Jesteś wściekła? Powiedz to głośno!

Mamy prawo do złości, nawet jeśli jest to złość na dziecko. Trzeba jednak znaleźć konstruktywny sposób radzenia sobie z nią. Z psycholożką i psychoterapeutką Marleną Trąbińską-Haduch rozmawia Ewa Pągowska.

Ewa Pągowska: Czy złość matki na dziecko jest u nas ciągle tematem tabu?

Marlena Trąbińska-Haduch*: To trudne pytanie, bo z jednej strony matki coraz częściej mówią głośno, że odczuwają złość, i już wiedzą, że mają do niej prawo, ale jednocześnie wciąż jej nie akceptują, odczuwają z jej powodu dyskomfort i mają poczucie winy. Czasem też czują strach przed oceną, bo nadal można spotkać się z poglądem, że kobieta po urodzeniu dziecka powinna być zawsze cierpliwa i spokojna. Znam mamę, która sądziła, że kiedy urodzi dziecko i zacznie je kochać, to nie będzie się złościć, że instynkt macierzyński wszystko załatwi.

Załatwił?

- Oczywiście, że nie. Nie zapominajmy, że złość to jedna z podstawowych emocji, która uruchamia się, kiedy ktoś przekracza nasze granice, gdy nie możemy zaspokoić jakiejś naszej potrzeby lub pojawia się zagrożenie. Jest bardzo ważna, bo odpowiada m.in. za nasze przetrwanie, ale może też rodzić problemy, bo wyzwala bardzo mocne reakcje organizmu – napinają się mięśnie, serce zaczyna szybciej bić, rośnie ciśnienie. Jest ogromną siłą, która próbuje wydostać się na zewnątrz, dlatego często pod wpływem złości robi się coś, co krzywdzi innych. Natomiast należy odróżnić emocję, jaką jest złość, od niekonstruktywnych zachowań podejmowanych pod jej wpływem.

Chodzi o to, że do złości na dziecko mamy pełne prawo, a do wyładowania jej na dziecku – już nie?

- Tak. Takiego podejścia do złości uczy się już małe dzieci, nawet półtorarocznym maluchom mówi się np.: „Rozumiem, że się złościsz, ale nie możesz mnie gryźć. Powiedz, o co chodzi albo odsuń się od mnie”. Jeśli ten proces socjalizacji zostanie w odpowiednim momencie włączony, to gdy dziecko dorośnie, łatwiej mu będzie znaleźć konstruktywny sposób radzenia sobie ze złością. Wiele kobiet boi się, że gdy urodzą dziecko, nie będą umiały tego sposobu znaleźć. I rzeczywiście jeśli w domu rodzinnym często widziały, jak dorośli krzyczą lub biją pod wpływem złości, można te obawy uznać za uzasadnione. Te mamy muszą więc włożyć więcej wysiłku, żeby umieć rozpoznać, kiedy się złoszczą, na co, co uruchamia ich złość i co mogą z tym zrobić. Chociaż oczywiście nawet jak się ma bardzo dobre wspomnienia z własnego domu, to też nie jest łatwo.

Co można zrobić?

- Z moich obserwacji wynika, że zdobycie wiedzy na temat etapów rozwojowych dziecka bardzo mamom pomaga. Kiedy mają świadomość, co jest charakterystyczne dla danego wieku i jakich zachowań mogą się spodziewać, łatwiej im potem zrozumieć, że to, co robi dziecko, nie jest wymierzone przeciwko nim. I kiedy maluch płacze kolejną godzinę, łatwiej sobie powiedzieć: „Strasznie mnie to wkurza! Ale on mnie potrzebuje i płacz to jedyny język, którym może to przekazać”.

Łatwo powiedzieć.

- To prawda. W praktyce bywa to jednak bardzo trudne. Można też pomóc sobie np. pijąc wodę, zaciskając mocniej pięści, a potem je rozluźniając lub oddychając głęboko. Warto też liczyć, nawet na głos, ale może nie do 10, bo wiele osób zauważa, że „Do 10, to jak do wybuchu”, tylko od 100 w dół i to jeszcze co trzy, czyli: 100, 97, 94 itd.

Liczenie naprawdę działa?

- Ja często słyszę od mam, że nie działa, ale kiedy pytam: „A próbowała pani?”, słyszę, że nie. Liczenie to jedno z takich rozwiązań, które pomagają mózgowi, który w tym momencie nastawiony jest na walkę, „wrócić na swoje miejsce”. Chodzi o to, żeby uruchomić tę część płata czołowego, która odpowiada za logiczne myślenie. Pamiętam, że kiedy ja byłam wkurzona na dzieciaki, np. dziesiąty raz próbowałam zgarnąć syna, żeby założyć mu spodenki, zaczynałam liczyć na głos. On wtedy zwykle przestawał wrzeszczeć i pytał: „Co ty robisz?”, a ja odpowiadałam: „Liczę, żeby się uspokoić, bo jestem wściekła”.

Warto dzieciom mówić o swojej złości?

- Warto mówić o wszystkich emocjach, które odczuwamy, np. o tym, że jest nam smutno czy jesteśmy złe. Nawet jak matka idzie wściekła w środku nocy do płaczącego niemowlaka, to dobrze, by mówiła do siebie: „Nie mam ochoty wstawać, złości mnie kolejna pobudka”. Czasem to już wystarczy, by poczuć się trochę lepiej. Ale jeśli będzie szła i mówiła: „Uspokój się, nie myśl o tym, tylko zajmij się swoim dzieckiem”, to złość będzie narastać. Dopuszczenie emocji do siebie, uświadomienie sobie ich i zaakceptowanie jest bardzo ważne. Natomiast czym innym są myśli, które nas nakręcają i sprawiają, że tracimy zdolność do realnej oceny, takie jak np.: „Znowu mi to robisz”, „Nigdy nie możesz być spokojny”, „Po co mi to było”. Je trzeba zatrzymać, powiedzieć sobie: „Stop! Zaczynasz się nakręcać. Twoje dziecko ma 5 miesięcy, nie robi ci na złość, bo takie maluchy nie potrafią robić na złość”.

Czasem jednak to nie wystarczy, żeby nad sobą zapanować, i wybuchamy.

- To prawda. Dlatego bardzo ważne jest, żeby – w chwilach, kiedy czujemy, że jesteśmy już na granicy wybuchu – mieć kogoś w swoim otoczeniu, kto może wziąć od nas to płaczące dziecko, bez dawania do zrozumienia, a tym bardziej mówienia: „Nie radzisz sobie. Jaką ty jesteś matką? Twoje dziecko płacze, a ty mi je oddajesz! Powinnaś umieć je uspokoić”.

- Niekiedy tak się zdarza, zwłaszcza w przypadku samotnych mam, czy tych, których mężowie dużo pracują lub często wyjeżdżają. Wtedy trzeba poszukać pomocy na zewnątrz – może przyjdzie babcia albo zatrudnimy nianię, która zajmie się dzieckiem przez kilka godzin w ciągu dnia. To naprawdę ważne, bo nawet jeśli mama nie wyładuje się na dziecku, to zrobi to potem na innych osobach albo zacznie mieć problemy zdrowotne np. bóle kręgosłupa czy migreny. Frustracja zawsze znajduje sobie jakieś ujście, a u mamy, która sama zajmuje się małym dzieckiem o nią nietrudno – deprywacja podstawowych potrzeb jest bardzo duża: brak snu, czasu na jedzenie czy nawet zadbanie o higienę.

Czy jeśli mama jest większość czasu sama z malutkim dzieckiem i jest sfrustrowana, warto zatrudnić nianię, nawet jeśli to wiązałoby się z drastycznym ograniczeniem innych wydatków czy rezygnacją z wyjazdu na wakacje? To nie kaprys leniwej mamy?

- Jeśli nie ma nikogo innego do pomocy, na pewno warto zatrudnić nianię, nawet kosztem wakacji. Natomiast wiele kobiet nie chce korzystać z pomocy, nie dlatego, że nie ma komu powierzyć dziecka, tylko dlatego, że to się kłóci z ich przekonaniami, ich obrazem tego, jakimi one chcą być matkami. Kiedy czytamy wypowiedzi mam np. na forach, to one niby doskonale wiedzą, że mają prawo do dbania o swoje potrzeby i szukania wsparcia,
ale często nie są tego w stanie przełożyć na życie. Mówią, że zostawiają dziecko np. z babcią i idą na 2-godzinny spacer, ale wracają po 15 minutach, bo czują się wyrodnymi matkami.

Co z tym zrobić?

- Nie ustawać w tych próbach zadbania o swoje potrzeby. Nawet jeśli pierwszy raz jest trudny, to na pewno z każdym kolejnym będzie dużo łatwiej.

A jeśli ta frustracja jednak się z nas wylała i zaczynamy np. wrzeszczeć na dziecko? Gdzie kończy się podniesienie głosu, a zaczyna krzyk?

- Podniesienie głosu to krótka informacja wypowiedziana nawet bardzo głośno i dobitnie, np. „Stój!” albo „Przestań to robić”, która nie wyrządza szkody dziecku. Natomiast krzyk, który jest krzywdzący i rodzi w dziecku strach oraz niepewność, to wylewanie z siebie potoku słów, często obraźliwych. Jego celem nie jest przekazanie jakiegoś komunikatu, tylko właśnie obniżenie napięcia. Jeśli nawrzeszczeliśmy na dziecko, na pewno trzeba je przeprosić, powiedzieć, że zrobiliśmy źle, nie zapanowaliśmy nad sobą i postaramy się następnym razem tak nie robić. Dzięki temu dziecko, które czuło się skrzywdzone naszym krzykiem, dostaje informację, że jego uczucia były adekwatne.

- Trzeba powiedzieć: „Przepraszam, wcale tak nie myślę” i dodać, że czasem w złości człowiek mówi coś, w co zupełnie nie wierzy. Można podać jakiś przykład z życia dziecka, przypomnieć np.: „Ty też krzyczałeś, że nienawidzisz siostry, a przecież tak wcale nie myślisz”. Natomiast nie można przejść nad awanturą do porządku dziennego, bo jeśli nie weźmiemy za siebie odpowiedzialności, to nie będzie potem ani poczucia wstydu, ani refleksji, ani pracy nad tym, żeby sytuacja się nie powtórzyła.

- Bardzo trudno to określić, bo nigdy nie ma pewności, czy to, co zdarzyło się raz, nie powtórzy się. Myślę więc, że nawet gdy była to pierwsza awantura, warto coś z tym zrobić – porozmawiać z przyjaciółką, iść na jakieś warsztaty, a jeśli doszło do przemocy fizycznej, to nawet do terapeuty. Musimy pamiętać, że każda z nas ma jakieś doświadczenia z dzieciństwa i kiedy zostajemy mamami, te doświadczenia się w nas uruchamiają. Czasem więc daje znać o sobie jakiś brak np. bliskości czy opieki. Jeśli tego nie doświadczyliśmy, to potem trudno dać to własnym dzieciom. Z pustego i Salomon nie naleje, ale dzięki terapii można sobie z tymi deficytami poradzić, nauczyć radzić sobie ze złością w konstruktywny sposób i zbudować dobrą relację z dzieckiem.

*Marlena Trąbińska-Haduch jest psycholożką, psychoterapeutką i założycielką Ośrodka Terapeutyczno-Edukacyjnego Mater Pater. Pracuje też w Centrum Medycznym „Żelazna” w Warszawie.

To także może cię zainteresować:

Więcej o:
Copyright © Agora SA