Kiedy Rachel zaczęła krwawić w czasie trwania swojej trzeciej ciąży, personel szpitala zdecydowanie zasugerował jej przerwanie ciąży. Lekarze uważali, że prędzej przyszła mama się wykrwawi, niż dojdzie do urodzenia. Jednak kobieta podjęła walkę. Urodziła dziewczynkę, która dziś jest pełnym życia dzieckiem.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Kiedy Rachel była w ciąży z trzecim dzieckiem, trafiła do szpitala z powodu bardzo obfitego krwawienia. Okazało się, że doszło do krwotoku, który był spowodowany przedwczesnym odklejeniem się łożyska. Problem ten zdarza się raz na 150–200 porodów, a pojawiająca się krew z dróg rodnych ma ciemną barwę. Temu stanowi towarzyszy także ból i napięciem brzucha.
W toku przeprowadzonych badań okazało się, że przypadek kobiety był ekstremalny. Lekarze zasugerowali przerwanie ciąży, gdyż ich zadaniem, komplikacje z tego powodu mogły zagrażać życiu Rachel.
Jeśli zagrożone jest życie i zdrowie ciężarnej lub płodu, lekarze podejmują decyzję o przerwaniu ciąży, następuje to szczególnie w przypadkach, kiedy płód jest w takim stopniu rozwoju, że możliwe jest jego przeżycie poza ciałem matki. Jeśli płód jest martwy, lekarze sztucznie wywołują poród. Zabieg cesarskiego cięcia jest wykonywany tylko wtedy, kiedy poród nie występuje lub jako metoda z wyboru w ciężkich przypadkach zagrożenia życia pacjentki
- czytamy na portalu medoneet.pl.
Rachel jednak podjęła się próby utrzymania ciąży.
Lekarze kazali mi zakończyć ciążę, ale nie zgodziłam się. Naprawdę chcieliśmy jej, więc zaryzykowałam. Moja ciąża postępowała dobrze, dziecko wyglądało normalnie na badaniach i poruszało się, mimo że cała moja macica była wypełniona krwią. Tygodnie mijały agonalnie powoli, a krwawienie było mniejsze. Czułam, że wreszcie wszystko się poprawia
- opowiada kobieta cytowana przez portal kidspot.com.au.
Jednak w 29 tygodniu ciąży Rachel odeszły wody płodowe. Konieczne było wykonanie cesarskiego cięcia, gdyż tętno dziecka spadało.
To było przerażające doświadczenie - wiedziałem, że będzie mała i czeka ją ciężka podróż. Vivienne wydała jeden mały pisk, kiedy się urodziła, a następnie neonatolog przyniósł ją do nas
Vivienne została zabrana na oddział intensywnej terapii, ale musiała zostać przeniesiona do szpitala Westmead, ponieważ Royal Prince Alfred Hospital, gdzie przyszła na świat, nie miał miejsca dla wcześniaka.
Jak czytamy na portalu kidspot.com.au, dziewczynka przebywała na oddziale intensywnej terapii przez niemal 10 tygodni - aż do ukończenia przez nią 39 tygodnia życia. Początkowo jej postępy były powolne, ale stałe. Była w stanie w końcu regulować własną temperaturę ciała.
Kiedy wróciła do domu, Vivienne nie potrzebowała w ogóle wsparcia oddechowego, ale nadal miała nosową rurkę żołądkową.
Kiedy w końcu mogłam zabrać ją do domu, to było niesamowite, nie mogłam uwierzyć, że jest w domu - nie mogłam jej odłożyć, chodziłam z nią dzień i noc przez ten pierwszy tydzień
Po latach walki o życie dziecka, Vivienne ma się dobrze. Jest bardzo zżyta z dwójką swojego starszego rodzeństwa. Dziewczynka niedawno rozpoczęła też naukę w szkole i idzie jej bardzo dobrze.