Rodzice często mówią swoim dzieciom o tym, że nie wolno nikogo dyskryminować. Trzeba akceptować ludzi takimi, jakimi są. Okazuje się, że nie wszyscy stosują się do tych zasad, a historia pięcioletniej dziewczynki jest tego przykładem.
Na profilu Dermatolook pojawił się obszerny wpis, w którym pani dermatolog przytacza historię ze swojego gabinetu. Lekarka oburzona jest tym, czego wymagają od mamy pięciolatki przedszkolanki i rodzice innych dzieci.
"W gabinecie była u mnie dziewczynka z atopowym zapaleniem skóry - wesoła pięciolatka z dość mocno zaawansowanym AZS-em" - zaczyna swój post na Facebooku.
W dalszej części wpisu lekarka wyjaśnia, o co chodzi. "I wiecie, po co przyszła jej Mama (poza lekami oczywiście)? Panie w przedszkolu wymagają od Mamy, by regularnie przynosiła zaświadczenia o tym, że jej córeczka nie ma zakaźnej choroby i że jest 'bezpieczna' dla innych, zdrowych dzieci. Zaświadczenia wymagają nie tylko nauczycielki, ale też rodzice, którzy boją się o swoje dzieci" - kontynuuje.
Czym jest atopowe zapalenie skóry? To choroba, której charakterystycznymi objawami są zaczerwienienie i suchość skóry. Pojawia się także swędzenie, łuszczenie oraz skłonność do nawracających zakażeń bakteryjnych. Co najważniejsze, choroba nie jest zakaźna. Więcej o atopowym zapaleniu skóry możecie przeczytać tutaj.
Z dalszej części wpisu pani dermatolog wynika, że przedszkolanki nie okazują dziewczynce żadnego wsparcia w związku z jej chorobą, a wręcz odsuwają ją od innych dzieci. Pięciolatka za drapanie jest karana i nazywana niegrzeczną.
"I teraz wyobraźcie sobie, że siedzi przed Wami w gabinecie ta mała pięciolatka, która mówi, że dzieci nie chcą się z nią bawić i zostawiają samą, bo ona się ciągle drapie, a panie z tego samego powodu powtarzają jej ciągle, że jest niegrzeczna i że ma się nie drapać!" - pisze lekarka.
Dermatolog zwraca też uwagę na to, że dzieci wcale nie muszą wiedzieć, czym jest AZS, ale zachowanie rodziców i przedszkolanek uważa za niedopuszczalne.
Nie, nie chodzi mi o to, że rówieśnicy z przedszkolnej grupy mają wiedzieć, czym jest AZS, ale opiekunkom przedszkolnym i rodzicom już tego wybaczyć nie potrafię.
Lekarka w swoim poście podkreśla, że dla dziewczynki to ogromny stres, bo nie rozumie, dlaczego dzieci nie chcą się z nią bawić.
Jej wpis poruszył wielu innych rodziców, którzy w komentarzach pisali, że to głównie wina niewyedukowania rodziców i nauczycieli, a także wychowania w domu.
Mało który 'dom' uczy akceptacji!
- czytamy w jednym z komentarzy. Wiele osób pisało o podobnych sytuacjach, które zdarzyły się w przedszkolach czy szkołach, do których uczęszczają ich dzieci.
Niestety znamy ten problem. U nas w przedszkolu raz wymyślili paciorkowca i dostałam telefon od pani dyrektor, że lepiej będzie, jak zabiorę dziecko z przedszkola. Jest to bardzo przykre, zwłaszcza dla dziecka, bo inne dzieci różnie reagują... I też musieliśmy wtedy przynieść zaświadczenie, że to AZS
- dodała inna mama.
To jednak nie koniec. Kolejna z mam napisała, że przedszkolanki nie pozwoliły jednej z jej córek odejść od stołu, by ta nakremowała sobie swędzące ręce:
A Hani czasami nie pozwalały w przedszkolu odejść od stolika, żeby pokremowała sobie swędzące rączki...
Według Pani Anity, która opisała historię swojej córki w komentarzu, jedyne co pomogło, to ostra uwaga w kierunku przedszkolanek.
Postanowiliśmy sprawdzić, co na ten temat myśli druga strona, czyli osoby pracujące w przedszkolach. Okazuje się, że prośba o zaświadczenie nie powinna nikogo dziwić. Przedszkolanki nie mają wykształcenia medycznego, dlatego nie wiedzą, która choroba jest zakaźna, a która nie.
W kompetencjach nauczyciela przedszkolnego nie leży kwalifikowanie i rozpoznawanie chorób, a jeżeli choroba jest widoczna, to rodzice innych dzieci mogą czuć niepokój o swoje pociechy, co jest całkiem normalnym odruchem. Dlatego zdarza się, że wychowawca przedszkolny musi poprosić o zaświadczenie lekarskie, by z jednej strony uspokoić rodziców innych dzieci, a z drugiej strony „nie zamykać drzwi do przedszkola” dziecku cierpiącemu na jakąś chorobą. Wszystko jest kwestią dobrej woli, rozmowy i ścisłej współpracy rodziców z przedszkolem, bo celem nadrzędnym jest dobro dziecka
- mówi nam nauczycielka wychowania przedszkolnego z Wielkopolski, Paulina Rogalska.