli widzi statystyki i słupki, które pokazują, że ich uczniom poszło słabo. Szczególnie gdy inni pracownicy szkoły też je widzą - mówi nam pani Aneta, nauczycielka z Poznania.

Rankingi i informacje o tym, jak została zdana matura w danej szkole są podawane do publicznej wiadomości. To na podstawie zdawalności placówka uznawana jest za lepszą bądź gorszą. Dyrekcji i nauczycielom zazwyczaj zależy więc, by jak najwięcej osób, które podchodzą do matury zdało ją i to z jak najlepszym wynikiem, by podnieść prestiż szkoły. Można więc założyć, że to też ma wpływ na to, czy nauczyciele chcą by dana osoba przystępowała do egzaminu, czy wręcz przeciwnie, by "nie zaniżała wyniku". Nie usprawiedliwia to ich jednak, jeśli faktycznie dopuszczają się szantażu wobec swoich uczniów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.