Kate Hargreaves w rozmowie z portalem honey.nine.com.au wyjawiła, że już od najwcześniejszych lat życia swoich dzieci miała bardzo surowe podejście jeśli chodzi o czas spędzany przez nich przed ekranem. W końcu zmieniła jednak zdanie w kwestii najmłodszego syna. Rodzice początkowo próbowali ustalić jakieś czasowe granice korzystania z urządzeń, ale te nie zawsze były przestrzegane przez obie strony i tym samym nieustannie się przesuwały. Największy kryzys nastąpił w momencie, gdy ośmioletni syn Kate złamał nogę.
Przez dwa miesiące chłopak chodził o kulach i był częściowo wyjęty ze swojej normalnej codziennej rutyny. Niedługo potem jego nieobecność w szkole dodatkowo się przedłużyła, bo przeszedł zabieg usuwania migdałków. W czasie rekonwalescencji ośmiolatek spędzał dużo czasu przed ekranem. Już wtedy Kat wiedziała, że zaczyna to wyglądać jak uzależnienie. Zaniepokojona mama musiała namawiać syna, aby zajął się innymi sprawami i produktywnie spędzał czas poza szkoła, ale jej prośby nie przynosiły żadnych skutków.
Próbowaliśmy jakoś to ograniczyć, ale żaden sposób nie działał. Na nic zdało się namawianie, czy wszelkie łapówki
- podkreśliła Kate. Matka chłopca w końcu zdecydowała, że jego codzienność po prostu nie może tak wyglądać. To właśnie wtedy odkryła jedną z aplikacji, która pomaga rodzicom zarządzać czasem spędzonym przez ich pociechy przed ekranem. Na czym dokładnie polega jej działanie? Dzieci wykonują wszelkiego rodzaju zadania takie jak np. sprzątanie czy odkurzanie w domu i za każdą z czynności mogą zdobywać punkty, które później wymieniają na czas przed ekranem.
Kate przyznała, że tego rodzaju "zabawa" od razu spodobała się jej synowi i nie musiała go długo przekonywać, bo chętnie angażował się w zadania. Tak naprawdę nie jest potrzebna do tego żadna aplikacja, wystarczy ustalić odpowiednią punktację za wykonywanie konkretnych zadań czy obowiązków domowych i trzymać się tych zasad wobec dziecka.
Po dwóch lub trzech tygodniach syn zorientował się, że stracił kontrolę nad czasem spędzonym przed ekranem. Wiedział, że jeśli będzie chciał zagrać w grę, to najpierw musi zdobyć żetony, które może wymienić na czas z telefonem.
Dzięki temu systemowi chłopiec miał więcej czasu na naukę i rozwijanie swojego hobby. Po roku trzymania się tych ustaleń w rodzinie bardzo wiele się zmieniło. Z biegiem czasu Kate do listy obowiązków domowych dorzuciła także zadania związane z nauką lub zdobywaniem nowych umiejętności, co okazało się strzałem w dziesiątkę.
"Mamy w domu chłopca, który uprawia cztery rodzaje sportów. Ostatnio przyszedł do mnie i zapytał, czy moglibyśmy spróbować składać origami. To niesamowite, jak duża zaszła zmiana. Mój syn chętnie próbuje nowych rzeczy, co dla nas bardzo ważne. Ta metoda naprawdę nam pomogła. Zmieniła nasze życie" - podkreśliła mama ośmiolatka. Kate zaznacza, że dodatkową zaletą tego sposobu jest także oduczenie się natychmiastowej gratyfikacji.
Skorzystacie z takiego sposobu? Podoba Wam się ta metoda, zapraszamy do udziału w naszej sondzie.