W poszukiwaniu pediatry idealnego

Ktoś o nim słyszał, ktoś go nawet widział na żywo. Czy idealny lekarz pediatra w ogóle istnieje? Taki, który będzie się troszczył o Twoje dziecko, wnikliwie przyjrzy się jego zdrowiu , wyleczy je i jeszcze przypadnie do gustu rodzicom? Tyle marzeń, pora na fakty.

Strach w oczach

Jest typ pediatry, płeć nie ma tu znaczenia, który autentycznie boi się dzieci. Nie wie jak złapać, gdzie przytrzymać. Brakuje mu pewności siebie i pewnie praktyki na własnym egzemplarzu. Dzieci (rodzice także) szybko wyczuwają tę słabość i ją wykorzystują. Każdy na inny sposób - pociechy drąc się wniebogłosy, rodzice kwestionując diagnozę i zalecenia. Kiedy widzisz za biurkiem gabinetu lekarza, który aparycją bardziej kojarzy się ze stereotypem archiwisty lub bibliotekarki, masz pierwszy sygnał, że na ścieżce zdrowia Twojego dziecka stanął pediatra zalękniony.

Wielka niewiadoma

Zdolność do przyznawania się do niewiedzy czy braku stanowiska na dany temat to bardzo cenna cecha, zakładająca a)dyskusję, b)możliwość współpracy. W pediatrze nie jest jednak najbardziej pożądana. Tutaj potrzebujemy tonu pełnego przekonania co do zasadności wypowiadanych słów. Nie chodzi oczywiście o nieomylność, czy wrażenie, że lekarz wraz ze śniadaniem zjadł wszystkie rozumy, ale jasną postawę. Bo Ty przecież także nie wiesz, a we dwoje nie będziecie wiedzieć więcej... Żeby chociaż jakaś sugestia się pojawiła, teoria, a nie antybiotyk serwowany jako lek na całe zło.

Krytyka na ustach

Z typem krytykującym największy problem miewają mamy. Nie wiedzieć czemu, celem ataków pediatry tego typu, pada biedna i tak żyjąca w ciągłym napięciu matka. - Źle nosi, źle przystawia, źle pępek pielęgnuje, dziecko za mało przybiera, za dużo - generalnie wszystko co robisz jest negowane i krytykowane. Odwoływanie się do pediatry, który wcześniej takie procedowanie zalecił nie ma sensu, bo tak jak mechanik czy pan od remontów, krytykujący pediatra także źle ocenia pracę swojego poprzednika. Dla własnego zdrowia psychicznego lepiej unikać z nim lub nią dalszych kontaktów.

Stara data

Najpewniej lekarz/lekarka starszej daty przyjmował/a na świat Twoją mamę. Widział już wiele (nie tylko Twoją mamę) i przeżył niejedno. Jeśli z biegiem lat, z biegiem dni, uaktualniał swoją wiedzę, to nie stosuje rad rodem z poradników z lat pięćdziesiątych. Jeśli nie otwierał się na nowinki pediatryczne może być gorzej. Bo leki jednak się zmieniają i już nikt nie wierzy, że ziemia jest płaska i leży na dwóch żółwiach... Z jednej strony można korzystać ze sprawdzonych przepisów lekarza seniora, z drugiej jednak wypada zachować czujność. Bo zdarzają się miksturki, których czujny farmaceuta odmawia wykonania ze względu na jeden z zapisanych niebezpiecznych dla dziecka składników...

Dziecko niemile widziane

Czasami zdumionych rodziców nachodzi refleksja - po co dany lekarz studiował pediatrię, skoro dzieci ewidentnie nie lubi? Nie chodzi tu o brak podejścia, ale o konkretnie złe podejście do dziecka, niedelikatne postępowanie i szorstkie traktowanie. Być może tematem  pracy doktorskiej wspomnianego było zagadnie - ?Dzieci jako źródło jadowitych bakterii?... Dla dobra pociechy, rodzice znoszą lekarzy, którzy traktują dorosłych jak skończonych przygłupów, ale dzieci wielbią. Sytuacja odwrotna jest do przyjęcia wyłącznie w sytuacjach ekstremalnych, gdy w pobliżu brak alternatywy.

Nieobecny duchem

Może lekarz nieobecny duchem ma przeładowany grafik, a może po prostu taki już z niego marzyciel. Jego cechami charakterystycznymi są opóźnienia w przyjmowaniu pacjentów, częste zawieszanie się, ponowne wypowiadanie tych samych kwestii, niekompatybilność z komputerem oraz zawieruszanie recept. Poza tym wszystko w sumie OK. Bo i kontakt z dzieckiem wspaniały i wiedza rozległa. Pediatra nieobecny duchem zawsze chętnie odpowie na pytania, udzieli rady i podzieli się doświadczeniem. Zazwyczaj także skutecznie leczy, co szybko rozchodzi się echem w środowisku rodziców, przedłużając tym samym czas oczekiwania na wizytę i przed gabinetem...

Chodzący ideał

Na koniec kilka słów o ideale. Kilka, bo osobiście takiego los na naszej drodze nie postawił. A ci, którzy doświadczyli tego szczęścia pilnują jego nazwiska jak tajemnicy państwowej. Gdzieś, ktoś, kiedyś (i nie było to w serialu) słyszał, jak ktoś opowiadał historię z życia wziętą. Pediatry, która przypominała zabieganym rodzicom o bilansach i szczepieniach, przyjeżdżała z wizytami domowymi i zawsze chętnie udzielała konsultacji przez telefon. A gdy już trafiła do domu do małego pacjenta, to kot układał się jej na kolanach mrucząc jak traktor, pies leżał u stóp wpatrzony w nią maślanym wzrokiem, potomek radośnie gulgotał bawiąc się stetoskopem, a mąż uwijał się w kuchni szykując herbatkę i wyczarowując ciasto...

Więcej o:
Copyright © Agora SA