Szef nie chciał jej wypuścić z pracy do chorego dziecka. "Nie wiedzą, że nie może odmówić"

Ewentualna ciąża, czy choroba dziecka nie powinny dyskwalifikować potencjalnej pracownicy. Niestety często jeszcze tak się zdarza. Nawet jeśli przyszła mama praca dostanie, potem przegrywa "potyczki" z przełożonymi, bo nie zna swoich praw.

Więcej tematów związanych z rodzicielstwem na stronie Gazeta.pl>>>
Chociaż mogłoby się wydawać, że w ostatnich latach sporo zmieniło się w podejściu pracodawców do praw pracowników, a ci drudzy są ich bardziej świadomi, pracujące mamy wciąż borykają się z wieloma problemami, które w ogóle nie powinny mieć racji bytu. Nowe rozumienie potrzeb obu stron przyniosła pandemia. Zarówno pracownicy jak i pracodawcy na własnej skórze przekonały się, co znaczy zamknięcie szkół i przedszkoli z powodu COVID-19.

Ale to tylko niektórzy. Gros spraw, które do mnie trafiają ma ten sam mianownik: pracodawcy nie podoba się, że pracownica zachodzi w ciążę lub korzysta z urlopów po urodzeniu dziecka czy z przerwy na karmienie.

- mówi prawniczka Marta Handzlik-Rosuł, specjalistka ds. prawa pracy, która prowadzi profil na Instagramie Zgodnie z prawem oraz blog o tej samej nazwie. Chociaż niektórym z nas wydaje się to nie do pomyślenia, pracodawcy mają swoje "sposoby na rozwiązywanie takich problemów". I niestety z powodzeniem je wykorzystują. 

Zmiany w kodeksie pracy 2023.
Zmiany w kodeksie pracy 2023. pixabay.com
Najczęściej po zakończeniu urlopu rodzicielskiego taka pracownica otrzymuje wypowiedzenie pod pozorem likwidacji stanowiska. A jeśli nawet nie dostaje wypowiedzenia, to jest później stale krytykowana, że bierze zwolnienia na dziecko, które przecież choruje, jak tylko zacznie chodzić do przedszkola. Jest ciągle pod presją

- dodaje. W czasie rocznej nieobecności na jej stanowisku pojawił się ktoś inny lub jej obowiązki zostały podzielone między pozostałe osoby w zespole. I okazuje się, że wszystko sprawnie funkcjonuje, żadne zmiany nie są potrzebne, a z punktu widzenia pracodawcy jest korzystniej, bo taniej (nie trzeba wypłacać pensji lub nowa osoba - mniej doświadczona, dostaje niższą). Marta Handzlik-Rosuł dodaje też, że pracodawcy często mówią wprost, że nie będą zatrudniać pracowników - rodziców małych dzieci. A szczególnie kobiet, bo to one głównie korzystają z różnego rodzaju uprawnień rodzicielskich.

Zobacz wideo Czy każde dziecko może być dobre z matematyki?

O to nie wolno pytać, a i tak pytają

Większość pracodawców na rozmowach kwalifikacyjnych nie pyta potencjalnej pracowniczki o jej stan cywilny i to, czy ma dzieci. Po pierwsze wiedzą, że nie mają prawa zadać jej takiego pytania, a poza tym - nie muszą. W dobie mediów społecznościowych wnikliwy internauta jest w stanie szybko pozyskać sporo informacji dotyczących życia prywatnego osoby, z którą ma rozmawiać w sprawie zatrudnienia. Niedawny ślub? To znaczy, że niebawem pewnie pojawią się dzieci, kobieta pójdzie na zwolnienie, a potem urlop macierzyński. Dzieci w wieku przedszkolnym? Ciągle chorują, a to oznacza częste nieobecności w pracy ich mamy.

Stan cywilny nie może być kryterium przesądzającym o przyjęciu danego pracownika. A jest i to bardzo często. Jest to dyskryminacja, ale bardzo trudna do udowodnienia

- mówi prawniczka i dodaje, że "jakby co" - pracodawca się wyprze. Wyjaśnia też, że nawet zapowiadana i mająca wkrótce wejść w życie praca zdalna, która gwarantuje rodzicom dziecka do lat 4 (8 jeśli jest to praca zdalna na podstawi przepisów dyrektywy Work life Balance) możliwość pracy zdalnej właściwie bez zgody pracodawcy, wywołuje komentarze w stylu: nie zatrudnię takiego pracownika

Pracujące mamy nie dostają premii. Czy to jest ok?

Wszystko ma też swoje odbicie w finansach. W tym przypadku chodzi m.in.: o premię frekwencyjną, którą pracodawca przyznaje pracownikom, jeśli ten przepracował 100 proc. swojego czasu. Jeśli chociaż raz wziął urlop na żądanie lub okolicznościowy albo zwolnienie lekarskie, może o takiej premii zapomnieć. 

I znów - najbardziej pokrzywdzoną grupą są tutaj kobiety, bo jak wspomniałam to one najczęściej biorą zwolnienia gdy dziecko zachoruje, albo nie ma go z kim zostawić

- mówi Marta Handzlik-Rosuł. Wynika z tego, że nawet najbardziej sumienna pracownica, która jest w pełni zaangażowana w pracę i osiąga dobre wyniki, gdy odbiera telefon, że trzeba natychmiast odebrać z przedszkola lub szkoły dziecko z gorączką - żegna się z wizją dodatkowych pieniędzy w domowym budżecie. Poza tym zdarzają się sytuacje, kiedy w czasie urlopu rodzicielskiego danej pracownicy cały zespół dostaje podwyżki. Kiedy kobieta wraca do pracy, okazuje się, że ma pensję niższą niż pozostali, chociaż w teorii nie powinna. Jeśli się upomni, nierzadko słyszy, że jej się nie należy, bo w końcu się nie napracowała. Pracownice często też nie wiedzą, czy przysługują im podwyżki, a jeśli tak, to jakie i kiedy.

Kobiety nie znają swoich praw

Prawniczka przyznaje, że jej klientki łączy także fakt, że ich wiedza na temat ich uprawnień po urodzeniu dziecka jest znikoma. Pracujące mamy wiedzą jedynie, że przysługuje im urlop macierzyński, na tym koniec. Wiedzą też o urlopie wychowawczym, ale nie mają pojęcia, że mogą go np. przerwać, albo zamienić na ograniczenie etatu.

Kobieta często nie wie, że może korzystać z przerwy na karmienie, czy z opieki na dziecko. A już bardzo często nie wie, że w przypadku większości z tych uprawnień pracodawca nie może jej odmówić

- podkreśla prawniczka. Wyobraźmy sobie sytuację: mama przedszkolaka dostaje w ciągu dnia telefon z placówki, że dziecko ma gorączkę i trzeba je odebrać. A pracodawca nie chce jej z pracy wypuścić, tłumacząc się, że nie ma jej kto zastąpić. Zestresowana mama staje na głowie, żeby jakoś ten problem rozwiązać, boi się zwolnienia dyscyplinarnego.

'Często nie wiedzą, że mogą korzystać z przerwy na karmienie, czy z opieki na dziecko'.
'Często nie wiedzą, że mogą korzystać z przerwy na karmienie, czy z opieki na dziecko'. Shutterstock/ Ground Picture

Lepiej się dokształcać

W tym przypadku największym wrogiem kobiet jest niewiedza. Warto więc - w sytuacji kiedy zmieniamy pracę lub podejrzewamy, że w obecnej pracodawca nie egzekwuje naszych praw lub nadużywa swoich - dokładnie zapoznać się z tym, co nam się należy, a czego jemu nie wolno etc. Przed podpisaniem nowej umowy lub aneksu do starej należy dokładnie zapoznać się ze wszystkimi zapisami. Źródłem potrzebnych informacji jest oczywiście Kodeks Pracy, ale w niektórych sytuacjach niezbędne może się okazać skonsultowanie się z prawnikiem - specjalistą od praw pracy. Prawnik oceni, czy daną sprawę w ogóle warto kierować do sądu, a jeśli tak - pomoże przejść całą sądową drogę. Warto też pamiętać, że w każdej gminie czy w mieście powinien funkcjonować punkt nieodpłatnej pomocy prawnej, gdzie można takiej wiedzy zasięgać. Kobiety często nie dochodzą swoich praw, bo nie wiedzą, co tak naprawdę mogą dzięki temu zyskać.

Jeżeli pracodawca nie będzie mógł np. wykazać, że kierował się innymi obiektywnymi kryteriami przy wyborze pracownika, niż posiadanie lub nie dzieci, jeśli zostanie udowodnione, że doszło do dyskryminacji, to uzyskamy odszkodowanie. W wysokości nie niższej niż minimalne miesięczne wynagrodzenie za pracę, ale nie ma tu górnej granicy

- tłumaczy Marta Handzlik. A już największym benefitem za podnoszenie takich spraw, w końcu będzie sytuacja, że pracodawcy przestaną łamać prawa kobiet w obawie, że w końcu trafią na taką, która powie głośni "Nie!", bo będzie dokładnie wiedziała, że ma do tego prawo. I w razie konieczności, nie będzie się bała iść do sądu.

Więcej o: