"Córka zwolniła się z pracy po 2 tygodniach. Myślałam, że jest leniwa dopóki nie pojęłam, co kazali jej robić"

Pani Renata była zadowolona, gdy córka podjęła pierwszą pracę. Po dwóch tygodniach 19-latka nagle złożyła wypowiedzenie. "Byłam w szoku. Myślałam, że jest po prostu leniwa" - twierdzi nasza czytelniczka. Gdy odkryła powód, zmieniła jednak zdanie.

Wiele osób podejmuje się pierwszych prac zaraz po ukończeniu liceum. Niektórzy jeszcze przed pójściem na studia szukają jakiegoś zajęcia na wakacje, a inni postanawiają pogodzić pracę ze studiowaniem. Młodzież pierwszych prac szuka często w kawiarniach, księgarniach, butikach czy kinach. Rodzice zwykle wspierają ich w tych działaniach, licząc, że dzięki temu nauczą się odpowiedzialności.

"Córka zwolniła się z pracy po 2 tygodniach"

Nasza czytelniczka w liście do redakcji opisała, jak ucieszyła się, gdy jej córka podjęła pierwszą pracę. Szczęście nie trwało jednak długo. "Uważam, że bardzo ważne jest, aby młodzi ludzie szybko zaczęli nabierać jakiegoś doświadczenia. Tak, żeby po studiach mogli już coś wpisać do CV. Byłam zadowolona, gdy moja córka podjęła pracę na pół etatu. Mieszkamy w mieście, w którym jest dość duże bezrobocie. Na szczęście udało się jej coś znaleźć. Zaproponowano jej stanowisko sprzedawczyni w eleganckim sklepie z butami i torebkami w pobliskiej galerii handlowej. Kojarzyłam to miejsce i nie miało tak wielu klientów, jak typowe sieciówki. Pomyślałam więc, że moja córka nieźle trafiła" - opisuje pani Renata. Niestety, 19-latka wracała do domu bardzo zmęczona, kładła się do łóżka i nie miała na nic ochoty. "Nie spodobało mi się to. Na pytanie, czy w sklepie było dużo klientów, córka odpowiadała przecząco. Po dwóch tygodniach oznajmiła jednak, że składa wypowiedzenie. Byłam w szoku. Myślałam, że jest po prostu leniwa" - twierdzi.

"Za moich czasów było nie do pomyślenia, aby szef oglądał pracowników na kamerze"

Zobacz wideo "12 lat temu nie miałam nawet pokoju, gdzie mogłabym nakarmić dziecko". Posłanka o nowym pomyśle Hołowni w sejmie

Pani Renata bardzo się zdenerwowała. Myślała, że popełniła błąd i nie wychowała dziecka na pracowitą osobę. W końcu postanowiła jednak odbyć z córką szczerą, długą rozmowę. Chciała dowiedzieć się, jaka była przyczyna takiej decyzji, skoro praca wydawała się luźna, a w sklepie panował bardzo mały ruch. "Córka oznajmiła, że w pracy prawie nic nie robiła. Na początku ten argument bardzo mnie zdenerwował, ale potem wyjaśniła, na czym polegało 'nic'. Okazało się, że do sklepu przychodziło zaledwie kilku klientów dziennie. Mimo to pracowników obowiązywał ścisły zakaz siadania, opierania się, rozmawiania i krzyżowania rąk. Córka wyjaśniła, że w rzeczywistości jej obowiązki polegały na staniu i słuchaniu w zapętleniu kilku piosenek. Brzmi łatwo, ale w praktyce wytrzymanie kilku godzin na stojąco, w całkowitej ciszy, okazało się katorgą" - opisuje kobieta.

Córka pani Renaty dowiedziała się od kierowniczki, że w sklepie jest naprawdę duża rotacja. Na dłuższą metę studenci po prostu nie wytrzymują w takich warunkach. "Za moich czasów było nie do pomyślenia, aby szef oglądał pracowników na kamerze i zwracał im uwagę, bo oprą się o ladę lub skrzyżują ręce. Tu panował taki zwyczaj. Zrozumiałabym jeszcze, gdyby to było przy klientach, ale nie kiedy lokal świecił pustkami. Ten sklep jest bardzo drogi. Nie każdego stać, by kupić buty za 500 zł i nie dziwię się, że mało osób tam zagląda. W ogłoszeniu mówi się o pracy z klientem, a w rzeczywistości student musi swoje wystać. Trochę jak posąg lub mim. Nie jest to rozwijające zadanie i niczego nie uczy. Byłam na siebie zła, że zamiast wysłuchać córki, zaczęłam ją obwiniać. Zdałam sobie sprawę, że czasy się zmieniły. Piszę ten list, aby zachęcić rodziców do wysłuchania swoich dzieci. Ja pochopnie oceniłam córkę, a ta sytuacja pokazała mi, jak ważna jest rozmowa. Wchodzenie w dorosłość i pierwsze kroki ku samodzielności również są etapem, w którym łatwo podciąć młodemu człowiekowi skrzydła" - dodała.

Więcej o: