"Niech pani naprawi moje dziecko". Samotność dotyka dzieci, które mają wszystko poza uwagą rodziców

- Często jest tak, że wychowujemy nasze dzieci, tak jak nas samych wychowano. Jednak nazwanie pewnych mechanizmów to zatrzymanie ich i rodzic już nie będzie chciał wtedy iść dalej po starym śladzie. Dobrze jest otworzyć się przed dzieckiem i powiedzieć mu szczerze, dlaczego takie było jego zachowanie i co do tego doprowadziło. Ważne jednak, aby nie był to komunikat dodatkowo obarczający dziecko, jak na przykład bardzo popularny: "Moje dzieciństwo też nie było różowe" - mówi psychoterapeutka Marlena Ewa Kazoń.

Sylwia Borowska: Samotność. Trudna dla dorosłego emocja, a ponoć ostatnio coraz częściej dotyczy też dzieci. Czy spotykasz się z samotnymi dziećmi w swoim gabinecie?

Marlena Ewa Kazoń*: Tak, ale pracuję z dziećmi tylko w perspektywie dorosłych. Przychodzą do mnie rodzice, którzy nie radzą sobie z dziećmi z prośbą: "Niech pani naprawi moje dziecko". Dziecko jest w tym momencie najczęściej delegatem ich problemów rodzinnych. Gdy zaczynam z dzieckiem rozmawiać, to najczęściej słyszę: "Nikt mnie nie rozumie".  Dziecko tymi słowami daje znać, że jest już w samotności. Jest mu źle z kolegą, z koleżanką, z panią w przedszkolu, a często niestety również z własnym rodzicem, jest przygnębione i smutne.

Jak rodzice reagują, słysząc taki komunikat?

"Co ty wymyślasz?! Cały czas jestem z tobą! Muszę pracować, zarabiać, mamy kredyty, poświęcam się".

Jak widzi to dziecko?

"Jestem niewidoczny dla rodziców. Oni nie potrafią się mną zająć, tylko szukają do tego obcych ludzi". Tutaj nie chodzi wyłącznie o nianie, ale też specjalistów, do których rodzice regularnie prowadzają dzieci. Często, aby zwrócić na siebie uwagę, dzieci zaczynają prowokować niebezpieczne sytuacje albo chorować. Robią to już czterolatki. Celowo robią sobie krzywdę, na przykład przewracając się, biją się. To jest ich sposób na ściągnięcie uwagi rodziców. Od siedmiolatka usłyszałam: "Dlaczego Pani wie, jakie zadawać pytania, a mama nie wie?". Podczas spotkań często wychodzi, że rodzice nie znają swoich dzieci. Nie wiedzą, jaki lubią kolor, jedzenie, jakich znajomych mają. Mama jest ciągle w pracy albo zajmuje się kimś innym. Na przykład chorującym rodzeństwem lub swoimi rodzicami, albo tatą, który jest w nałogu. Dziecko mówi: "Ważne jest tylko, jakie mam oceny lub ważne jest, żebym była grzeczna" – tak mówią zazwyczaj dziewczynki. Wie Pani, jakie najczęściej rodzice zadają pytania nauczycielkom, odbierając dziecko z przedszkola: "Czy dziecko zjadło? Czy było grzeczne?".

Czy bulimia, anoreksja, autoagresywne zachowania u nastolatków to też sposób na ściągnięcie uwagi?

Znam dzieci, które robią eksperymenty z jedzeniem już w wieku sześciu lat. U dziewczynek to może być początek drogi do bulimii albo anoreksji, a u chłopców do zajadania. Dziecko celowo robi sobie krzywdę. Drapie, okalecz lub przypala. Jak jest starsze, to sięga po narkotyki lub alkohol. Gdy jest małe i budzi się często z krzykiem, rodzice, zamiast z nim porozmawiać, wiozą je do specjalisty. Bardzo często podstawową opieką powinno być zadanie dziecku podstawowych pytań: "Jak się czujesz? Co u ciebie słychać? Co ci się śniło?". Wielu rodziców tego nie robi. Często te nocne koszmary są powodem budzących się emocji, trzeba wejść z dzieckiem w ten sen i dokończyć je po przebudzeniu. Trzeba zapytać, o te potwory i co one by dziecku zrobiły, gdyby teraz tutaj były. Kiedy ono opowiada, to zaczyna rozumieć, że to tylko sen, że nie ma potworów w rzeczywistości.

Mówi się o tym, że rodzice lokują swoje lęki w dzieciach i dopatrują często chorób, których po prostu nie ma.

Jeśli rodzice są lękowi, to dziecko staje się coraz bardziej lękowe, a dopatrywanie się chorób to jeszcze wyższy poziom lęku u rodziców. Czym innym jest nieumiejętność rozmowy z dzieckiem o emocjach, a czym innym widzenie chorób, których nie ma albo wyolbrzymianie istniejących chorób. Kobiety mają taką tendencję. Na przykład nie radzą sobie z tym, że mąż jest przez wiele godzin w pracy albo pracuje za granicą, albo kobieta nie ma koleżanek i wtedy sięga po argument: "Zainteresuj się, bo nasze dziecko choruje". Matka używa syna albo córki, żeby zwrócić na siebie uwagę. To ona potrzebuje troski, pomocy, żeby ktoś był przy niej. To wynika z zaniedbań rodziców tej kobiety, gdy ona była dzieckiem. Trudno dorosłej osobie żyć w poczuciu szczęścia, jeśli zna tylko uczucie niedoboru uwagi albo tego, że zawsze była komuś potrzebna, bądź musiała się wykazać, aby zasłużyć na tę uwagę. Zahaczamy już tutaj o temat nerwic.

Na co rodzice powinni zwrócić uwagę u dzieci?

Na ich potrzeby. Powinni częściej respektować dziecka potrzeby, a nie swoje. Dziecko nie ma ochoty jeść w danym momencie, to niech nie je. Zdejmuje czapeczkę, bo mu za gorąco, niech chodzi bez czapeczki. Kiedy dziecko budzi się rano i zamiast jeść, chce się pobawić, to niech się pobawi, zje później. Co dziecko jednak wtedy słyszy? "Jak nie zjesz, to nie pójdziesz się bawić". Szantażowanie, że jak nie zjesz, to "coś tam", prowadzi właśnie do zaburzeń żywienia. Wciskanie jedzenia na siłę - za mamę, za tatę, bo babcia będzie zła - budzi w dziecku przekonanie, że jedzenie jest za karę albo dla przyjemności kogoś, a nie jego.

Czyli co? Dziecko ma robić, co chce, ono wyznacza granice?

Ramy powinny być zachowane, bo dają dziecku poczucie bezpieczeństwa, ale w kwestii emocji, przytulania czy jedzenia, rodzic powinien podążać za dzieckiem. Rodzic decyduje o tym, czy dziecko chodzi do przedszkola, czy jedzie na wakacje. Jakiś rytm dobowy powinien być zachowany. Ale czy dobrą metodą jest zamykanie lodówki, dlatego że dziecko nie chciało zjeść wtedy, kiedy rodzic chciał? To zachowanie rodzica jet nieadekwatne. Przytulanie na siłę też nie prowadzi do niczego dobrego, tak samo jak brak przytulania. Chodzi o to, aby rodzic był uważny na emocje dziecka. Kiedy widzi, że dziecko jest smutne, niech zapyta, dlaczego jest smutne. Kiedy widzi, że chce być przez chwilkę samo, to niech będzie samo. Często w tygodniu nie ma rodzica, dziecko jest w szkole, na zajęciach dodatkowych, a mniejsze jest z babcią lub opiekunką. Rodzic chce wynagrodzić to dziecku w weekend i weekend jest tak napakowany atrakcjami, że znowu gubi się w tym wszystkim to najważniejsze, czyli bycie z dzieckiem i podążanie za jego potrzebami.

Dlaczego dla wielu rodziców wakacje to horror? Bo muszą nagle tyle czasu spędzić ze swoim dzieckiem?

Jeśli czują się skazani na wakacjach na dziecko, jeśli irytują się w jedynym czasie wolnym ze swoim dzieckiem, to jest to nokaut dla takiego ojca czy matki. Dzieci przeszkadzają, bo absorbują sobą. Na przykład dziecko płacze i trudno je uspokoić, a rodzice nie wiedzą, jak je uspokoić. Na co dzień uspokaja je ktoś inny. Dziecko się denerwuje, a bezradni rodzice zaczynają się kłócić między sobą: "Ty go tak wychowałaś! To twoja matka je tak rozpieszcza!". Często też rodzice w czasie wakacji kompensują sobie pragnienia ze swojego dzieciństwa. Nie pytają syna, czy interesuje go Lego, ale tata chce obejrzeć Legoland, więc jadą do Legolandu. Miałam pacjentkę, której marzeniem było pojechać do Świętego Mikołaja za koło polarne. Dziecko nie wierzyło już w Świętego Mikołaja, a musiało pojechać, przy czym jeszcze matka wmawiała mu, że harowała na tę podróż kilka miesięcy, żeby jemu zrobić przyjemność. – Ale ja nie wierzę w Świętego Mikołaja – broniło się dziecko. Co innego chcieć pokazać dzieciom góry, jeziora, morze. Jest to edukacja podróżnicza, ale te kosztowne podróże do Tajlandii, Dubaju, Parków Rozrywki na całym świecie to częściej zaspokajanie swoich potrzeb niż dziecka.

Czy rodzice nie chcą w tak spektakularny sposób wynagrodzić właśnie dziecku swoją nieobecność?

Indoktrynacja dzieci przez pieniądze staje się powszechna. Dzieciom kupowane są coraz to nowsze prezenty również jako karta przetargowa w konflikcie między rodzicami. Znam dom, gdzie rodzice, którzy są razem, dzielą się na weekend dziećmi, żeby dziecko miało na wyłączność jednego rodzica. Między tymi rodzicami zaczęła się rywalizacja, kto zaproponuje coś lepszego na weekend. Matka, zamiast iść na basen i coś do zjedzenia, zaczyna gonić ojca, który był w zeszły weekend z córką na sushi, to ona teraz prowadzi córkę do indyjskiej restauracji, gdzie ta je sam ryż.

I to pogłębia samotność dziecka?

Materializacja na pewno. Dziecko, żeby nie czuć samotności widzi, co może w zamian za nią kupić. Bierze od rodzica to, co rodzic jest w stanie mu dać. Ojca nie ma w tygodniu w domu, ale w sobotę zabiera córkę do centrum handlowego. Wspólny czas polega na tym, że się coś kupuje. Dziecko wybiera z radością w sklepie, trochę na ratunek samemu sobie, aby nie poczuć samotności czy pustki, która często jest depresją. Często te dzieci, gdy dorosną, będą sobie radziły z samotnością poprzez zakupy, będzie to ich swoisty sposób samoregulacji.

Czas leci... czy da się jakoś nadrobić stracony czas w relacjach rodzice-dzieci?

Często jest tak, że wychowujemy nasze dzieci, tak jak nas samych wychowano. Jednak nazwanie pewnych mechanizmów to zatrzymanie ich i rodzic już nie będzie chciał wtedy iść dalej po starym śladzie. Dobrze jest otworzyć się przed dzieckiem i powiedzieć mu szczerze, dlaczego takie było jego zachowanie i co do tego doprowadziło. Ważne jednak, aby nie był to komunikat dodatkowo obarczający dziecko, jak na przykład bardzo popularny: "Moje dzieciństwo też nie było różowe".

Jakie komunikaty Pani proponuje?

"Nie wiedziałam, że można inaczej. Dałem ci tyle, ile umiałem. Od teraz inaczej będę cię traktowała. Postaram się zwracać większą uwagę na...". To odciąży dziecko, czy to małe, dojrzewające czy już nawet dorosłe, w jego samotności. Na takie rozmowy jest czas w każdym wieku.

*Marlena Ewa Kazoń jest psychoterapeutką par, małżeństw i rodzin oraz psychoonkolożką. Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Psychologii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Wspiera psychoterapeutycznie osoby, które borykają się z trudnościami emocjonalnymi, cierpią w swoim związku, zmagają się z chorobą, niepłodnością lub kryzysem życiowym i bardzo chcą lepiej poznać i zrozumieć siebie oraz zaakceptować swoje własne ograniczenia.

Więcej o: