Anna Kaźmierczak-Mytkowska: Zdecydowanie częściej problem dostrzegają dzieci, a rzadziej dorośli. Po pierwsze rodzicom trudno jest zauważyć, że nauka szkolna to praca na cały etat. Wśród dorosłych dominuje przekonanie, że jeżeli dziecko funkcjonuje w strukturze szkolnej, to pracuje przez kilka godzin, które spędza w budynku szkolnym, a później już wypoczywa. W rzeczywistości jednak jest trudniej - dziecko przez kilka godzin przebywa w szkole, a później na zajęciach dodatkowych. Po nich wraca do domu zmęczone; pomimo tego odrabia zadania domowe i przygotowuje się do sprawdzianów. To wszystko dzieje się już wieczorem, po całym dniu aktywności, kiedy zdolność koncentracji uwagi i zapamiętywania jest mniej efektywna. Badania pokazują wyraźnie, że dorośli znacznie rzadziej dostrzegają stres szkolny związany z koniecznością oceny i przygotowywania się do sprawdzianów oraz dostosowywania się do panującej struktury szkolnej.
Po pierwsze, rodzice często nie zdają sobie sprawy, że dziecko czy nastolatek to nie jest mały dorosły – to znaczy, że ma inne możliwości psychofizyczne, ale co najważniejsze - inne sposoby radzenia sobie ze stresem i napięciem. Pojawia się założenie, że skoro ja, dorosły pracuję bardzo dużo, zarówno zawodowo, jak i w domu, to młody człowiek też tak potrafi funkcjonować. Dodatkowo rodzic jest przekonany, że skoro dziecko kończy lekcje o godzinie 14.30 -15.00, to nie jest nadmiernie obciążone obowiązkami. Niestety, sukcesywnie wzrastająca liczba zadań powoduje, że nastolatek angażuje więcej energii, żeby uzyskać dobrą ocenę. Pozytywne stopnie wymagają poświęcenia coraz większej ilości czasu. Przypomnijmy, że dziecko musi mieć czas na odpoczynek, przyjemności czy kontakty społeczne.
Wydaje się, że najbardziej istotne są dwa powody. Pierwszy to brak przestrzegania zasad przez dorosłych. Większość szkół ma w swoim regulaminie zapis o tym, że w ciągu tygodnia dziecko może mieć dwie prace klasowe. Jednak codzienność szkolna pokazuje, że dwa sprawdziany to jest jedno, a kartkówki, których można zrobić nieskończenie wiele, to już inna kwestia. W taki sposób, niektórzy nauczyciele pokazują, że przestrzeganie zasad czy umów nie jest tak ważne. Zakładają, że skoro mogę zrobić kartkówkę, której teoretycznie nie muszę ustalać z uczniami, a jednak ją zapowiem, to jestem "fajnym" nauczycielem i wszystko jest w porządku. Natomiast struktura i zasady nie bez przyczyny zakładają, że dzieci powinny mieć określoną liczbę sprawdzianów. Brak konsekwencji po stronie dorosłych jest zatem jedną z przyczyn problemów. Poza tym, proszę zauważyć, w sytuacji, w której nauczyciel umawia się dziećmi, że będzie głównie oceniał ich pracę na lekcji, a mniejszą wagę będą miały oceny ze sprawdzianów, to dzieci nie ignorują tego przedmiotu, częściej pracują, są aktywne podczas lekcji, wykazują zainteresowanie. Pod warunkiem, że ustalenia i warunki umowy są dotrzymywane.
Drugim powodem nasilonego stresu szkolnego są oczekiwania, jakie dorośli mają w stosunku do dzieci, a co za tym idzie, oczekiwania, jakie dzieci mają same w stosunku do siebie.
Kluczowa wydaje się być niezgodność między tymi oczekiwaniami a możliwościami dziecka. Najprostszym przykładem takiej rozbieżności, która jest często wspominana przez rodziców, są trudności ze skupieniem się przez dziecko podczas odrabiania zadań domowych. Pierwsze pytanie, które wtedy zadajemy brzmi: o której 9-latek odrabia zadania domowe? Zazwyczaj słyszę, że po powrocie rodziców z pracy, czyli ok 19.30.
Tak. Musimy mieć świadomość, że o godz. 19.30 dziewięciolatek nie będzie już w stanie odpowiednio się skoncentrować. Dziecko w tym wieku najbardziej efektywnie pracuje do godziny 14:00 – 15:00, a później z każdą kolejną godziną spada jego zdolność koncentracji uwagi. Zasoby młodego człowieka do radzenia sobie z taką ilością materiału, jaką mają dzieci do przerobienia na co dzień, są po całym dniu aktywności mocno ograniczone. Układ nerwowy dzieci i młodzieży cały czas bardzo intensywnie rozwija się. W wieku lat 10, 12 czy 16 nie posiada jeszcze takich zdolności, jakimi dysponuje dwudziestoparoletnia osoba. Jej zdolność koncentracji, zapamiętywania, ale też umiejętność przyswajania materiału czy planowania wysiłku intelektualnego i organizacji czasu znacząco różni się od możliwości dzieci. Brak zrozumienia tych różnic i nieuwzględnianie ich w stawianych dziecku wymaganiach w znaczącym stopniu przyczynia się do nasilenia stresu szkolnego, uruchamiając lawinę negatywnych konsekwencji. Ważne jest to, by zauważyć jak szybko stres szkolny przekłada się na poczucie własnej wartości. Objawia się to tym, że młody człowiek zaczyna myśleć o sobie źle.
Przede wszystkim mają obniżone poczucie własnej wartości i sprawczości. Okres szkolny to czas, w którym cenioną wartością, jednocześnie często niedoszacowaną, jest poczucie kompetencji. Młody człowiek chce być kompetentny w tym, co robi. I jak to robi. Jeżeli nie ma kłopotów z nauką, ma wysoki intelekt, zdolność koncentracji uwagi i otaczają go dorośli, którzy go wspierają i starają się nauczyć go jak się uczyć, to super. Pamiętajmy, że nie rodzimy się z umiejętnością uczenia, my uczymy się od dorosłych, tego, jak się uczyć i jak sobie planować ten wysiłek. Poza tym, niezwykle ważne jest zachowanie równowagi między zasobami dziecka potrzebnymi podczas nauki szkolnej, jego inteligencją, zdolnością koncentracji uwagi, zdolnością zapamiętywania, umiejętnością planowania wysiłku a wymaganiami ze strony rodziców i nauczycieli. Brak tej równowagi godzi w poczucie wartości młodego człowieka. Brak poczucia kompetencji prowadzi zaś do obniżonego poczucia własnej wartości, a to jest niestety najwyższa wartość w tym wieku.
Przede wszystkim dlatego, że buduje myślenie o sobie, buduje poczucie, że jestem w czymś dobry, a to poczucie jest niezbędne do tworzenia pozytywnej samooceny. Jeżeli młody człowiek ma sprzyjające otoczenie, które nie skupia się wyłącznie na wynikach szkolnych, a potrafi wskazać i wzmocnić zasoby oraz mocne strony dziecka, związane z jego umiejętnościami i kompetencjami pozaszkolnymi, to stres wynikający z niepowodzeń lub trudności szkolnych dziecka może być mniej dla niego dokuczliwy. Jednak bardzo często dorośli doceniają i wzmacniają przede wszystkim zdolności, które są związane ze szkołą. Na liście cenionych spraw długo nie ma nic innego, a dopiero na odległych miejscach pojawiają się inne doceniane kompetencje. Jeśli ktoś ma to szczęście, że przebywa w takim środowisku, które zauważa i eksponuje jego wartość jako człowieka, to lęk wynikający ze stresu szkolnego nie jest aż tak dokuczliwy i może nie wpływać negatywnie na poczucie własnej wartości. Niestety w naszej szerokości geograficznej, to sukces szkolny uznawany jest nie tylko za miarę dobrego funkcjonowania dziecka, ale też za miarę tego, czy jesteśmy dobrymi rodzicami. Zakorzenione jest myślenie, że dobry rodzic to taki, którego dziecko dobrze radzi sobie w szkole, z jej oczekiwaniami i wymaganiami. Rodzic nie zawsze bierze pod uwagę, że te oczekiwania nie są adekwatne do możliwości jego dziecka. Dziecko zaś chce być doceniane i akceptowane nie tylko przez nauczycieli, ale przede wszystkim przez rodziców i rówieśników. Relacje z rówieśnikami mają ogromny wpływ na poczucie własnej wartości.
Tak, bo my mówimy o szkole, ocenach, sprawdzianach, rodzicach, oczekiwaniach, obawach przed niewystarczającym przygotowaniem, ale szkoła to są także rówieśnicy. To jest ta grupa, która ocenia, ta grupa, do której uczeń ma się dopasować i ta grupa, która określi, czy jestem osobą atrakcyjną czy nieatrakcyjną, czy jest ciekawy jako kolega lub potencjalny przyjaciel. Krótko rzecz ujmując, szkoła to nie jest tylko nauka. Rozmawiamy o sprawdzianach i przeciążeniu, ale myślę, że istotne jest, by zobaczyć szerszy obraz. Tych elementów, które powodują przeciążenie stresem w szkole jest bardzo dużo. Nauka, relacje z rówieśnikami, lęk przed ekspozycją społeczną, obawa przed byciem ocenianym to są rzeczy, które składają się na to, że ten okres jest szczególnie trudny dla dziecka.
Przede wszystkim dzieci 7-letnie czy 9-letnie są przemęczone właśnie dlatego, że mają za dużo zajęć. Dorośli zakładają, że kiedy wypełnią dzieciom czas atrakcyjnymi działaniami, to spowodują, że będą szczęśliwe. Bardzo często twierdzą, że przecież dziecko samo chciało chodzić na taniec, hiszpański, gitarę itp. Niestety, dorosły nie zdaje sobie sprawy, że 9-latek nie będzie w stanie wybrać zajęć adekwatnych do jego możliwości, chociażby czasowych, a także odrabiać z powodzeniem zadania domowego o godzinie 20. Dlatego apeluję do rodziców, by dbali o postawienie granicy sobie i dziecku, że nie musi ono robić wszystkiego, co oferuje bogaty rynek zajęć dodatkowych. Dziecko musi mieć czas wolny, w którym może się nudzić i nie robić nic, co rodzice zazwyczaj uważają za konstruktywne i rozwijające. Pamiętajmy, że nadmierny stres prowadzi do depresji, to jej najczęstszy mechanizm.
Często pytam dzieci, co możesz zrobić dla przyjemności, a dzieci odpowiadają: "nie mam kiedy, nie mam czasu", poproszone o wskazanie wolnej chwili w ich grafiku mówią: "już wiem, między chórem a orkiestrą, w sobotę, mam pół godziny".
Poza tym nuda czy "nicnierobienie" są rozwojowo potrzebne. Często stanowią początek najfajniejszych, najbardziej kreatywnych zabaw czy aktywności. Wywołując początkowo w dziecku frustrację pobudza również wewnętrzną motywację do podjęcia wysiłku, co ważne - samodzielnie zaplanowanego. Wysiłek plus kreatywność są najlepszymi "skutkami ubocznymi" nudy.
Stworzyć uporządkowany świat, oparty na strukturze złożonej z konkretnych nawyków i rytuałów. Codziennie rano wstajemy, wykonujemy po kolei poszczególne działania, które są przewidywalne, to jest właśnie pewien rytuał. Po powrocie do domu również wykonujemy konkretne czynności. Nie chodzi o sztywność polegającą na tym, że zawsze robimy to samo, bo to jest nie do zniesienia, ale o przewidywalność i uporządkowanie świata - przez to bowiem świat staje się mniej stresujący i daje poczucie bezpieczeństwa. W sytuacjach kryzysowych, przeciążenia stresem dorosłych zawsze dbamy o to, żeby ich świat był uporządkowany, przewidywalny, te zasady dotyczą również dzieci. Wyjście do szkoły w chaosie związane jest z bardzo dużym stresem i napięciem już na początku, a potem cały dzień jest już tylko trudniejszy. Pamiętajmy o tym, że my, jako dorośli, zdecydowanie lepiej niż dzieci radzimy sobie z kumulowaniem i regulowaniem emocji. One natomiast po chaotycznym poranku wchodzą do szkoły zestresowane, bo np. dorosły do ostatniej chwili siedział przed komputerem, a potem wprowadził dużo zamieszania wynikającego na przykład z pośpiechu. Dbajmy o uporządkowanie świata, rytuały związane choćby z jedzeniem czy z przyjemnościami, a także rytuały dotyczące odrabiania zadań domowych. Poza tym warto uczyć dzieci regulowania emocji, podpowiadając im, jak radzić sobie ze stresem.
Tak, podpowiadamy, ale przede wszystkim pokazujemy, bo to jest bardziej wiarygodne. Bardzo często rodzice mówią: "nie kłam", a sami mijają się z prawdą, mówiąc na przykład: "jak zadzwoni ciocia powiedz, że mnie nie ma". Wiarygodne są te podpowiedzi, kiedy rodzice pokazując młodym ludziom modelują ich zachowania nie tylko w sytuacji sukcesu, ale i ewentualnych trudności. Tłumaczymy dzieciom, że staramy się robić wszystko najlepiej, jak potrafimy, ale nie wszystko może nam się udać na 100 proc. Zawsze ktoś może zadać takie pytanie, na które nie będziemy znać odpowiedzi. Uczymy regulowania napięcia również poprzez naukę tego, jak adekwatnie ustawiać sobie poprzeczkę, bo ta poprzeczka nie może być ani za niska, ani za wysoka. Mówimy o tym i pokazujemy. Poza tym istotne jest wzmacnianie, chwalenie, zapewnianie, że młody człowiek sobie radzi. Bardzo ważne jest dostrzeganie i podkreślanie wysiłku, wkładanego w daną czynność, a nie tylko nagradzanie za efekt i wynik działania. Chwalenie jest bezkosztowym i bardzo skutecznym sposobem wzmacniania dziecka. Wzmacniamy wtedy pożądane przez nas zachowania. Ważne tylko, żebyśmy chwalili dziecko za konkretne zachowania, a nie za przypadkowe rzeczy. Poza wzmacnianiem konkretnych zachowań niezwykle ważne jest podkreślanie zasobów i mocnych stron dziecka.
Po pierwsze, jak już wspomniałam, chwalimy dziecko. Uczymy także tego, że nikt z nas nie jest doskonały, nikt nie jest dobry we wszystkim. Rodzice widzą konkretne umiejętności, a nie widzą, że dziecko jest delikatne, wrażliwe, że często potrzebuje wsparcia. Rodzic musi odpowiedzieć sobie na pytanie: czy moje dziecko koniecznie musi mieć piątki albo szóstki? Sami rodzice przyznają, że gdy dziecko mówi, że dostało piątkę, to pytają o to, dlaczego nie szóstkę. Najważniejsze jest urealnić oczekiwania wobec dziecka. Każde dziecko jest inne i gdyby wszyscy mieli oceny celujące, to w ogóle skala ocen nie byłaby potrzebna. Każde dziecko musi być oceniane adekwatnie do swoich możliwości. Jeżeli ktoś ma dysleksję, to ma ograniczone możliwości, a jeśli ktoś ma ograniczone możliwości fizyczne, to lekcja WF-u będzie dla niego bardzo stresująca. Krótko mówiąc: to, że dzieci pamiętają 3 pierwsze lata szkoły jako najfajniejsze, wynika głównie z tego, że oceniane są w sposób opisowy i mają wiodącego nauczyciela. Taki wychowawca zna dzieci, najczęściej je bardzo lubi i sprawia, że dzieci przychodzą do szkoły jak do bezpiecznego miejsca. Nauczyciel jest dla nich bezpieczną przystanią, która ich rozumie, poda rękę w razie potrzeby, "pogłaszcze po głowie", pochwali, ale przede wszystkim jest zawsze obok. Zna dzieci i wie, na co kogo stać. Poza tym niezwykle ważne jest jeszcze, by rodzic miał kontakt ze szkołą.
W pewnym stopniu tak, ale przede wszystkim dlatego, by rodzice mogli na bieżąco reagować, kiedy przekroczone zostają jakieś granice dziecka, na przykład, jeśli dochodzi do sytuacji przemocy emocjonalnej, głównie ze strony rówieśników. Rodzic nie powinien reagować, gdy dziecko dostanie czwórkę zamiast piątki, tylko wtedy, kiedy ewidentnie granice dziecka zostały przekroczone. Sytuacje przemocy, zwłaszcza psychicznej są bardzo częste, chociaż są "niewidoczne", natomiast absolutnie wymagają kontaktu ze szkołą. Nie mam na myśli wyłącznie spotkania w celu omówienia sytuacji czy przebiegu wydarzeń, ale przede wszystkim zabezpieczenia dziecka. Wyjaśnienia chwilowej niedyspozycji dziecka – powiedzenie, że moje dziecko potrzebuje teraz chwili przerwy. Dzięki takiemu kontaktowi rodzica ze szkołą, nauczyciel wie i rozumie, co się dzieje z dzieckiem i będzie w stanie powstrzymać się przed krytyką dziecka w przypadku pogorszenia jego formy.
Trudno jest przede wszystkim znaleźć czas na bycie razem, jeżeli dziecko ma dużo zajęć, a później przyjeżdża do domu i robi jeszcze zadania domowe. Często licealiści mówią, że do drugiej w nocy robią jakieś projekty, bo wcześniej mają dużo zajęć i korepetycji. W takich sytuacjach trudno o czas wspólny, przez co rodzice mogą oddalać się od dzieci, co prowadzi do napięć w systemie rodzinnym i niezależnie czy dotyczy stresu rodzica czy stresu dziecka, zawsze odbywa się kosztem całej rodziny. Bardzo często jest tak, że u nastolatka dodatkowo pojawia się poczucie winy w stosunku do rodziców, bo nie radzi sobie z nauką, czy nie ma siły na podejmowanie kolejnych wyzwań szkolnych. Z tego powodu niezwykle ważne jest, aby młody człowiek, niezależnie od sytuacji miał poczucie, że rodzice go wspierają. Niestety dla wielu rodziców niezwykle obciążające i stresujące, jest to, że pojawiające się u ich dziecka poczucie winy, znacznie wpływa na nasilenie stresu w rodzinie, co godzi w ich poczucie bycia dobrym rodzicem. Kiedy ten stres jest bardzo duży, pojawią się zaburzenia adaptacyjne, zaburzania depresyjne, zaburzenia lękowe, pojawia się konieczność interwencji specjalisty.
W przypadku nasilenia trudności, które przyjmują postać obniżonego nastroju, drażliwości, wycofania z dotychczas lubianych aktywności i chronicznego zmęczenia na pewno ważny jest kontakt ze specjalistą. Warto zacząć od kontaktu z psychologiem w ramach pierwszego poziomu opieki zdrowotnej, który we współpracy z zespołem ułoży plan pomocy. Każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że im wcześniej takie spotkanie nastąpi, tym łatwiej będzie młodemu człowiekowi wrócić do pełni sił, nauczyć się radzenia ze stresem i planować wysiłek intelektualny. Z drugiej strony młody człowiek ma niewielką motywację do kontaktu z psychologiem, psychoterapeutą czy psychiatrą dziecięcym. Mogą pojawić się obawy, że chęć skorzystania z tego rodzaju pomocy niekorzystnie świadczy o nim jako o człowieku. Oczywiście nie każdy nastolatek, który przeżywa stres związany ze szkołą musi sięgać po profesjonalną pomoc, ważne jednak, żeby wiedział, że jeśli napięcie związane z obowiązkami szkolnymi jest zbyt duże, to można je adekwatnie zmniejszyć.
Warto też, abyśmy jako rodzice rozmawiali z innymi rodzicami, którzy są w podobnej sytuacji. Wymieniali się doświadczeniami i informacjami na temat tego, co nas niepokoi, o tym, że nasze dziecko nie radzi sobie ze stresem, ma problem z wchodzeniem w dorosłość, czy o tym jak rozumiemy jego trudności. Często rodzice zrobili wszystko co mogli, by wesprzeć swoje dziecko, ale nie zadziałały inne czynniki środowiskowe, zewnętrzne, spoza systemu rodzinnego. Nie chcę tutaj tłumaczyć rodziców, ale często tak naprawdę jest. Rodzice w adekwatny sposób wspierają dziecko, ale ze względu na przykład, na pojawiającą się w szkole przemoc, działania te nie są wystarczające, aby ochronić i wzmocnić dziecko. Wtedy wsparcie i dzielenie się doświadczeniami może po pierwsze zwiększyć skuteczność wsparcia rodzicielskiego, ale co równie ważne wzmocnić poczucie skuteczności u rodziców. Dlatego warto wyraźnie powiedzieć rodzicowi, że aby mógł skutecznie wzmacniać swoje dziecko, musi również zadbać o siebie. Czy poprzez rozszerzenie sieci wsparcia czy adekwatne i rzeczywiste określenie możliwości wpływu na sytuację. Warto rozmawiać z innymi i starać się znaleźć rozwiązanie, co mogę jeszcze zrobić, by wspomóc mojego nastolatka, ale nie być dla niego dodatkowym obciążeniem i by nie mówił: "moja mama martwi się, gdy przynoszę złą ocenę, jak napiszę klasówkę". Dorośli nie dbając o swój stan psychiczny, regulowanie własnego napięcia i stresu, przyczyniają się do podnoszenia poziomu napięcia w rodzinie, jak w systemie naczyń połączonych. Reasumując: dobrostan rodziców zawsze jest pomocy dla dziecka czy nastolatka, dlatego dorosły też musi dbać o swoją kondycję psychiczną.
Dr n. o zdr. Anna Kaźmierczak-Mytkowska - psycholożka, specjalistka psychologii klinicznej, specjalistka psychoterapii dzieci i młodzieży, psychoterapeutka systemowa. Jest adiunktem dydaktycznym, wykładowcą i koordynatorem dydaktyki w Klinice Psychiatrii Wieku Rozwojowego WUM oraz starszym asystentem w Oddziale Klinicznym Psychiatrii Wieku Rozwojowego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM. Dyrektor ds. rozwoju placówek medycznych Centrum CBT, które zajmuje się diagnozą psychologiczną i neuropsychologiczną dzieci oraz młodzieży, prowadzi psychoterapię indywidualną i terapię systemową rodzin.