Ojciec zabrał córkę na niebezpieczny szlak. Interweniowali turyści. Teraz się tłumaczy: Każdy krok był przemyślany

Na Orlej Perci w Polskich Tatrach doszło niedawno do głośnego incydentu. Turyści zauważyli przestraszoną dziewczynkę wspinającą się z tatą bez kasku i asekuracji. Wysłali w tej sprawie wiadomość do redakcji portalu "Tatromaniak". Teraz tata nastolatki komentuje całą sytuację.

9 września na Orlej Perci w polskich Tatrach doszło do niepokojącego wydarzenia. Za zejściem ze Żlebu Honoratka, turyści zauważyli przestraszoną kilkunastoletnią dziewczynkę, próbującą pokonać trasę i jej tatę. Jeden z nich - pan Michał - opisał całą sytuację w liście do redakcji portalu "Tatromaniak":

Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę i nie bardzo wiedzieliśmy, czy i jak reagować. Po kilku minutach obserwacji, kiedy dziecko bardzo się bało i czuło się niepewnie na szlaku przyczepione do łańcucha, bez kasku i żadnej asekuracji oraz w adidasach dotarło do nas, że sytuacja jest bardzo niebezpieczna z uwagi na stopień trudności szlaku oraz tego, kto na nim jest

- napisał. Doświadczony turysta zaproponował przestraszonej dziewczynce lonżę z uprzężą, ale jej ojciec odmówił, turysta odradzał także dalszą wspinaczkę. Ostatecznie tata zszedł z córką z trasy pierwszym możliwym sposobem do Doliny Pięciu Stawów, czyli żółtym szlakiem z Koziej Przełęczy.

Nikomu jakimś cudem nic się nie stało

- dodał pan Michał.

Zobacz wideo Co czyni rekiny tak przerażającymi? Poza szczękami oczywiście [PRACOWNIA BRONKA]

Punkt widzenia taty dziewczynki

W mediach rozgorzała dyskusja na temat nieodpowiedzialnego zachowania opisanego taty. Mężczyzna postanowił redakcji "Tatromaniaka" przekazać swój punkt widzenia. Napisał:

Tak, szliśmy powoli, przepuszczając co jakiś czas szybciej idących turystów. Ze względu na ekspozycję szliśmy dużo wolniej, niż córka by dała radę. Jednak uparłem się, żeby asekurować każdy jej krok. Moja Karolina denerwowała się, że trochę blokuje ruch i ta sytuacja ją zestresowała. Ale to ja jestem odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo, a nie postronni widzowie, którym się tylko wydaje, że tak trafnie oceniają sytuację

- stwierdził mężczyzna. W swoim wyjaśnieniu zapewnił, że jego córka wspina się i takie trudności nie są dla niej problemem. Zapewnił jednocześnie, że doskonale zna ten szlak i każdy "krok był zaplanowany". Napisał, że pokonanie tej trasy nie było jego inicjatywą, a pomysłem dziewczynki. 

Może w to ciężko uwierzyć, ale inne szlaki są już dla Karoliny za proste. Bo schodziliśmy razem naprawdę setki kilometrów po górach. Kiedyś ja jej pokazywałem góry – dzisiaj ona mnie ciągnie

- napisał mężczyzna.

"Nie bójcie się podejść i zapytać"

Tata dwunastolatki stwierdził także, że autor listu wyciągnął błędne wnioski:

Tego wszystkiego autor listu mógł się ode mnie dowiedzieć na szlaku. Gdyby tylko zapytał. Ale nie zrobił tego, wbrew treści listu. Wolał ocenić. Rzeczywiście, zaproponował uprząż dla Karoliny. Tak, odmówiłem – z dwóch powodów. Po pierwsze, łańcuchy były tam tak poprowadzone, że wpinanie lonży mocno utrudniało wędrówkę. A po drugie to było tuż przed samą Kozią Przełęczą, z której i tak schodziliśmy na dół. Trzeba przyznać, że autor na podstawie tej krótkiej wymiany zdań napisał całkiem ładną historię

- stwierdził. Pod koniec swojego wyjaśnienia zwrócił się z apelem do innych turystów:

I jeszcze na koniec moja prośba: jak widzicie trudną sytuację na szlaku, nie bójcie się podejść i zapytać. Być może ktoś rzeczywiście potrzebuje pomocy. A być może sytuacja okaże się zupełnie inna, niż się Wam wydaje

- zakończył swoją wypowiedź. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.