Justyna Dąbrowska*: Niestety tak. Mówią, że doświadczają tego zwłaszcza ze strony kobiet z najbliższego otoczenia: matek, teściowych. Czasem to się kończy dramatycznie – zerwaniem stosunków, ale najczęściej młoda matka tłumi złość, bo nie bardzo wie, jak postawić tamę niechcianym radom. Z jednej strony czuje się zależna od otoczenia, bo potrzebuje pomocy; z drugiej czuje, że te „dobre rady” niewiele jej pomagają. W takiej chwili musimy, cytując pediatrę i psychoanalityka Donalda Winnicotta, stanąć po stronie młodych matek, bo są tak bardzo zależne od innych dorosłych i wrażliwe na emocjonalne zranienie.
- Ponieważ początek macierzyństwa to czas, kiedy matka zanurza się w świecie noworodka, by w ten sposób poczuć go i zrozumieć, otoczenie powinno zapewnić jej coś w rodzaju materialnego i psychologicznego kokonu. Bliscy mają ją chronić, wzmacniać i wspierać, a nie krytykować. Dawanie rad na ogół nie ma
żadnego sensu, bo nie istnieje uniwersalna „instrukcja obsługi dziecka”. Niemowlęta – tak jak inni ludzie – bardzo się od siebie różnią: jedno będzie czuło się wspaniale, kiedy będziemy je kąpać w wanience z muzyką w tle, a inne będzie unikać kąpieli za wszelką cenę. Jedno będzie lubiło ciasne spowijanie, a dla drugiego to będzie bardzo niekomfortowe.
Naszym zadaniem jako rodziców jest przyglądanie się dziecku i patrzenie, jak reaguje na to, co robimy – czy to mu pomaga, czy nie. Ale żeby móc się tak przyglądać – trzeba mieć zapewniony spokój, a nie być bombardowaną radami.
- Myślę, że można spróbować wcześniej zacząć nad tym pracować. Ciąża to dobry czas na przebudowanie relacji z własną matką i teściową, bo to ich uwagi często są źródłem psychicznej niewygody. Wiele kobiet mówi, że w ciąży miały większą niż wcześniej łatwość w zauważaniu tego, co im przeszkadza w zachowaniach innych, więc pojawia się dobra okazja, by zacząć o tym mówić.
- Niestety, to jest bardzo trudne, a na dodatek kulturowo mało wspierane. Bo nakaz „Czcij ojca swego i matkę swoją” jest często czytany jako „podporządkuj się”, a nie „buduj szczerą relację”. Ale chyba nie ma innej drogi do dorosłości… Z obroną własnych granic mamy też taki problem, że nie tylko nie wiemy, jak o nich mówić, ale też, gdzie one właściwie się znajdują. Dopiero kiedy ktoś w zdecydowany sposób je narusza, orientujemy się, że stało się coś, czego nie chciałyśmy. Dlatego warto jak najczęściej sprawdzać – zaglądając w głąb siebie – czy to, co się dzieje, jest tym, czego potrzebuję. Dzięki temu może łatwiej będzie potem powiedzieć teściowej: „Teraz chcę się położyć, idźcie sobie gadać do kuchni” albo: „Mamo, to, co robisz mi nie pomaga. Przypomnij sobie, jak to było, kiedy miałaś pierwsze dziecko. To wszystko nie jest takie łatwe, jak ci się zdaje”.
- Jeżeli młoda matka nie zadba o siebie, dość szybko odbije się to nie tylko na niej, ale i na całej rodzinie. Wiedziano o tym w społecznościach tradycyjnych, w których młoda matka była zawsze otoczona młodszymi i starszymi kobietami, które przejmowały dziecko. Oczekuje się od matki, że będzie zaspokajać potrzeby niemowlęcia niezależnie od wszystkiego, a przecież „z pustego nikt nie naleje”, nie sposób być oddaną drugiemu, niezwykle wymagającemu człowiekowi non stop. Potrzeba „czasu dla siebie” jest czymś zupełnie naturalnym, każdy z nas czasem lubi pobyć bez innych. Tyle, że u młodej matki ten „czas dla siebie” może znaczyć bardzo różne rzeczy. Jedna kobieta będzie chciała zostawić dziecko z partnerem, by wyjść z domu i spotkać się z przyjaciółką, a inna – zasnąć z niemowlęciem z poczuciem, że ktoś w tym czasie zajmie się domem. Trzeba dbać o swoje zasoby, bo one nie są niewyczerpane.
- Starać się spać w każdej wolnej chwili, zlecić otoczeniu sprzątanie, gotowanie, wychodzenie z psem itp. Ułatwiać sobie życie, jak tylko się da. Zachęcać partnera (jeśli sam z siebie nie jest zachęcony), żeby przejmował opiekę. To naturalne, że młodzi ojcowie na początku czują się niepewni i niekompetentni.
Czasem trudno im jest odnaleźć się w sytuacji, gdy ich ukochana niemalże stapia się z dzieckiem, ale niech się nie wycofują. Warto, by uczyli się chustowania, przewijania i uspokajania małego człowieka. Jak się przejdzie przez te pierwsze trudne momenty, to potem można czerpać ogromną satysfakcję i przyjemność z opieki nad niemowlęciem. Ono, jak nikt inny, szczerze potrafi się odwzajemnić.
- Ale jeszcze mniej mówimy o tym, że jego pojawienie się oznacza także stratę, np. jakiejś części naszej wolności czy życia, jakie wiedliśmy do tej pory. Od narodzin dziecka nic już nie jest takie samo i dlatego niektórym matkom w pierwszych miesiącach po porodzie towarzyszy smutek. Tak, jakby się z czymś żegnały, coś opłakiwały. Ważne, by otoczenie potrafiło to zrozumieć. Nie ma nic gorszego, niż usłyszeć w takim momencie „weź się w garść” albo „inne matki jakoś sobie radzą”, albo „przecież to taki dar, ciesz się, wiele kobiet chce, a nie może mieć dziecka”. Dziecko nam daje okazję do rozwoju, ale także coś odbiera. I nic w tym złego.
- Wszystkie te uczucia są najzupełniej naturalne. Młoda matka może czuć całą ich gamę – począwszy od ekscytacji nową sytuacją, przez dumę z siebie, po smutek, żal, a nawet rozpacz po stracie. Niektóre kobiety przeżywają smutek, że „brzuch jest pusty”. Jeszcze przed chwilą był wypełniony życiem, a teraz oklapł. Albo nie poznają już swojego ciała, które tak się zmieniło. To, co czuje kobieta, bardzo też zależy od tego, jak ona ocenia swój poród. Jeśli był satysfakcjonujący, częściej przeżywa dumę z siebie. Z kolei po trudnym porodzie może pojawić się lęk, złość, a nawet wściekłość. Czasem na dziecko, czasem na personel. Można też czuć zawód, że miłość do dziecka nie spadła na nas jak grom z jasnego nieba, tylko zamiast niej odczuwamy coś w rodzaju pozbawionego zachwytu zaciekawienia. Chociaż bywa i tak, że już od momentu, gdy noworodek zostanie położony mamie na brzuchu, staje się dla niej królem wszechświata. Ważne, by dla wszystkich uczuć znalazło się miejsce, by można było o nich mówić. Niestety te trudne emocje są często głęboko przez kobiety skrywane ze wstydu i lęku przed oceną otoczenia.
- Bardzo często. Mówią o tym zwłaszcza te, których rodziny są daleko. Partner zwykle wraca do pracy po dwóch tygodniach urlopu ojcowskiego, a one zostają sam na sam z całkiem sobie nieznaną istotą. Bardzo je wtedy zachęcam do szukania w okolicy kobiet w podobnej sytuacji. Kręgi młodych matek potrafią być nieocenionym oparciem. Słuchając innych kobiet, można się przekonać, że nie tylko nasza droga do macierzyństwa jest wyboista i pełna potknięć.
- Co do naszego wpływu, powtórzę za Anną Freud, że w życiu, jak w szachach, otwarcie jest ważne, ale nie decyduje o przebiegu całej partii. Błędy są nieuniknione, a perfekcjonizm prowadzi wyłącznie na manowce. Nie dajmy sobie wmówić, że macierzyństwo, czy w ogóle rodzicielstwo, może przebiegać gładko. Nie może. Wszyscy uczymy się od błędu do błędu. Czasem udaje nam się szybko w czymś połapać, ale na ogół potrzebujemy czasu, by nauczyć się rozumieć nasze dziecko. Zwłaszcza, kiedy pierwszy raz stajemy się rodzicami i czujemy ciężar odpowiedzialności. Pogląd, że matki od początku wiedzą, czego dziecku trzeba,
to szkodliwa bzdura. Nie wiedzą. Uczą się dziecka. A dziecko uczy się dorosłych. Są badania, z których wynika, że na początku ponad połowa naszych domysłów na temat tego, czego chce od nas niemowlę, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Zresztą w budowaniu relacji nie chodzi o to, by od razu wszystko wiedzieć, tylko by starać się i próbować różnych strategii: czegoś byś chciał? Pobujać cię? Nie, widzę, że nie o to chodziło. Może dam ci pierś? O! Widzę, że już jest ok.
- Z błędami trzeba najpierw stanąć twarzą w twarz, czyli wziąć za nie odpowiedzialność, zobaczyć swój udział. Tylko wtedy z tej trudnej sytuacji może wyniknąć coś konstruktywnego. Natomiast jeśli będziemy obwiniać partnera, matkę, dziecko czy pogodę – błąd na niewiele nam się przyda i pewnie niebawem go powtórzymy.
- Można zacząć się zastanawiać nad przyczynami swojego zachowania, np. co mi się stało, że tak chętnie skorzystałam z rady, żeby płaczące dziecko zostawić samo w łóżeczku. Co ja z tego miałam? Może nie mogłam znieść swojej bezradności? Może mnie irytuje, że ono „wciąż ode mnie czegoś chce”? Może brak wpływu i kontroli doprowadza mnie do szału? A może byłam już tak zła, że wolałam odłożyć dziecko, niż na nie wrzasnąć? Chodzi o próbę spojrzenia na siebie z dystansu. Kiedy emocje już opadną, wiele kobiet potrafi po chwili namysłu nazwać uczucia, które doprowadziły np. do wybuchu agresji.
- Mogą skorzystać z pomocy psychoterapeuty. Czasem wystarczy jedna konsultacja, by lepiej zrozumieć siebie i motywy swojego działania.
- Jesteśmy najlepszymi matkami, jakimi możemy być. Idealne matki nie istnieją. Co więcej, nie ma jedynego właściwego modelu macierzyństwa. Innymi matkami jesteśmy na początku, innymi, kiedy dziecko jest w szkole, a innymi, kiedy dorośnie. Innymi dla pierwszego dziecka, innymi dla drugiego i kolejnych. Innymi dla córek i innymi dla synów. Matka rodzi się w bólach, a potem sobie jakoś wykuwa drogę do swojego dziecka. A ono bardzo ją w tym wspiera. Dziecko to surowy i szczery recenzent, ale też nie jest ze szkła i potrafi znieść wiele naszych błędów. Jeśli tylko czuje się kochane i wie, że jesteśmy po jego stronie.
* rozmawiamy z... Justyną Dąbrowską, psycholożką i psychoterapeutką,
pisarką, dziennikarką, autorką wielu książek m.in. „Matka młodej matki”, pracującą w warszawskim Laboratorium Psychoedukacji.
To także może cię zainteresować:
Obejrzyj też wideo: