300 plus. Ceny artykułów szkolnych zwalają z nóg? Nie wszystkich: Wydałam 87 zł na wyprawkę dla syna

300 plus to dodatkowe 300 złotych, które rodzice otrzymują od rządu na skompletowanie szkolnej wyprawki dla dziecka. Część z nich żali się, że pieniądze nie starczają na zakup podstawowych produktów. Jednak okazuje się, że wiele zależy od chęci. Nasi czytelnicy podzielili się z nami swoimi doświadczeniami. Okazuje się, że można skompletować wyprawkę nawet za 87 zł.

300 plus, albo inaczej "Dobry Start" to pieniądze, które rodzice otrzymują od rządu niezależnie od tego, ile zarabiają. Mają one pomóc skompletować im wyprawkę dla dziecka przed rozpoczęciem roku szkolnego, albo zwrócić koszty za część przyborów szkolnych jesienią.

Zobacz wideo Kiedy i gdzie składać wniosek o 300+?

Jedyne, co trzeba zrobić, żeby dostać dodatkową gotówkę to posiadać dziecko, które nie ukończyło jeszcze 20. roku życia i złożyć wniosek. Dzieci z niepełnosprawnościami mają wydłużony okres pobierania świadczenia do 24. roku życia. Chociaż 300 złotych pokrywa część kosztów, niektórzy uważają, że świadczenie powinno być wyższe. Nasi czytelnicy dowiedli, że wszystko zależy od chęci.

300 plus pokrywa koszty wyprawki

W roku szkolnym 2021/2022 świadczenie z programu "Dobry Start" przyznaje i wypłaca Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Do tej pory robiły to gminy lub powiatowe centra pomocy rodzinie. Rodzice składają wnioski do 30 listopada, ale im szybciej to zrobią, tym szybciej dostaną pieniądze. Dzieci już w tym tygodniu wrócą do szkół, więc część rodziców skompletowała już wyprawkę. Zapytaliśmy naszych czytelników, ile wydali. 

Wydałam 87 zł w Lidlu na wyprawkę dla syna. VIII klasa podstawówki, kilkanaście przedmiotów w szkole. Zeszyty, przybory, pisaki, długopisy i zapas chusteczek higienicznych i maseczek. Plecak ten sam od 4 lat, tylko wyprać trzeba było

- napisała jedna z mam.

Plecak kupiłam na bazarze za 50 zł (kupiony nowy, bo stary służył 3 lata i trochę się poprzecierał), tenisówki do szkoły w Pepco za 25 zł. Z tych 300 zł jeszcze zostało więc dołożę resztę żeby kupić ćwiczeniówki (koszt około 200 zł) plus ubezpieczenie 47 zł zapewne jak w zeszłym roku

- dodała druga. Niektórzy rodzice żartowali, że "zeszyty i piżama wystarczą". Pojawiły się też głosy, że skoro szkoła jest obowiązkowa, powinna zapewnić uczniom wszystkie przybory.

Musisz chodzić, bo jak nie to będzie kara, ale płać sobie sam. Kiedyś nie było dofinansowań, ale nie trzeba było przynosić kredek, pisaków, krepy czy RYZY PAPIERU. Za kilka lat trzeba będzie jeszcze z własnym nauczycielem przychodzić...

- napisała jedna z mam.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.