W sytuacji, gdy zostajemy w domach, a pogoda nie sprzyja wyjściu na zewnątrz, rodzice często szukają alternatywnych sposobów spędzania wolnego czasu.
Więcej artykułów o tematyce parentingowej przeczytasz na stronie Gazeta.pl.
Jednym z popularnych miejsc na wyjście z malcem jest basen. Jedna z naszych czytelniczek napisała list do redakcji, w którym opisała krępującą sytuację, jaka ją spotkała. Chociaż wielokrotnie czytała o podobnych incydentach, nie sądziła, że ją spotka.
Wybraliśmy się z mężem i dwojgiem moich dzieci na publiczny basen. Było mało ludzi. Brodzik mieliśmy cały dla siebie. I całe szczęście, zważywszy na wypadek, który wydarzył się potem. W prasie takie przypadki jak nasz określane są jako "incydenty kałowe". Nazwa zawsze mnie śmieszyła, jednak kiedy przyszło co do czego, nie było mi do śmiechu. Mąż z synem szaleli w większym basenie, a ja z młodszą córką taplałam się w brodziku dla maluchów
- opisywała.
Gdy dziecko naszej czytelniczki zamilkło, nie spodziewała się jednak dlaczego. Zawsze przed wyjściem do publicznego miejsca kobieta pilnowała, by dziecko się załatwiło. Nie spodziewała się więc, że to będzie problemem.
Cisza przy dzieciach nigdy nie zwiastuje nic dobrego. Kupę jednak zaliczyliśmy przed wyjściem, więc akurat tego nie obstawiałam. Cóż, jak mówi powiedzenie 'ślepa baba w karty nie gra'. Dziś wiem, że hazard nie będzie moją mocną stroną. Zapytałam się córki, co tam. A ona nagle zaczerwieniła się na twarzy i powiedziała: BOMBA. Przez sekundę w mojej głowie następowało łączenie faktów. Ale jaka bomba? O co chodzi? Gdy jednak doszło do mnie, co to za bomba, było za późno. Wyciągnęłam BOMBelka do góry, a farfocle pływające dookoła nas nie pozostawiały złudzeń co do natury bomby
- wspominała.
Dziecko krzyczało, a przerażona mama wezwała męża na pomoc. Nie wiedziała, jak zareagować, ale nie chciała zostawić po sobie brudnego basenu. Okazało się, że specjalny pampers do pływania na niewiele się zdaje.
Dziecko się drze, bo chce się kąpać. Ja się drę, wzywając męża na pomoc. Drugie dziecko się drze, bo nie rozumie, dlaczego przerywam mu tak świetną zabawę. Nie drze się tylko mąż, więc wydelegowałam go do nieprzyjemnej rozmowy z ratownikiem
- dodała.
Skrępowana mama udała się do szatni, aby doprowadzić do porządku dziecko i siebie. Wówczas mąż podszedł do ratownika, aby szczerze opowiedzieć mu o całej sytuacji. Był zaskoczony reakcją mężczyzny.
Mąż powiedział, że ratownik bardzo serdecznie podziękował mu za szczerość. Podobno nie każdy jest na tyle odważny, aby się przyznać. Ale co teraz będzie? Zamkną basen? Bierzemy kredyt na pokrycie czyszczenia zbiornika? Otóż nie. Okazało się, że nic nie robimy. Co więcej, ratownicy też niewiele zrobili. Wyobrażałam sobie, że używali czegoś na kształt wodnego odkażacza (o ile takie istnieją). Otóż nie
- opisała nasza czytelniczka.
Pracownik obiektu wziął zwykłą metalową rurkę. Następnie odetkał jeden z otworów, dzięki czemu udało się zassać nieczystości.
Jeżeli macie wątpliwości co do skuteczności tej metody, to ja także je podzielam. Ale zakładam, że specjaliści wiedzą lepiej. A co z resztą? Cytując pana z obsługi, 'się przefitlruje'. Moje sumienie jednak potrzebowało bardziej sumiennego przefiltrowania, dlatego do was piszę. Mam nadzieję, że po naszej wizycie poszła jakaś ekstra dosypka chloru. Na pewno jednak wstrzymam się przed kolejnymi wizytami na basenie przez jakiś czas. Nawet nie chodzi o wstyd czy strach przed kolejną 'bombą'. Najbardziej powstrzymuje mnie to, co powiedział ratownik: większość się nie przyznaje
- podsumowała.
Przepisy prawa w przypadku zanieczyszczenia wody kałem (jak i wymiotami) są dość jasne. Gdy zarządzający obiektem dostanie informację o incydencie, musi potwierdzić jego prawdziwość. Jeśli faktycznie do niego doszło, w myśl rozporządzenia Ministra Zdrowia z 9 listopada 2015 r. w sprawie wymagań, jakim powinna odpowiadać woda na pływalniach (Dz.U. poz. 2016), powinno się wyłączyć nieckę z użytkowania i zdecydować o wprowadzeniu procedur naprawczych. Co to znaczy? Dla pływalni jedno: wyłączenie niecki na kilka dni z użytkowania.
W momencie otrzymania informacji o incydencie kałowym zarządca basenu ma obowiązek wyłączyć daną nieckę z użytkowania oraz powiadomić inspektora sanitarnego
- czytamy na stronie Bezprawnik.pl.
Na wyniki kontroli sanepidu czeka się nawet kilka dni. Wyłączenie basenu na tak długi czas generuje ogromne koszty. Z tego względu zarządcy basenów podnoszą głosy, że przepisy są nazbyt surowe. Jak czytamy na stronie plywalnieibaseny.pl, w większości przypadków (o ile osoba nie jest na przykład chora), wystarczyłoby usunięcie kału, a następnie przefiltrowanie wody. Wówczas dana niecka wyłączana jest z użytkowania na około godzinę.
Przy założeniu, że bieżące uzdatnianie wody w zanieczyszczonej niecce basenowej jest prowadzone z prawidłowymi wartościami pH oraz stężeniem środka odkażającego, nie jest konieczne podejmowanie innych działań. W zależności od ilości zanieczyszczenia oraz czasu przewidywanego na podjęcie czynności oczyszczających, zarządzający obiektem mógłby podjąć, bez ryzyka dla zdrowia klientów, decyzję o ich wyprowadzeniu z basenu na około godzinę, czyli na czas potrzebny do oczyszczenia.
W większości przypadków zanieczyszczenie kałem basenu nie jest celowym działaniem, a - tak jak w przypadku naszej czytelniczki - nieszczęśliwym wypadkiem. Wówczas czyn nie jest kwalifikowany jako wykroczenie. Jeżeli jednak (a są takie przypadki) ktoś basen zanieczyścił specjalnie (np. dla żartu), może mu grozić kara grzywny do 1500 zł (wg art. 109 par. 3 kodeksu wykroczeń).