- Jeżeli utrzyma się taki stan, że do 25. roku życia dziewczęta, młode kobiety piją tyle samo, co ich rówieśnicy, to dzieci nie będzie - powiedział w ostatnią sobotę Jarosław Kaczyński. Polityk przyznał w Ełku, że nie jest zwolennikiem "bardzo wczesnego macierzyństwa", bo "kobieta też musi dojrzeć do bycia dobrą matką".
- Ale jak do 25. roku życia daje w szyję... - śmiał się Kaczyński, wywołując duże rozbawienie wśród jakże przyjaznej publiczności. Śmiech entuzjastów PiS (w tym pań) nie tylko obraża mnie jako kobietę, ale też przeraża, że na czele partii rządzącej stoi odklejony od rzeczywistości ignorant.
Jarosław Kaczyński stwierdził m.in., że "mężczyzna, żeby popaść w alkoholizm, to musi pić nadmiernie przez 20 lat, przeciętnie, bo jeden dłużej, drugi krócej. To zależy od cech osobniczych. A kobieta tylko dwa".
Jego słowa skomentował już m.in. dr. Bohdan Woronowicz, psychiatra i terapeuta uzależnień. Jak stwierdził na łamach Radia Zet, to po prostu "bzdura". - Bardzo współczuję tym, którzy uwierzą, że mężczyźni uzależniają się po 20 latach picia, bo niejeden młody człowiek pomyśli: piję dopiero 3 lata, to mogę jeszcze ok. 17 lat pić bezkarnie. Nie wolno autorytetom wygadywać takich bzdur - powiedział specjalista.
Gdyby pan Kaczyński sięgnął do sondażu Ipsos przeprowadzonego dla OKO.press, dowiedziałby się, że głównym powodem niechęci Polek przed zajściem w ciążę jest obawa o pracę, niskie zarobki i mieszkanie oraz strach spowodowany m.in. prawem antyaborcyjnym.
Gdyby wyszedł na ulice i porozmawiał z moimi rówieśniczkami, usłyszałby między innymi, że chcemy się rozwijać, pracować, realizować. Że boimy się o globalny kryzys klimatyczny (szczególnie w kraju, w którym węgiel jest niczym bożek i w którym atakuje się politykę klimatyczną UE). Gdyby wódz Kaczyński umówił się ze mną na kawę, pokazałabym mu ostatnie rachunki za mieszkanie. Wyjęłabym z szuflady rachunki od weterynarza z czasów, kiedy próbowałam ratować moją kotkę Wandę. Dałabym mu numer telefonu do mamy Marianki z płaskomózgowiem, która walczyła, by jej córka miała godne życie i apelowała do polityków o pomoc. I... nikt na jej apele nie odpowiedział.
Gdyby odklejony od rzeczywistości i prawdziwych problemów Jarosław Kaczyński zapytał mnie, czy do 25. roku życia "dawałam w szyję" razem z moimi kolegami, odpowiedziałabym, że nie. Bo wiem, co to znaczy stracić kogoś bliskiego przez alkohol. Gdyby lider PiS wyjrzał podczas protestów kobiet przez okno, zrozumiałby, że bycie ciężarną w Polsce jest ryzykiem. Bo żadna z nich nie ma pewności, czy nie zostanie zmuszona do urodzenia dziecka bez czaszki, z nieuleczalnymi wadami, które nie dają szans na przeżycie.
Ale co pan Kaczyński może o tym wiedzieć. Nigdy nie nosił pod sercem dziecka, o którym wiedziałby, że nie dożyje do dnia porodu.
500 plus miało być zachętą do macierzyństwa? Pieniądze? Za które można kupić parę butów, dwa bilety do kina i opłacić rachunek u dentysty? Słaba strategia. Bo choć populizmem można wygrać wybory w Polsce, nie uda wam się wygrać rzeczy ważnych.
Zbudować poczucia bezpieczeństwa przyszłych matek. Sprawić, że poczują się zaopiekowane i że nie będą myślały, że ich życie jest zagrożone. Nie uda się też panu, panie Kaczyński sprawić, że jako kobiety poczujemy się mniej silne, mniej ważne i mniej niezależne. Mamy prawo decydować o sobie, o swoim ciele i swoim macierzyństwie, bądź jego braku. Możemy wybrać życie singielki, życie u boku innej kobiety lub, podobnie jak pan - życie z kotem.
I nic panu, panie "śmieszku" Kaczyński, do tego.