Karen Bleakly mieszka w Australii i jest mamą bliźniaków, w których wychowaniu kierowała się przede wszystkim ich dobrem i nienawidziła być zmuszana do dokonywania wyboru. Jak sama mówi (za portalem Kidspot), "wolała wówczas stworzyć trzecią, bardziej elastyczną możliwość". Jednak niekiedy wyboru musiała dokonać tak jak w przypadku ich edukacji. Ściślej rzecz biorąc, Karen musiała zdecydować, czy chłopcy będą chodzili do jednej klasy, czy do dwóch różnych. Wbrew pozorom, decyzja była naprawdę ważna, a to, co zrobiła wraz z mężem, zaowocowało w przyszłości.
Na początku rodzice wraz z synami mieszkali w Wielkiej Brytanii, gdzie chłopcy trafili do różnych klas, bo były tylko dwie w ich roczniku, więc i tak spędzali ze sobą mnóstwo czasu, a jednocześnie mieli szansę na integrację z innymi dziećmi. Wszystko się zmieniło po wyprowadzce do Australii, gdzie bliźniacy trafili do tej samej klasy. Jak tłumaczy Karen, nikogo tam nie znali, więc jako rodzice chcieli, żeby chłopcy mogli mieć, choć siebie nawzajem jako wsparcie. I to był dobry ruch, bo bliźniacy bardzo się zżyli ze sobą więc po ukończeniu klasy przygotowawczej, spędzili razem kolejny rok. Jednak później rodzice zdecydowali o rozdzieleniu chłopców, aby zadbać o ich indywidualność. Trwało to do pandemii i nauki zdalnej, po której obaj zaczęli błagać rodziców, aby mogli chodzić do tej samej klasy. To było problematyczne, bo szkoła nie chciała zmieniać składu klas, ale rodzice nie zamierzali odpuścić.
Choć szkoła nie była przychylna prośbie umieszczenia bliźniaków w jednej klasie, to po wielu rozmowach i prośbach rodziców uległa. Chłopcy zaczęli naukę w jednej grupie, co trwało do końca szkoły podstawowej i przez pierwszą klasę liceum, bo w tym przypadku nauczyciele uznali, że tak będzie bliźniakom łatwiej zaaklimatyzować się w nowej placówce. Potem chłopcy znów się rozdzielili i poszli do klas o profilach, które im najbardziej odpowiadały, ale wciąż sobie pomagali i się wspierali. Jak mówią rodzice chłopców, dzięki takim, a nie innym decyzjom obaj bliźniacy są mocno zżyci, a zarazem każdy był traktowany indywidualnie i mógł rozwijać swoje własne zainteresowania. Więcej ciekawych artykułów o dzieciach znajdziecie na naszej stronie głównej Gazeta.pl.