Samcze instynkty

Zanim Pitulek się urodził, przyrzekłem sobie, że jako ojciec nowoczesny i oświecony nie będę zmuszać syna do niezdrowego współzawodnictwa.

Siedziałem na trybunie honorowej. Na rzęsiście oświetlonym stadionie 100 tys. ludzi falowało i wrzeszczało. Chwilami dało się przez ryk tłumu usłyszeć głos spikera "Pędzi prawym skrzydłem, mija dwóch obrońców, fantastyczny strzał! Goooool!!!". Na wielkim telebimie widać Pitulka podrzucanego przez kolegów

z drużyny. Prezydent wstaje z miejsca, podchodzi do mnie i ze łzami w oczach ściska mi rękę: - Zuch chłopak - mówi.

- W ostatniej minucie. Dobrze go pan wychował.

Nie wiem, co odpowiadam, bo zwykle w tym momencie się budzę. Sen występuje w różnych odmianach: oscarowej, noblowskiej i całkiem zwykłej, kiedy Pitulek przeprowadza przez jezdnię staruszkę, a ta wzruszona mówi to co prezydent (rzecz jasna z pominięciem "ostatniej minuty ").

Jako psycholog amator potrafiłem się oczywiście zdiagnozować.Typowy zachwyt nad dzieckiem,przesadne wyobrażenie, że Pitulek jest ósmym cudem świata,i samcza chęć,by potomek pobił wszystkich konkurentów na głowę (no,może sen ze staruszką niezupełnie pasuje do tej interpretacji, ale akurat ten śni mi się najrzadziej).

Teraz rozumiem, o co chodziło mojemu tacie, gdy wrzucał mnie do morza w płonnej nadziei, że może za dziesiątym razem jednak nauczę się pływać. Zrozumiałem jego zawód, kiedy musiał mnie wyciągać lekko podtopionego. Przecież obok moi rówieśnicy pływali znakomicie i tylko ja szedłem na dno jak kamień.Już słyszę te uwagi rzucane przez innych ojców:

- Mój przepłynął właśnie kilometr, a pańskiemu synkowi chyba coś nie idzie?

Zanim Pitulek się urodził, przyrzekłem sobie,że jako ojciec nowoczesny i oświecony nie będę zmuszać syna do niezdrowego współzawodnictwa.

Żadnego wrzucania do wody, żadnych nocnych kursów czytania, żadnego nakłaniania, żeby szybciej raczkował. Nauczy się, kiedy przyjdzie pora.

Przedwczoraj wybraliśmy się na męskie zakupy do sklepu z zabawkami, gdzie Pitu z ważną miną studiował nowości.Obchodził właśnie stos zabawek

i obserwował wielką koparkę z miną człowieka, który wszedł do restauracji serwującej homary i nie ma pojęcia, czy to się je i czym,kiedy z boku podszedł

chłopczyk, ponaddwuletni, i fachowo nacisnął przycisk uruchamiający zabawkę.

Pitu, który nagle zrozumiał, o co chodzi,rzucił się do przycisku, zręcznie odepchnął tamtego dwa razy starszego od siebie i zaczął włączać i wyłączać koparkę. Chłopczyk potulnie odszedł do wielkiego wozu policyjnego i uruchomił syrenę. Pitu ruszył za nim,podejrzał, gdzie są guziczki sterujące, i wypchnął drągala. Przez następnych kilka minut chłopczyk usiłował pobawić się czym kolwiek. Bezskutecznie. Pitu natychmiast go dopadał i odbierał kolejną zabawkę.Wreszcie tamten chwycił wielkiego pluszowego misia. Z drugiej strony pluszaka pojawił się Pitu i zaczął zdecydowanie ciągnąć go w swoją stronę.

-Mateuszku, a fe, nie wolno zabierać dzieciom zabawek - wkroczyła mama Mateuszka, zabrała synka i wręczyła pluszaka Pitulkowi. - On czasami jest taki niewychowany - powiedziała przepraszająco.

-Och, nie szkodzi - machnąłem ręką.- Dziecko musi sobie radzić.

Spojrzeliśmy porozumiewawczo z Pitulkiem po sobie. Czy ja wspomniałem,że w moim śnie ściskał mi rękę prezydent? To Pitulek ściskał mi rękę,a potem

w towarzystwie borowców odjechał czarnym mercedesem do pałacu. Kto jak kto, ale Pitu sobie poradzi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.