Łzy leciały mi po policzkach. Mój rozgadany 3-latek zniknął. Słowa zniknęły, pojawiła się cisza

Jako matka bałam się chorób, wypadków, złamań i innych niebezpieczeństw czyhających na mojego syna. Nie spodziewałam się, że przytrafi się nam zupełnie innego rodzaju problem, który sprawi, że mój 3,5-letni syn przestanie mówić.

Wiadomości z kraju i ze świata znajdziesz na stronie Gazeta.pl >>
Druga ciąża zawsze wygląda inaczej niż ta pierwsza – i nie chodzi wcale o samopoczucie. Będąc w drugiej ciąży jest się mamą na pełnym etacie - jest już jeden mały człowiek, dla którego mama jest całym światem. Na początku wyobrażałam sobie, że w drugiej ciąży będę miała mnóstwo czasu dla siebie. Życie jednak szybko zweryfikowało moje plany. Popsuła je pandemia, nie mogłam iść na zwolnienie tak szybko, jak sądziłam, a czas który miałam poświęcić na swoje pasje i potrzeby, gdy mój syn będzie w żłobku okazał się tylko mrzonką, co chwila bowiem żłobek był zamknięty i siedzieliśmy oboje w domu. Uznałam jednak, że to może i dobrze dla nas - poświęcę ten czas mojemu pierworodnemu, który za kilka miesięcy nie będzie już na pierwszym planie. Robiliśmy mnóstwo rzeczy razem, cieszyliśmy się sobą, opanowaliśmy jazdę na dwóch kółkach na rowerze, rozmawialiśmy też o przyjściu na świat brata. Wydawało mi się, że mój Jaś jest przygotowany na powiększenie się naszej rodziny. Cieszył się, że będzie miał rodzeństwo i na pewno nie wydawał się zaniepokojony nadchodzącymi zmianami.

Zobacz wideo Po co iść z dzieckiem do fizjoterapeuty? "Żeby nauczyć się jego obsługi, czyli tzw. baby handlingu"

Pierwsze oznaki zaburzeń mowy

W 7. miesiącu ciąży zauważyłam, że mój synek, który miał wówczas prawie 3,5 roku, zaczyna się jąkać. Na początku było to bardzo sporadyczne, głównie jak opowiadał jakąś emocjonująca historię, więc nie przywiązywałam do tego szczególnej uwagi - uznałam, że jest to związane z rozwojem mowy. Jaś dość późno zaczął mówić, dopiero po 3 roku życia zaczął składać zdania i nazywać przedmioty tak jak w rzeczywistości się nazywają.

Miesiąc później jednak zaczęłam się już nieco niepokoić, bo jąkanie mocno się nasiliło, nie było związane z wymawianiem konkretnych słów, czy sylab, a zacinanie dotyczyło 2-3 słów w jednym zdaniu. To był lipiec, Jaś chodził jeszcze do żłobka, ale od września zaczynał przedszkole. Bałam się, jak on sobie poradzi w nowym miejscu, skoro duka jedno zdanie pół minuty, a przy tym sam się mocno denerwuje, że mu nie wychodzi. Postanowiliśmy udać się do logopedy.

Różne ścieżki, rozmaite teorie

Znalezienie dobrego logopedy, który ma wolne termin, nie jest wcale takie łatwe. W końcu jednak nam się udało dostać do specjalisty z dobrymi opiniami. Jego diagnoza nieco nas uspokoiła - wyjaśnił nam, że w jego wieku to raczej normalne, mózg w tym czasie bardzo szybko się rozwija. W konsekwencji dziecko poznaje dużo słów, chce dużo powiedzieć, bo w jego głowie jest natłok myśli. Problemy z mówieniem wynikają z tego, że nie wszystko jest w stanie wypowiedzieć tak szybko, jak myśli. Logopeda zalecił ćwiczenia, wierszyki, wybijanie rytmu i powtarzanie słów. Zaczęliśmy regularnie ćwiczyć i cierpliwie oczekiwaliśmy efektów.

Minął miesiąc. Miesiąc intensywnych ćwiczeń zaleconych przez logopedę. Niestety, mimo wytężonej pracy nie było widać żadnej poprawy. Mieliśmy wrażenie, że jest nawet gorzej. Jaś zacinał się już niemal na każdej sylabie, na początku, w środku i na końcu zdania. Coraz częściej poddawał się, gdy nie mógł czegoś powiedzieć. Panie pracujące w żłobku, do którego chodził mój syn mówiły, że coraz trudniej komunikować mu się z dziećmi, dołączać do rozmowy. Bawi się i wydaje zadowolony, ale coraz mniej mówi, właściwie nie jest w stanie powiedzieć żadnego słowa bez jąkania. Bardzo mocno się zmartwiłam i zaczęłam szukać innej ścieżki pomocy.

Drugi poród i jego „konsekwencje"

9 sierpnia urodził się mój drugi syn - Adam. Pamiętam, że leżałam z nim w szpitalu i cały czas moje myśli skupione były wokół Jasia, tego jak mu pomóc. Po powrocie do domu z noworodkiem Jaś wyglądał na szczęśliwego. Cieszył się, że ma brata, choć widać było, że sytuacja jest dla niego nowa. Ja cieszyłam się, że jestem już w domu i mam obu synów pod ręką.

Niestety, zauważyłam, że podczas 3 dni mojej nieobecności stan mówienia Jasia jeszcze się pogorszył. Tak mocno się jąkał już przy pierwszej sylabie pierwszego słowa w zdaniu, że rezygnował z mówienia. Nie podejmował próby wypowiedzi, bo widział, że nie jest w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. To musiało być dla niego ogromnie stresujące, choć nie chciał tego po sobie pokazać. Dopytywałam wtedy, co chciał powiedzieć, zachęcałam go do mówienia, próbowałam pomóc, domyślić się, ale słyszałam tylko „nic" lub kręcił przecząco głową.

Rodzinne wyjście do ZOO

Minął tydzień od porodu, całą rodziną poszliśmy do ZOO. Widziałam po Jasiu, że był szczęśliwy, ale…każda próba rozmowy, zadawania pytań, by się czegoś dowiedzieć kończyła się… ciszą. Mój 3,5-letni Jaś zaczął się z nami komunikować, jak niespełna dwulatek. Jak chciał pić to „chlipał", jak chciał jeść mówił „am", jak chciał siku, to mówi „sii". Wychodząc z ZOO, łzy leciały mi po twarzy, nie wiedziałam co się stało z moim rozgadanym 3-latkiem, który opowiadał mi godzinami o swoim świecie. Byłam przerażona. Było mi bardzo ciężko, bo w mojej głowie pojawiały się same czarne scenariusze, bałam się, że mój syn już nigdy nie będzie normalnie mówił.

Wizyta u psychologa

Po wypadzie do ZOO zdecydowałam, że musimy natychmiast działać. Znalezienie dobrego psychologa z dostępnymi terminami to kolejne wyzwanie. W końcu się udało, razem z mężem znaleźliśmy dwóch psychologów, z którymi się spotkaliśmy - sami bez Jasia, zgodnie z ich rekomendacją i techniką pracy. Każdy z nich właściwie powiedział nam to samo, że mutyzm wybiórczy, bo tak zdiagnozowali Jasia, to wynik stresu związanego z przyjściem na świat brata. Tłumaczyli nam, że to dotyka wielu dzieci, że niekoniecznie powodują go negatywne emocje, może być tak, że nowa sytuacja jest dla niego stresująca, ale też pozytywna, że on się cieszy z pojawienia się brata, choć nie wie, jak się w tej sytuacji odnaleźć.

Obaj niezależni specjaliści zalecili nam, byśmy dali mu czas, poświęcali dużo uwagi, chwalili i uważnie przyglądali się jego emocjom. To były bardzo słuszne rady, ale - szczerze mówiąc - dla nas mocno ogólne, zbyt mało konkretne. Jaś zaczął się jąkać jeszcze kilka miesięcy przed urodzeniem się brata, kiedy był oczkiem w głowie. Nie byliśmy pewni, czy poświęcanie mu uwagi wystarczy w rozwiązaniu problemu. Chcieliśmy rad, które na pewno przyniosą efekt. Dodatkowo, za tydzień zaczynał przedszkole. Bardzo martwiliśmy się jako rodzice, jak będzie wyglądał jego pierwszy dzień w przedszkolu, gdy nie będzie mówił.

Nowe podejście do problemu

Początek przedszkola nie był tak trudny jak sądziłam, to była mała kameralna placówka, kadra znała problem, więc nie naciskała. Dzieci również nie widziały problemu w chłopcu, który nie mówi, po prostu bawiły się jak z każdym innym. My jednak wciąż, mimo stosowania wszelkich rad, nie widzieliśmy poprawy. Martwiliśmy się o to, że nie naciskając, nie prowokując go do odpowiedzi, nie pytając przyzwyczajamy go do tego, że może się porozumiewać nie używając słow. Bo przecież po tak długim czasie, gdy nie mówił, wiedzieliśmy od razu czego chce, co chce zjeść, jakie ma potrzeby. Dalekie to było oczywiście od normalnej komunikacji.

Wtedy jedna z koleżanek mojego męża poleciła nam Specjalistyczną Poradnię Psychologiczno-Pedagogiczna TOP, znajdującą się w Warszawie. Tam trafiliśmy na doskonałą specjalistkę - logopedę - panią Joannę, która w poradni zajmuje się konsultacjami, diagnozą i terapią logopedyczną dzieci z zaburzeniami mowy (ze szczególnym uwzględnieniem dzieci jąkających się). Od pierwszego spotkania urzekła nas swoim podejściem. Jako jedyna zrobiła z nami tak dokładny wywiad, wypełniła mnóstwo kwestionariuszy, przeszła przez mnóstwo pytań. Podczas tego spotkania był tez obecny Jaś, jednak nie słyszał mojej rozmowy z Panią Joanną, a także rozmowy mojego męża. Rozmowa z logopedą odbywała się 1:1, syn bawił się z drugim rodzicem w pokoju obok. Następnie Pani Joanna poprosiła, by każdy z nas – najpierw ja z Jasiem, a następnie mój mąż z Jasiem, wziął udział w nagraniu wideo, na którym każdy z nas będzie się z nim przez 5 minut bawił w pokoju. Tylko 5 minut zwykłej zabawy klockami… a moim zdaniem zrobiło tak wiele.

Wnioski

Logopedka z Poradni TOP dokonała analizy naszych nagrań i wyciągnęła wnioski - jedne były dla nas mniej oczywiste, drugie bardziej, jedne były dla nas zaskakujące, inne nieco bolesne, bo okazało się, że jako rodzice też robimy błędy, choć zawsze chcemy dobrze. Mowa tu o takich sytuacjach, kiedy chcemy dziecku coś nieświadomie narzucić, zazwyczaj lepszą, mądrzejszą zabawę, bo to co robi wydaje nam się głupie lub po prostu nudne. „Zróbmy tak", „pobawmy się w to", „ustawmy to tak, to będzie lepiej" to słowa, które jako rodzice często wypowiadamy do dzieci, bo nie widzimy w tym nic złego, bo chcemy pomóc, bo chcemy dobrze. Czy zawsze słuchamy tego, co nasze dzieci do nas mówią? Oczywiście, staramy się słuchać, ale czy słuchamy, czy faktycznie to rejestrujemy?

Takie pytania zaczęłam sobie zadawać, gdy mój syn przestał mówić. Wcześniej powiedziałabym, że oczywiście, że zawsze go słuchałam, ale… zaczęłam sobie przypominać sytuacje, gdy coś mówił, a ja jednak w tym czasie robiłam obiad i jednym uchem wpadało, a drugim wypadało. To normalne i nie ma w tym nic złego… do czasu, gdy twoje dziecko przestaje mówić i zaczynasz za tym „paplaniem" tęsknić.

Karta pracy

Dostaliśmy od pani Joanny kartę pracy - codziennie każde z nas bawi się z Jasiem w zabawę, którą on wymyśli, bawimy się w taki sposób jak on chce, choćby te 5 minut miałoby odbyć się w milczeniu i zabawa miałaby wydawać nam się bez sensu. Każde 5 minut mieliśmy opisywać - w co się bawiliśmy, jak, jakie emocje temu towarzyszyły i czy pojawiły się jakieś słowa. Poza tym były inne zalecenia: nie pytać jak było w przedszkolu, nie wypytywać, nie pospieszać go w niczym, nie popędzać, mówić wyraźnie i powoli do niego i między sobą, nie kończyć za niego zdania „ułatwiając" mu powiedzenie czegoś, czego nie może powiedzieć. Mieliśmy również zwracać uwagę na ogólną atmosferę - przede wszystkim w domu, by było spokojnie, bez stresu, bez złych emocji, ale także unikać silnych wrażeń poza domem. Mieliśmy notować, jakie emocje towarzyszyły zabawie, w co się chciał bawić i czy pojawiły się przy tym jakieś próby mówienia.

Już po 2-3 tygodniach Jaś zaczął się otwierać, zmieniać, mówić pojedyncze słowa a z czasem doptywać "kiedy będzie moje 5 minut". Jak już powiedział to zdanie po miesiącu, to mało się nie popłakałam ze szczęścia. Jeszcze miesiąc temu mój synek "chlipał", jak chciał pić, a teraz mówił sam całe zdanie!

Po miesiącu spotkaliśmy się z panią Joanną ponownie, by omówić kartę pracy. Pokazaliśmy również film, na którym widać, jak w domu bawimy się z Jasiem w czasie "5 minut wspólnej zabawy" (to było nasze zadanie do wykonania od pani Asi). Zmiany jakie zaszły w moim synku były widoczne gołym okiem. Jaś przywitał się mówiąc "dzień dobry", opowiedział kilka słów o przedszkolu… sama pani Joanna była zaskoczona ogromną zmianą, jaka w nim zaszła.

Kontynuowaliśmy jeszcze prowadzenie karty przez kolejny miesiąc. Gdy zaczął mówić wróciliśmy też do ćwiczeń logopedycznych. Rady od psychologów też wciąż mieliśmy w pamięci. Po kolejnym miesiącu nie było śladu bo mutyzmie, nie było śladu po jąkaniu czy po niepłynności mowy. Co pomogło mojemu synkowi? Powiedziałabym, że najbardziej pani Joanna, ale może wszyscy inni też? Może psycholog i logopeda? A może my - rodzice?

Więcej o: