Lata temu porzuciła dziecko. "Nie chciałam zajść ponownie w ciążę. Chciałam odnaleźć syna"

Włoska pisarka Silva Gentilini musiała porzucić swoje pierwsze dziecko od razu po porodzie. Historia, którą opowiada w swojej książce "Mrówki nie mają skrzydeł", jest mocna, bolesna i pełna traum z dzieciństwa. - Byłam wtedy bardzo młoda. Musiało minąć wiele lat, żebym była gotowa ją opowiedzieć - wyznaje w rozmowie z eDziecko.pl.

Klaudia Kolasa, eDziecko.pl: "Mrówki nie mają skrzydeł" (wyd. Fame Art) to twój debiut literacki. Dlaczego czułaś, że musisz napisać tę książkę? 

Silva Gentilini: Miałam potrzebę podzielenia się z innymi tym, co działo się w mojej rodzinie. Czekałam, aż umrą moi rodzice, szczególnie mój ojciec. Wciąż mieszkam w miasteczku, w którym trwał ten koszmar. Moja rodzina była znana. Byliśmy przykładem. Eleganccy, dobrze sytuowani. Burzę ten obraz, ale czułam, że muszę wyrzucić to z siebie dla własnego zdrowia psychicznego. Poprosiłam siostrę o pozwolenie na opisanie naszej historii.  

Wątek drugiej bohaterki – Margherity – jest oparty na życiu mojej prababci. Sytuacja zmusiła ją do porzucenia dziecka i emigracji do Stanów Zjednoczonych. Chciałam go opisać, bo zawsze w rodzinie starałam się walczyć z niesprawiedliwością i z cierpieniem kobiet zgotowanym im przez mężczyzn.

Swoje życie opisujesz pod postacią Emmy – bohaterki, która wychowuje się w dysfunkcyjnej rodzinie i doświadcza przemocy ze strony ojca. Co wydarzyło się naprawdę?

Wszystko. Jedyne wydarzenie, które jest fikcją, to zakończenie. Emma cierpi każdego dnia nie tylko ze względu na to, co sama przeżywa i w jaki sposób traktowana jest przez ojca. Źródłem jej bólu jest widok wszystkich ważnych dla niej kobiet – tych mróweczek – które każdego dnia są deptane przez mężczyznę i jego złość. Kulminacją jej bólu jest moment gwałtu.  

Chociaż bardzo trudno było mi o tym pisać, chciałam opowiedzieć tę historię, bo czułam się przygnieciona. Nie godzę się z losem deptanej mróweczki. Nie jestem winna tego, że ojciec nas krzywdził. Z każdą kolejną stroną otwierała się we mnie jakaś rana, ale pisanie było jak plaster, który może je zalepić. Jak autoterapia. Później zdałam sobie sprawę, że to nie tylko moja historia.

 

Co masz na myśli? 

Kiedy wydałam swoją książkę, różne szkoły zapraszały mnie na spotkania autorskie. Opowiadałam o swoich doświadczeniach i ośmieliłam tym wiele uczennic. Miały podobne przeżycia. Mówiły mi, że towarzyszy im poczucie wstydu. To ważny czynnik, przez który kobiety stawiają siebie w pozycji ofiary. Kobiety w mojej rodziny też się bały i wstydziły. Teraz wiem, że te uczucia nie powinny nam towarzyszyć. Kiedy jesteśmy ofiarami przemocy, ofiarami gwałtu, musimy mieć siłę. Ona jest ważna dla prawdy, którą każda z nas musi powiedzieć. 

Jak wyglądało twoje dzieciństwo? 

Nie miałam dzieciństwa. Każdego dnia był terror. Każdego dnia ja i moja siostra żyłyśmy w strachu, ale nie dlatego, że byłyśmy bite. Dlatego, że to mogło się wydarzyć. Ojciec miał chorobę dwubiegunową, ale w latach 70. jej nie diagnozowano. Z zewnątrz prezentował się dobrze. Spontanicznie opanowywała go złość. Zupełnie znikąd i bez żadnego powodu.  

Nigdy nie byłam dzieckiem, bo codziennie widziałam ból. Musiałam martwić się o rzeczy, o które dziecko nie powinno się martwić. Gdy obserwuję życie swojej własnej córki, zdaję sobie sprawę z tego, że sama nie miałam nigdy dzieciństwa. 

Czy z perspektywy czasu uważasz, że było jakieś rozwiązanie waszej sytuacji? 

Teraz na pewno by było, natomiast w tamtych czasach kobiety we Włoszech nie mogły liczyć na takie wsparcie. Nie było ruchów przeciwko przemocy. Jeśli się nad tym zastanowić, to chociaż od mamy nauczyłam się miłości, nie pozwoliłabym swoim dzieciom na takie życie.  

Mama usprawiedliwiała ojca. Raz próbowała odejść, ale kiedy się o tym dowiedział, powiedział, że zabije mnie i moją siostrę. Uwierzyła. Ja też wierzę, że by to zrobił. Kiedy moja siostra miała 12 lat, straciła wszystkie włosy. Wyglądała jak po chemioterapii. Żeby chodzić po schodach, musiała mieć asystę mamy i babci. Badania nic nie wykazały. To było psychosomatyczne, wywołane strachem przed ojcem. Nigdy w życiu nie skazałabym na coś takiego swoich dzieci. Próbowałabym się uwolnić. 

Twoja książka jest ważnym głosem nie tylko na temat doświadczenia przemocy, lecz także emocji, jakie towarzyszą matce, która musi porzucić swoje dziecko. Opisujesz je bardzo wnikliwie. Co ci się przydarzyło? 

Zaszłam w ciążę z moim ojcem. Oczywiście nie chciałam tego dziecka. Miałam poczucie, że to coś wbrew naturze. To było traumatyczne przeżycie. Kiedy syn rósł w brzuchu, stawał się mój, stopniowo rodziła się między nami więź. Ale byłam wtedy bardzo młoda. Mama nie wiedziała o gwałcie, nie wiedziała, że to dziecko ojca. Powiedziałam o tym tylko siostrze, jednak nikt nawet nie dał mi sygnału, że mogę to dziecko zatrzymać. Byłam w czwartym miesiącu i na aborcję było już za późno. Matka zorganizowała wyjazd do w Livorno. Znajomy lekarz zabrał nas tam do pewnej rodziny. Ojciec o niczym nie wiedział, bo na pewno powiedziałby, że jestem dziwką i nie zrozumiałby, że to jego dziecko. 

Przez wiele lat starałam się wymazać to doświadczenie z pamięci, ale w końcu opowiedziałam o nim swojemu mężowi. Nie chciałam zajść ponownie w ciążę. Chciałam odnaleźć swojego syna. Należę też do stowarzyszenia dla rodziców szukających swoich dzieci, kontaktowałam się z lekarzem, który wtedy był ze mną i moją matką. Tracę już nadzieję, że się uda. Chciałabym tylko wiedzieć, że ma się dobrze. Nie chciałabym wtargnąć do jego życia. Minęło wiele lat.  

Zastanawiałaś się, jak wyglądałoby twoje życie, gdyby z tobą został? 

Przez pierwsze lata o tym marzyłam. Śniło mi się to w nocy. Czasami pozwalałam sobie na różne fantazje, które powodowały we mnie ból. Wyobrażałam sobie zapach mojego syna, jego wygląd. Zdawałam sobie sprawę, że nigdy nie będziemy razem. Musiałam znaleźć dla siebie pewne rozwiązania. Czułam się niekompletna. W końcu pozwoliłam sobie poczuć, że mogę mieć też kolejne dziecko i wtedy ból stał się łagodniejszy. Nie dlatego, że moja córka zastąpiła syna. Dlatego, że odnalazłam tę część siebie jako matki, która wcześniej została mi zabrana. Pogodziłam się z przeszłością. 

Twoja prababcia, która jest drugą bohaterką powieści, też musiała porzucić dziecko. W jaki sposób dowiedziałaś się o jej historii?

Poznałam ją z opowieści mojej babci, żony dziecka porzuconego przez Margheritę. Zawsze mówiła o niej z nostalgią. Prababcia nie mogła pogodzić się z tym, że porzuciła swojego syna. Zależało jej na tym, żeby utrzymać kontakt z moją babcią, mamą i siostrą. Pisała do nich mnóstwo listów. Dostawały od niej lalki porcelanowe, bilety do Ameryki. Mnie jeszcze wtedy nie było na świecie. Kontakt urwał się przez mojego ojca. Mówił, że jest dziwką, bo porzuciła swoje dziecko. 

Margherita zostawia swojego syna w oknie życia. Wciąż funkcjonują we Włoszech? 

Okna życia wciąż istnieją, teraz są świeckie – kiedyś należały do zakonu. Pamiętajmy o tym, że w jej czasach – 1914 roku – to było jedyne możliwe rozwiązanie. Margherita nie zostawiłaby nigdy syna swojej matce, która była bardzo nieczuła i nie miała instynktu macierzyńskiego. To miało być tymczasowe rozwiązanie. Planowała, że wyjedzie do Stanów Zjednoczonych, zbuduje swoją niezależność, zarobi pieniądze i potem odbuduje relacje z dzieckiem. Jednak pomimo tego, że dobrze zarabiała, jej życie zawsze było od kogoś zależne: najpierw od pierwszego męża, potem drugiego.  

Dla kobiet w Polsce okno życia jest również jednym z rozwiązań, prawo dotyczące aborcji jest bardzo restrykcyjne - praktycznie jej nie dopuszcza. Po tym wszystkim, czego doświadczyłaś ty i twoja babcia: czy uważasz, że kobieta w ciąży powinna mieć wybór?

Absolutnie tak. Ja jako dziewczynka stoczyłam wojnę. Każdy wybór musi należeć do kobiety. Są sytuacje, kiedy kobieta musi tego dokonać. Może to być np. gwałt, ale nie tylko. Może to być też sytuacja, kiedy antykoncepcja nie zadziałała, a kobieta nie czuła się gotowa na macierzyństwo. Kobieta musi być zawsze na pierwszym miejscu. W ten sposób dbamy też o życie dziecka, które urodzi się w okropnych okolicznościach. Będzie niechciane, więc jego życie będzie zniszczone. Dziecko potrzebuje miłości i bezpieczeństwa, ale ta miłość należy się też kobiecie.  

Edukacja w Kenii "Pierwsze ze szkół odchodzą dziewczynki. Nie czują się bezpieczne". Tak wygląda nauka w Kenii

Więcej o: