To nie Skandynawia, to Staszów. - Wyjeżdżamy do lasu, żeby dzieci mogły być w kontakcie z naturą, poznawać siebie, dodawać sobie sił i czerpać z mocy przyrody. Mamy za sobą trzy wyprawy, w tym jedną po zmroku. Każda przynosi mnóstwo emocji i przemyśleń - opowiada koordynatorka projektu "Zachwyt w przedszkolu".
Od kilkunastu lat pracuję w przedszkolu. Zwykłym. Systemowym. Jak wszyscy nauczyciele prowadzę zajęcia w oparciu o obowiązującą podstawę programową wychowania przedszkolnego. W pewnym momencie, a było to po szkoleniu pt. "Nauczyciel badacz", zaczęłam się zastanawiać nad sensem mojej pracy i prawdziwymi potrzebami dzieci. Historyjki obrazkowe, plansze, ilustracje, spacer w parach wokół przedszkola? Jak bardzo narzucamy dzieciom aktywności a nawet sposób widzenia świata. Przestałam wierzyć w metody, które do tej pory stosowałam. Zainteresowałam się też pedagogiką Marii Montessori. Poczułam, że dzieci i ja potrzebujemy zmiany. I teraz wiem, że w życiu działa prawo Murphiego: uwierz, a stanie się. No i jeszcze ludzie, których spotykamy na swojej drodze. Poznałam wtedy Basię - mamę mojego wychowanka, Antosia (i autorkę strony Wielki Zachwyt z którego pochodzi ten wpis).
Basia opowiedziała mi o leśnych przedszkolach, o swoich wizytach z dziećmi w lesie, witaminie N (termin wprowadził Richard Louv - N jak Natura), pomogła zorganizować ogródek przedszkolny. Wreszcie pożyczyła mi książkę Richarda Louv'a pt. "Ostatnie dziecko lasu". Tam po raz pierwszy spotkałam się z określeniem Zespół Deficytu Natury. Termin, którym coraz częściej posługują się psychologowie na całym świecie. Zaczęłam się interesować edukacją przedszkolną w krajach skandynawskich i na zachodzie Europy. Podglądałam powstające w Polsce naturalne i leśne przedszkola. Kiedy zobaczyłam radosne, uśmiechnięte i wolne dzieci na fotogafiach, postanowiłam zmienić swoje metody pracy.
Na bieżąco dzieliłam się moimi przemyśleniami z koleżanką Kamilą, z którą prowadzimy grupę i panią dyrektor naszego przedszkola. Zaczęłyśmy od małych zmian: prace plastyczne z naturalnych materiałów, ogródek warzywny przy przedszkolnym tarasie, wycieczka do Szkoły Wrażliwości w Kapkazach, tipi z leszczyny, skalniak, gimnastyka poranna w ogrodzie, zajęcia na powietrzu, nawet posiłki. Dzieci bawiące się w piaskownicy boso, turlające się po trawie. Samodzielnie podejmowały aktywności takie jak robienie zabawek z liści i patyków, układanie kompozycji z kamieni itp.
I wtedy powstał pomysł edukacji w terenie. Uwierzyłam, że w zwykłym systemowym przedszkolu jest na nią przestrzeń. Pierwszym krokiem było spotkanie z rodzicami, jeszcze wiosną 2016. Opowiedziałyśmy o pomyśle, który polegał na organizacji przez cały rok szkolny wyjazdów na łono natury, głównie do lasu i to bez względu na pogodę. Spodobało się. Chociaż muszę przyznać, że miałam wiele obaw: jak zareagują rodzice? Czy się wszyscy zgodzą na wyjazdy do lasu? Jaką dokumentację muszę przygotować? Jak zadbać o najważniejsze: bezpieczeństwo? Do września, kiedy planowo miały zacząć się nasze wyjazdy mieliśmy jeszcze sporo czasu. Opracowałyśmy regulamin projektu, niezbędne zgody i oświadczenia rodziców. Odbyłyśmy mnóstwo rozmów.
Momentem przełomowym było pozyskanie jako partnera Nadleśnictwa Staszów. Potrzebowaliśmy krótkiego spotkania z Nadleśniczym oraz Panią Joasią, która z ramienia Nadleśnictwa miała angażować się w działania, by zdecydować się na wspólne przecieranie nowych zupełnie szlaków.
Na kolejnym spotkaniu z rodzicami, na początku września, zaprosiłam już Panią Joasię. Opowiedziała o zagrożeniach, na które napotyka człowiek, kiedy wchodzi do lasu. Jak się okazało, nie ma ich wiele. Przed kleszczami można się zabezpieczyć. Brudne ubrania i otarcia zaakceptowali wszyscy.
Zebraliśmy od rodziców 100% deklaracji udziału. Cały czas nas wspierają. Zakupili gwizdki, kamizelki ochronne, pomogli pozyskać maty, na których przedszkolaki odpoczywają podczas wycieczek do lasu. Wiedzą też, jak należy do takiej wyprawy przygotować dziecko (właściwy ubiór, plecak z wyposażeniem). Zgodzili się także czasami w nich uczestniczyć.
Mieliśmy przychylność pani dyrektor, zaangażowanie rodziców, partnera w postaci Nadleśnictwa. Ale na transport dzieci potrzebne są pieniądze. Ze wsparciem finansowym przyszła lokalna organizacja pozarządowa, także Nadleśnictwo Staszów, jesteśmy po rozmowach z naszym samorządem gminy, aby pokryli koszty kilku wyjazdów. Tym sposobem mamy środki na ponad 20 wizyt w lesie.
I jeszcze jedno: podstawa programowa. Jak ją realizować w terenie? Tak naprawdę podstawa realizuje się sama. Nie będę pisała o wszystkich jej obszarach, ale pobyt w lesie sprzyja doskonale sprawności fizycznej. Dzieci samodzielnie tworzą zbiory szyszek: małe, duże, sosnowe, świerkowe, modrzewiowe. Przeliczamy, porównujemy liczebność. Materiał naturalny to doskonałe pomoce dydaktyczne.
Dzieci zadają wiele pytań - rozwija się mowa, zasób słownictwa, wiedza przyrodnicza. Nie muszę nikogo przekonywać, że żadna plansza czy atlas nie zastąpi dotyku liścia. Przedszkolaki uwielbiają tworzyć kompozycje, robić prace plastyczne z wykorzystaniem zebranych skarbów. Kiedy robiliśmy zielnik, dzieci nie miały najmniejszego problemu z nazwami pospolitych drzew liściastych i iglastych, krzewów i runa leśnego. Wrażenia z lasu przenosimy do przedszkolnej sali i ogródka. Mamy piękny kącik przyrody, sadzimy leśne rośliny w ogródku. Mamy już sosnę, jagody, brusznicę...
Jestem przekonana, że projekt odpowiada na potrzeby dzieci. Przede wszystkim na potrzebę ruchu, zabawy, swobody odkrywania. Widzę, że dzieci czują się w lesie bezpiecznie. W każdej wyprawie uczestniczy przynajmniej jeden rodzic. Uczą się wraz z dziećmi miłości do lasu.
A ja postanowiłam odwrócić role i uczyć się od dzieci.
*Justyna Lis - wychowawczyni grupy "Jeżyki", koordynatorka projektu "Zachwyt w przedszkolu". Tekst pochodzi ze strony "Wielki Zachwyt".