"Kiedy uśpię dzieci, siadam na kanapie i włączam Netfliksa. Mam 34 lata, a nie mam siły na nic innego"

Myśląc o swoim macierzyństwie, gdy jeszcze nie miałam dzieci, wyobrażałam sobie różne momenty: wspólne gotowanie, wycieczki do lasu, wojnę na poduszki. Nigdy jednak nie zastanawiałam się, jak będą wyglądały moje wieczory. Pewnie gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że mając tylko 34 lata, będę przysypiała o 21 na kanapie oglądając Netfliksa, nie uwierzyłabym.

Po więcej wiadomości z kraju i ze świata zajrzyj na Gazeta.pl >>>

Tak to wygląda, nie mam jednak z tego powodu dużych wyrzutów sumienia. 

Droga z przedszkola do domu potrafi wydłużyć się z 15 minut do godziny.Droga z przedszkola do domu potrafi wydłużyć się z 15 minut do godziny. Archiwum prywatne

Odkąd zostałam mamą, moje dni są znacznie bardziej intensywne niż wcześniej. Kosztują mnie znacznie więcej wysiłku fizycznego, psychicznego i emocjonalnego. Wstaję rano, siadam przed komputerem i pracuję. Muszę być kreatywna, ale też dokładna. Pilnować cyferek, tabelek i deadline'ów. Pracuję intensywnie, bo wiem, że nie mogę zostać dłużej. Przerwy na kawki, długie lunche to nie dla mnie. Ja chcę zrealizować plan dnia i wyjść po ośmiu godzinach. Każdy kwadrans zwłoki oznacza dla mnie stres i poczucie winy. Oto moje bąbelki czekają w przedszkolu z noskami przy szybie, wypatrując tęskno swojej mamy. Oczywiście, wiem, że tak naprawdę dobrze się bawią, pochłonięte swoimi sprawami. Ale rozum swoje, a serce matki swoje.

Lecę więc odebrać dzieci. Zaczynam drugi etat. Etat standuperki, pielęgniarki i psycholożki. Muszę rozwiązywać konflikty między rodzeństwem, wziąć na siebie ich stresy i smutki z całego dnia, które wylewają na mnie. Oprócz tego muszę zajść jeszcze do sklepu po pieluchy, a przy okazji odmówić kupienia kinder jaja, lizaka, książeczki. Potem zażegnać kryzys, którego leitmotivem  jest wykrzyczane ze łzami "ale ja chcę". No i oczywiście przesłać przepraszające uśmiechy zdegustowanym klientom drogerii, którzy nie mogą w sakramentalnym skupieniu wybrać pasty do zębów. 

 

Wracamy do domu, długo, choć droga jest krótka. Ciągle pojawia się jakaś "atrakcja". A ja czuję tylko znużenie, oglądając kolejny taki sam kamyczek, trawkę, kałużę. Ale uśmiecham się i zachwycam. Kolejny kryzys wybucha na przejściu dla pieszych. Mój dwulatek kładzie w ramach żartu na pasach. Nie chcę się ruszyć. Biorę go pod pachę, on teraz płacze, bo chce leżeć. Córka przerażona, bo samochody zaczynają trąbić, w drugim ręku śpiworek, pościel ze żłobka. Po asfalcie ciągnę dwie pary sanek. Strużki potu spływają mi po czole i plecach. Nikt nie pomoże, lecz każdy się gapi i kręci nosem: "o, madka, nie radzi sobie". A ja sobie właśnie radzę. Jestem dumna, bo ani razu nie krzyknęłam. Wszystkimi mocami ciała i umysłu doprowadziłam gromadę do domu. Jeszcze tylko 3 godziny i pójdą spać. Już wymyślić jakąś kreatywną i rozwijającą zabawę, zrobić kolację, zażegnać kłótnię o kolor kubeczka, stoczyć walkę o umycie ząbków i odbębnić w jakiejś niewygodnej pozycji mniej więcej godzinę usypiania. 

 

Gdy dzieci tylko usną, nie mam siły na nic innego niż kanapa i Netflix. Kiedyś czytałam książki, układałam z mężem puzzle, rozwiązywałam krzyżówkę. Dziś kanapa i telewizja to moja ziemia obiecana, którą w myślach widzę i opisuję, bo tęsknie po niej (mniej więcej już od godziny 17). Nie mam wyrzutów sumienia, po prostu nie ma już we mnie więcej sił fizycznych i psychicznych na inną aktywność, wiem, że nie jestem w tym odosobniona. 

Co robi mama, gdy dzieci idą spać

Zapytałam swoje koleżanki, jak wyglądają ich wieczory. Nie było zaskoczenia. Większość z moich znajomych mam ma podobne odczucia. Dzień jest tak wyczerpujący, że wieczory człowiek spędza najchętniej w ciszy i bez ruchu. 

Moja 36-letnia koleżanka, która prowadzi własną firmę, wieczory poświęca jeszcze częściowo na pracę. 

Dopiero gdy dzieci idą spać, mam spokój i mogę dopiąć rzeczy, których nie udało mi się w ciągu dnia skończyć. Czasem wyjdę z domu i pójdę pobiegać. Przeważnie jednak moje wieczory wyglądają podobnie: kocyk, kanapa plus książka lub Netflix. W dodatku są krótkie. Nie opłaca mi się siedzieć do późna, bo rano trzeba wstać i być znów pełną humoru i energii. 
Zobacz wideo Czy "Mama na obrotach" na co dzień jest wyluzowaną mamą?

Kiedy uśpię dzieci... Idę spać

Mamy wieczory mają krótkie. Jeśli dzieci pójdą wcześniej spać, czas dla siebie może wydłużyć się do dwóch czy trzech godzin. Czasem jednak i na taki czas, nie mogą pozwolić sobie moje koleżanki. 

Uprawiam sport, nie jem mięsa, jednak po całym dniu z dziećmi moje wieczory wcale nie są wyjątkowo twórcze. Niby to czas bez dzieci, na który czekam cały dzień, ale nie zliczę, ile razy moich wieczorów dla siebie w ogóle nie było. Dlaczego? Budziłam się skulona na łóżeczku mojego syna o godzinie 1 w nocy. Zasnęliśmy razem. Przebieram się w piżamę, myję zęby i idę spać do swojego łóżka

- mówi mi moja 40-letnia Justyna, mama dwójki dzieci.

Wieczór matki: kanapa, koc i telewizorWieczór matki: kanapa, koc i telewizor Shutterstock/fizkes

Kasia ma 35 lat i dwoje małych dzieci: dwulatkę i pięciolatka. Jej mąż pracuje do późna, więc odbiór dzieci z przedszkola i żłobka oraz zajęcie się nimi wieczorami spada na jej barki. 

Kiedy uśpię dzieci...to idę spać. Wiem, że to może brzmi strasznie, jednocześnie budzi to moją frustrację, ale idę spać. Rano wstaje, a wieczorne dyżury przy dzieciach muszę zrobić sama, bo mąż zostaje do późna w pracy. Dlatego, gdy uśpię dzieci, zazwyczaj w naszym łóżku, to idę spać. Nawet nie wstaję i nie oglądam Netflixa. Żaden Netflix nie jest wart mojego snu. 

Czy je rozumiem? Oczywiście, że tak. Nie raz zastanawiałam się, czy warto jeszcze - zamiast prosto do sypialni - iść do salonu choćby na jedną godzinkę czuwania na kanapie. Czasem odpuszczam "dorosłe życie" i stawiam, tak jak Kasia, na regenerację. A jak wyglądają wasze wieczory? Jesteście klubie telewizor plus kanapa, a może udaje Wam się realizować swoje pasje z czasów sprzed dzieci? Dajcie nam znać na Facebooku lub na maila edziecko@agora.pl 

Więcej o:
Copyright © Agora SA