Wakacyjna szkoła przetrwania

Pierwsze wakacje z dzieckiem nie zawsze są tak fantastyczne, jak to sobie wyobrażaliśmy.

Tego wyjazdu czekaliśmy niczym kanie dżdżu. Dla Kuby i Antka miały to być pierwsze prawdziwe wakacje. Dla mnie i męża - pierwszy od czterech lat prawdziwy urlop. Tak długo odwlekaliśmy wyjazd, bo ciąża, bo poród, bo małe dziecko, bo ciąża, bo poród, bo małe dzieci. Kiedy się w końcu zdecydowaliśmy, Kuba miał prawie trzy lata, a Antek ponad rok.

Poszliśmy od razu na całość. Dwa tygodnie? Za mało, nie zdążymy wypocząć. Co najmniej trzy! I koniecznie nad morzem, na zachodnim wybrzeżu. Tam najładniej. I pojechaliśmy. Osiem godzin jazdy samochodem jakoś przeżyliśmy, choć chwilami było bardzo ciężko. Najgorsze przyszło na miejscu.

Pokój był za mały, morze za zimne, obiady niesmaczne. A w dodatku morze strasznie szumiało, piasek wsypywał się do butów, a na deptaku było okropnie dużo ludzi. Tyle Kubuś. Z Antkiem było mniej problemów, tyle że już pierwszego dnia ogłosił strajk głodowy i jedynym pokarmem, który był skłonny wziąć do buzi, okazało się moje mleko (przed wyjazdem ssał pierś już tylko na dobranoc). Antek przy cycku, wiecznie marudzący Kuba i my miotający się między nimi. Prawdę mówiąc, po tygodniu mieliśmy dosyć. Z trudem przetrwaliśmy 16 dni i z ulgą wróciliśmy do domu. Tydzień wcześniej niż planowaliśmy.

Długo zastanawiałam się, dlaczego tak się stało. Przecież mieliśmy wspaniałe plany. I chyba już wiem. Po prostu oczekiwaliśmy zbyt wiele. Dzieciaki miały się pluskać w morzu i robić zamki z piasku, a my wreszcie odpocząć. Tymczasem okazało się, że chłopcy wcale nie mieli ochoty na igraszki w morzu (ogromna woda trochę ich przerażała). A zamki z piasku? Owszem, interesowały ich, ale tylko wtedy, gdy mogli zburzyć je innym dzieciom. O odpoczynku mogliśmy tylko pomarzyć. Któregoś dnia postanowiłam popływać (chłopcy bawili się na brzegu pod okiem taty). Będąc już w wodzie, usłyszałam za sobą dziwny hałas. Obejrzałam się i zamarłam z przerażenia. Kilka metrów ode mnie, w wodzie do kolan, topił się... Antek. Okazało się, że zmylił ojca i pobiegł za mną. Na szczęście zdążyłam go wyłowić i skończyło się na strachu, ale kąpieli morskich odechciało mi się zupełnie.

Czy rzeczywiście rodzinne wakacje muszą tak wyglądać? Co zrobić, żeby je jakoś przetrwać? Jak uniknąć rozczarowania?

Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że wakacje będą teraz wyglądać zupełnie inaczej. Samotne górskie wędrówki, leżenie plackiem na plaży, romantyczne spacery we dwoje, wieczorne wypady do pubu - o tym wszystkim możecie na razie zapomnieć. Urlop z maluchem to ciężka praca. Znacznie cięższa niż zajmowanie się nim w domu, bo zostaniecie odcięci od wielu rzeczy, które zwykle rodzicom ułatwiają życie, a których nie sposób zabrać ze sobą na wyjazd, np. wanienki czy łóżeczka ze szczebelkami. Maluch może tęsknić za domem, być rozdrażniony i marudny. Nie dziwcie się, dla niego to także zupełnie nowa sytuacja. Zanim się z nią oswoi, upłynie co najmniej kilka dni.

Morska przygoda

Ogrom wody, który wam wydaje się fascynujący, szum fal, który was uspokaja, dla malucha wcale nie muszą być takie fajne. Wielka woda często onieśmiela dzieci, a szumiące fale wzbudzają lęk. Na powitanie najlepszy więc będzie bezwietrzny dzień, kiedy morze jest spokojne. W czasie sztormu lepiej zrezygnujcie ze spacerów wzdłuż brzegu. Wiatr sypiący piaskiem w oczy i przerażający huk fal na pewno nie przypadną maluchowi do gustu.

Gdy dziecko już oswoi się z morzem, pozwólcie mu bawić się po swojemu. To, że wy uwielbialiście stawianie babek z piasku i zbieranie kamyków, nie znaczy, że wasz synek też musi to lubić. Może jemu najbardziej podoba się wożenie na taczkach błota albo wlewanie wody do kubełka i wylewanie jej.

Niektóre dzieci uwielbiają wodę i gdyby mogły, najchętniej nie wychodziłyby z niej w ogóle. Zamiast z nimi walczyć, lepiej zabierzcie na plażę ręcznik i, jeśli dzień nie jest upalny, ubranie na zmianę. Nie zamartwiajcie się, że wasz wodnik się przeziębi. Wbrew pozorom ostry nadmorski klimat nie jest taki groźny. Dzieci częściej chorują w domu niż nad morzem.

Oczywiście malucha, który bawi się w wodzie, nie można ani na moment spuścić z oka. Dla rocznego szkraba nawet woda do kostek może okazać się niebezpieczna.

Na górskim szlaku

Wędrówka po górach może być zbyt męcząca dla dziecka. Bądźcie przygotowani, że przez większość trasy będziecie taszczyć latorośl na własnych plecach. Dla malucha, który nie ma jeszcze trzech lat i nie jest zbyt duży, przyda się nosidło ze stelażem. Starsze dzieci wygodniej jest nosić na barana.

Wybierajcie raczej łatwe trasy. W Tatrach można pójść np. na Rusinową Polanę czy Przysłop Miętusi (i tak się nanosicie, a tam maluch będzie przynajmniej miał radość z tarzania się po kwiecistej łące). Nie ma sensu wchodzić wyżej niż na drogę nad reglami.

Nie wymagajcie zbyt wiele. Nie oczekujcie, że dwulatek zachwyci się widokiem z Kasprowego, nawet jeśli pełni entuzjazmu, wnieśliście go tam na własnych plecach.

Z dala od deptaka

Nadmiar wrażeń może być dla dziecka męczący. Zwiedzanie zamków krzyżackich z trzylatkiem to naprawdę nie najlepszy pomysł. Podobnie jak całodniowa wycieczka do znanego kurortu. Maluch będzie tylko zmęczony i znudzony. Jeśli koniecznie chcecie zapewnić mu atrakcje, lepiej już wybierzcie się na plac zabaw do sąsiedniego ośrodka wczasowego.

Większość dzieci nie lubi ścisku i hałasu. Dlatego zamiast tłoczyć się na kąpielisku w centrum miasteczka, warto przejść kawałek dalej i poszukać skrawka dzikiej plaży. Tam można wreszcie przestać trzymać malucha kurczowo za rękę (żeby się nie zgubił, nie utopił, nie wpadł pod samochód). Jest cicho, spokojnie i bezpiecznie. Dziecko może biegać do woli, a wy nie musicie się bać, że zaraz stracicie je z oczu. Nikt nie rozdepcze zbudowanego przez tatę zamczyska, można będzie znaleźć muszelki i gładkie kamyki, po których w bardziej zatłoczonych miejscach nie ma już śladu.

A w chłodne dni zamiast na pełen straganów ruchliwy deptak wybierzcie się na łąkę lub do lasu. Kto wie, może polny kamień albo powykręcany wiatrem pień sosny okaże się bardziej atrakcyjny od warczenia automatycznego samochodu (minuta jazdy w miejscu - 2 zł).

Jak wyjeżdżać, to nie indywidualnie

Jeśli zdecydowaliście się na wyjazd w ścisłym rodzinnym gronie, czeka was szczególnie ciężki okres. O wypoczynku prawdopodobnie będziecie mogli najwyżej pomarzyć.

Znacznie łatwiejsze do przeżycia wydają się wakacje w towarzystwie innej rodziny z dzieckiem. Jeśli maluchy zainteresują się sobą i zaczną razem się bawić, spacery bądź plażowanie nie będą tak uciążliwe. Może od czasu do czasu uda wam się na godzinę podrzucić swojego synka znajomym? Oczywiście później będziecie musieli się zrewanżować i zająć ich dzieckiem, ale i tak gra jest warta świeczki.

Idealnym rozwiązaniem mogą okazać się wczasy z dziadkami. Oni wreszcie będą mieli okazję nacieszyć się wnukami, maluchy będą szczęśliwe, mając przy sobie ukochaną babcię i dziadka, a wy naprawdę odpoczniecie. I wcale nie chodzi o to, by wszystkie obowiązki zwalać staruszkom na głowę. Ale jeśli babcia czasami nakarmi wnusię, a dziadek popilnuje małego wodnika na plaży, nie zmęczą się za bardzo. Dla was natomiast będzie to prawdziwa pomoc.

Bar, stołówka czy wczasy w kuchni

Jeśli maluch jest jeszcze przy piersi lub żywi się jedzeniem ze słoiczków, nie będzie większych problemów. Gorzej, jeżeli wyrósł już z papek i przeszedł na dorosłą dietę.

Jeśli zdecydujecie się wykupić jedzenie w pensjonacie lub ośrodku wczasowym, nie będziecie musieli co dzień martwić się o zorganizowanie posiłków. A w dobrej stołówce może się żywić nawet dwulatek. Jeśli od czasu do czasu w menu pojawi się twardy jak podeszwa schabowy, zawsze pozostaje zupa lub surówka z ziemniakami.

Przeciętna wczasowa stołówka ma też niestety wady. Nie ma krzesełek dla dzieci, stół sięga maluchowi pod brodę i gdy spóźnicie się na posiłek (a to będzie zdarzać się często), jedzenie wam wystygnie, albo wręcz zostanie sprzątnięte ze stołu (druga tura czeka). Maluchom trudno jest wytrzymać długo przy stole (czekanie na kolejne dania zwykle się przeciąga) i kręcą się po sali. Może się więc okazać, że zamiast jeść, uprawiacie slalom między stołami w pogoni za własnym dzieckiem.

Jeżeli zdecydujecie się stołować w pobliskim barze, nie będziecie musieli martwić się, że spóźnicie się na obiad, i będziecie mogli jeść, na co macie ochotę. Niestety, barowe jedzenie raczej nie nadaje się dla maluchów. Frytki, parówki albo smażona ryba to naprawdę nie najlepsze menu dla kilkulatka. Małe dzieci mają bardzo wrażliwe żołądki.

Ostatnie rozwiązanie to gotowanie samemu. Dla dziecka domowe jedzenie z pewnością będzie zdrowsze, ale większość urlopu spędzicie w kuchni (oczywiście musicie mieć do niej dostęp). Trzeba też będzie robić zakupy.

Jeśli jedziecie na urlop samochodem i macie w domu składane krzesełko do karmienia, weźcie je ze sobą.

Nawet jeśli serwowane w stołówce jedzenie jest wyjątkowo smaczne, przyzwyczajony do domowych smaków maluch może grymasić. Nie warto się tym za bardzo przejmować. Dziecko z pewnością się nie zagłodzi. Nie chce jeść obiadu? Może kolacja bardziej przypadnie mu do gustu.

Jeżeli zdecydowaliście się na samodzielne gotowanie, wybierajcie proste, łatwe do przyrządzenia potrawy.

Bez miśka ani rusz

Dziecko na pewno będzie chciało zabrać na wakacje całą kolekcję zabawek. Lalki, miśki, samochody. I jeszcze klocki. I jeszcze... Dajcie sobie spokój. Tylko niepotrzebnie się nadźwigacie.

Na miejscu większość zabawek prawdopodobnie pozostanie nietknięta w walizce lub - co gorsza - będzie walać się po i tak zagraconym pokoju. Na wakacjach jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia, że zwykle nie ma czasu na zabawki.

Oczywiście nie oznacza to, że możecie zostawić w domu ukochanego misia czy poduszeczkę malucha. W żadnym wypadku. Przytulanka musi jechać z wami. Poduszka też. Bez niej urlop na pewno będzie nieudany. I to nie tylko dla dziecka.

Zabawki, które mogą się przydać:

Wiaderko i łopatka do piasku, a niezbyt duże. Wielkie plastikowe łopaty są wprawdzie bardzo efektowne, ale niepraktyczne. Małemu dziecku trudno się nimi posługiwać. Poza tym są wyjątkowo nieporęczne, nie mieszczą się w plażowej torbie ani w koszu wózka i trzeba je nieść w ręku (co oczywiście spadnie na was).

Piaskarka lub inny pojazd do wożenia piachu.

Piłka plażowa. Oczywiście jeśli maluch lubi się nią bawić.

Dla starszych dzieci różnego rodzaju gry. To na deszczowe dni.

Im wcześniej wyjedziecie na swoje pierwsze rodzinne wakacje, tym lepiej. Karmiony piersią, używający jednorazowych pieluch i nie chodzący jeszcze niemowlak jest znacznie mniej kłopotliwy niż ruchliwy, wszędobylski dwu-, trzylatek.

Więcej o:
Copyright © Agora SA