Gwiazdy ukrywają twarze swoich dzieci. A co sądzą o tym pozostali rodzice? "Nie zakładam strasznych scenariuszy"

O tym, że pokazywanie dzieci w sieci może być niebezpieczne, słyszał już chyba każdy. Jednak czy tego typu ostrzeżenia są traktowane poważnie? Zapytaliśmy o to kilkoro aktywnych w mediach społecznościowych rodziców.
Marina Łuczenko Marina Łuczenko Instagram Marina Official

"Jest odrębną osobą i szanuję jego prywatność"

Po wpisaniu popularnych hasztagów na Instagramie (m.in. baby, children, kids) znajdziemy mnóstwo zdjęć i filmików z małymi dziećmi w roli głównej. Niektóre z nich wykonane zostały w bardzo intymnych sytuacjach (np. w trakcie kąpieli). Są opublikowane na profilach publicznych, do których dostęp ma każdy. Nagrania zabawnych zachowań dzieci to słodki widok i wiele osób chce je oglądać, a sporo filmików staje się viralami.

Nie wszyscy rodzice chcą jednak pokazywać dzieci w mediach społecznościowych. Można wręcz powiedzieć, że wśród gwiazd ukrywanie pociech jest już trendem. Zwolenniczkami chronienia wizerunków dzieci są m.in. aktorki Jennifer Garner i Kristen Bell. Na usunięcie wszystkich zdjęć swoich dzieci z mediów społecznościowych zdecydowali się także Ashton Kutcher i Mila Kunis. W Polsce o tej kwestii zrobiło się ostatnio głośno za sprawą Mariny Szczęsnej-Łuczenko, która na jednym ze zdjęć zasłoniła twarz synka naklejką.

To zresztą nie spodobało się niektórym jej fanom, którzy twierdzili, że taka ostrożność to przesada. Jednak w przypadku gwiazd wydaje się to w pełni uzasadnione. Gdy znany rodzic pokazuje wizerunek dziecka na publicznym kanale w mediach społecznościowych, ono również staje się osobą publiczną. Wówczas inni mogą je swobodnie fotografować i pokazywać bez zasłaniania twarzy. To sprawia, że dziecko staje się osobą rozpoznawalną. A przecież nie musi sobie tego życzyć.

  

Natalia Sosin-Krosnowska, dziennikarka, autorka książki "Cisza i spokój" na Instagramie ma ponad 12 tysięcy obserwatorów. Jej syn, który pojawia się na niektórych zdjęciach, nigdy nie jest widoczny w całości. 

- Nie ma takiego zdjęcia, żeby można było zobaczyć całą twarz mojego syna, zawsze jest tyłem albo bokiem - mówi. - Staram się go nie pokazywać, bo jest odrębną osobą i szanuję jego prywatność - dodaje.

- Dziwią mnie osoby, które wrzucają zdjęcia gołych dzieci z plaży, albo w jakichś intymnych sytuacjach, bo uważam, że to naruszenie prywatności - mówi dziennikarka. - Ja bym nie chciała, żeby ktoś publikował moje zdjęcia, jak jem, śpię, czy biegam nago po plaży. Dlaczego odmawiać więc tego prawa do intymności innemu człowiekowi? Dlatego że ma kilka lat i nie wie, czym jest internet? Dlatego że fakt urodzenia go daje nam prawo do rozporządzania nim, jak chcemy? Moim zdaniem nie daje - podsumowuje nasza rozmówczyni.

Rodzice nie traktują ostrzeżeń poważnie

Nerd alert!!! The team Shepard loves school!! ??????

Post udostępniony przez kristen bell (@kristenanniebell) Sie 22, 2018 o 9:02 PDT

Problem zdjęć dzieci związany jest także z kwestiami bezpieczeństwa. Rodzice są często ostrzegani, że mogą one trafić w niepożądane ręce i zostać wykorzystane w zły sposób.

Kilka lat temu głośno było o akcji Fundacji Dzieci Niczyje "Pomyśl, zanim wrzucisz". Zdjęcia dzieci z mediów społecznościowych zostały wykorzystane przy produkcji ulotek. Potem rozrzucono je w miejscach, w których zwykle znajdują się reklamy agencji towarzyskich. Był to dosyć drastyczny eksperyment, który miał zmusić rodziców do większej ostrożności. 

Jednak z badań, które niedawno przeprowadziła firma McAfee, wynika, że rodzice raczej nie traktują tego typu ostrzeżeń poważnie. Według analiz aż 71 proc. badanych zdaje sobie z nich sprawę. Mimo to większość z nich nie ma żadnych oporów przed pokazywaniem swoich dzieci w mediach społecznościowych. Aż 30 proc. robi to codziennie. Z kolei 12 proc. publikuje zdjęcia dzieci minimum cztery razy dziennie.

"Trudno jest kadrować życie bez dzieci"

Zdaniem wielu rodziców ostrzeżenia na temat pokazywania zdjęć dzieci w sieci są bardzo przesadzone. - Ja nie zakładam takich strasznych scenariuszy - mówi Julita Olszewska, modelka i scenarzystka, mama dwójki dzieci, którą na Instagramie śledzi blisko 6 tysięcy osób. - Ale jeśli komuś intuicja podpowiada, żeby zachować ostrożność, to na pewno jest to uzasadnione - dodaje.

- Dzieci są ogromną częścią mojego życia i trafiają na ten Instagram naturalnie. Jeśli poproszą, żeby przestała je fotografować, to przestanę to robić - mówi nasza rozmówczyni. - Ja nie mam nigdy sponsorowanych postów, więc nasze życie to taki pamiętnik. Moje dzieci nie są w pracy na tych zdjęciach - dodaje.

- Jak ktoś żyje tak blisko z dziećmi i spędza nimi dużo czasu, to trudno jest kadrować życie bez dzieci. Szukanie kadrów bez nich byłoby wymyślone - podsumowuje Julita Olszewska.

"Zdaję sobie sprawę, że istnieje takie ryzyko"

Podobne podejście do pokazywania dzieci ma dziennikarz Bartosz Raj, autor bloga Ojca Raj. Zdjęcia jego dwóch córek często publikowane są na stronie. 

Nasz rozmówca wspomina, że jedyne negatywne komentarze, które pojawiały się na blogu, dotyczyły właśnie zdjęć dzieci (np. z plaży). Jedną z największych dyskusji wywołało ich wspólne zdjęcie z wanny. Jego córki miały wówczas pięć i dwa lata. Czytelnicy pisali, że to nieodpowiednie, a same zdjęcia mogą trafić w niepożądane ręce.

- Oczywiście zdaję sobie sprawę, że istnieje takie ryzyko. Ale ja zadaję pytanie: co, gdy wychodzę gdzieś z dziećmi lub np. jesteśmy na plaży i ktoś robi im zdjęcia z daleka albo z ukrycia? Takie zagrożenie też istnieje, nie da się przed nim uciec - mówi Bartosz Raj.

Zobacz także: "Normalnie Matka Roku 2018". Internauci nie mają litości dla wpatrzonej w telefon matki [KOMENTARZ] >>

"Gdy córki mi zabronią, to przestanę prowadzić bloga"

Nasz rozmówca wspomina jednak, że miał sytuację związaną z wykorzystaniem zdjęcia jednej z jego córek. Jak podkreśla, to zdarzyło się tylko jeden raz w ciągu 12 lat istnienia bloga.

- Zdjęcie mojego dziecka znalazło się na Wykopie. Córka miała ogromną śliwę na czole po uderzeniu we framugę drzwi. Zdjęcie zostało wykorzystane w kontekście znęcania się nad dzieckiem z komentarzem "tata mnie bardzo kocha". Nie było żadnego linka do bloga ani prawdziwego kontekstu (wypadek w domu) - opowiada. - Napisałem do nich, że to niedopuszczalne, aby w ten sposób wykorzystywać zdjęcia. Na szczęście po pewnym czasie zostało ono skasowane - dodaje.

- Obecnie moje córki są starsze niż na początku istnienia bloga i mają już do tego inny stosunek. Teraz nie są jeszcze przeciwko swoim zdjęciom z dzieciństwa. Jednak gdy pojawia się uwaga, że jakiegoś foto sobie nie życzą, to je usuwam - opowiada. - Gdy córki mi zabronią, to przestanę prowadzić bloga - deklaruje nasz rozmówca.

A co wy sądzicie o pokazywaniu dzieci w mediach społecznościowych? Piszcie do nas na adres: edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy i nagrodzimy książką.

Więcej o:
Copyright © Agora SA