Zbijają gorączkę, nie odbierają telefonu. Jak rodzice przemycają chore dzieci do przedszkola i czym to grozi? [KOMENTARZ PEDIATRY]

Za nami pierwszy miesiąc roku szkolnego. Rodzice znów mierzą się z grypą i rotawirusami. Zwolnienie lekarskie zwykle nie rozwiązuje problemu. Dziecko wraca do przedszkola, a tam spotyka się z kolejną falą wirusów. Opisujemy, w jaki sposób rodzice omijają obowiązek zatrzymania chorego dziecka w domu oraz czym to grozi.
Rodzice w obawie przed utratą pracy łapią się wszystkiego, by przemycić przeziębione dziecko do przedszkola Rodzice w obawie przed utratą pracy łapią się wszystkiego, by przemycić przeziębione dziecko do przedszkola grafika: Marta Kondrusik

Zbijają gorączkę, nie odbierają telefonu. Jak rodzice przemycają chore dzieci do przedszkola i czym to grozi? [KOMENTARZ PEDIATRY]

Za nami pierwszy miesiąc roku szkolnego. Rodzice znów mierzą się z grypą i rotawirusami. Zwolnienie lekarskie zwykle nie rozwiązuje problemu. Dziecko wraca do przedszkola, a tam spotyka się z kolejną falą wirusów. Opisujemy, w jaki sposób rodzice omijają obowiązek zatrzymania chorego dziecka w domu oraz czym to grozi.

Własną sytuację opisał na Facebooku Patryk Bryliński - tata małego żłobkowicza, dla którego nowy rok szkolny oznacza permanentne siedzenie na chorobowym:

Opisana przez Brylińskiego historia nie jest wyjątkowa. Pod postem pojawiły się historie rodziców, którzy doświadczyli tego samego, m.in.:

Nasza Ala ma cały tyłek owrzodzony. Bo jakiś geniusz puścił dzieciaka z wirusem do żłobka.
Moje dziecko ma 5 lat i od pierwszej grupy przedszkola choruje dosłownie co dwa tygodnie. Ja niestety przegrałam z durnymi mamusiami i musiałam zrezygnować z pracy, żeby one mogły swoje zasmarkane dzieci przeprowadzać. Nie mieliśmy już urlopu my, dziadkowie wiec finalnie pożegnałam się z pracą żeby kilka mam swoją zachowało. A dziecko coraz bardziej tymi chorobami osłabione. Są przecież przedszkola, gdzie, żeby dziecko z katarem zostawić, trzeba mieć zaświadczenie, że katar jest alergiczny. Tak powinno być wszędzie.

Niewinne ofiary "katarku i kaszelku"

Rodzice  przyprowadzając chore dziecko do przedszkola, nie biorą jednak pod uwagę, na jakie niebezpieczeństwo narażają nie tylko swoją pociechę, ale całą grupę dzieci. Szczególnie te, które borykają się z niezakaźnymi, ale za to przewlekłymi dolegliwościami.

-  Bardzo często zgłaszają się do mnie rodzice z chorymi dziećmi, które przed kilkoma dniami miały styczność w przedszkolu z rówieśnikami ze "świeżą" infekcją - mówi lekarz pediatra Ewa Miśko-Wąsowska -  jeden z poważniejszych przypadków to w ostatnim czasie 5-letni chłopiec z astmą oskrzelową, u którego każda infekcja kataralna przechodziła w obturacyjne zapalenie oskrzeli, co wymagało 1-3 tygodniowego leczenia. Ostatnia infekcja ewidentnie miała związek z przedszkolem (na 2-3 dni przed jej wystąpieniem, do przedszkola przyprowadzono dwoje chorych dzieci). Tym razem jednak u chłopca wystąpiła duszność wymagająca hospitalizacji.

Bywa, że odpowiedzialność za zaistniałą sytuację przerzuca się na nauczycieli, którzy rzekomo przyjmują chore dzieci do przedszkola. Sytuacja jednak nie jest tak prosta, jakby się wydawało. Rodzice w obawie przed utratą pracy łapią się różnych sposobów, by zataić chorobę dziecka.

Zapytaliśmy nauczycielkę przedszkolną, jak ta kwestia wygląda od strony placówki. Oto 5 sytuacji, z którymi wychowawczynie spotykają się najczęściej.

chore dziecko chore dziecko grafika: Marta Kondrusik

Wyprzedzić nauczycielkę

Nauczycielka przedszkolna:

Zdarzyło mi się kilka razy, że trafiłam na wybitnie sprytnych rodziców, którzy przychodzili pod przedszkole jeszcze przed oficjalnym otwarciem. Gdy pojawiałam się w drzwiach, rodzic dosłownie wpychał dziecko do szatni i szybko uciekał, tłumacząc się, że bardzo spieszy się do pracy. Po chwili okazywało się, że malec dosłownie "przelewa się" przez ręce. Zdaję sobie sprawę, że takie sytuacje mogą stanowić zbieg okoliczności, jednak w przypadku niektórych tego typu zdarzeń, nie miałam wątpliwości o celowym działaniu rodzica.

Nauczyciel nie ma prawa podawać dzieciom leków (nawet, jeśli rodzic bardzo prosi). Jeśli zatem stwierdzi, że coś jest nie tak z podopiecznym, niezwłocznie dzwoni do rodziców, którzy mają obowiązek odebrać telefon. Jednak zasady zasadami, a życie życiem. Rodzic potrafił nie odbierać przez pół dnia. Gdy w końcu udawało się z nim skontaktować, przyjeżdżał po 2-3 godzinach.

Rodzice muszą zdać sobie sprawę, że podrzucając chore dziecko do przedszkola, szkodzą wszystkim. Opieka nad chorym podopiecznym w przedszkolu praktycznie nie istnieje, bo nauczycielka musiałaby zostawić resztę grupy, na rzecz tego, który potrzebuje najwięcej uwagi.

Komentarz pediatry:

Trzeba sobie uświadomić, że nauczyciele nie powinni sami podawać leków, ponieważ mogą nie wiedzieć, jakie leki dziecko dostało w domu (dawki tych samych preparatów mogą się kumulować), dziecko może mieć reakcję alergiczną np. na substancje smakowe, zapachowe zastosowane w preparatach. Nauczyciel może podać tylko lek dziecku przewlekle choremu, na zlecenie lekarza.

Okiem rodzica:

Niestety posyłając dziecko do żłobka lub przedszkola, trzeba naszykować się na najgorsze. Mam dwoje dzieci i na moim przykładzie najlepiej widać, że odporność zazwyczaj wzrasta wraz z wiekiem.

Syn - teraz w trzeciej klasie szkoły podstawowej - pierwszy rok w przedszkolu miał na przemian anginę, zapalenie uszu i zapalenie oskrzeli. I tak przez cały rok. W pierwszej i drugiej klasie nie był chory ani razu.

Nasza córka, adaptację w żłobku (która normalnie trwa dwa tygodnie) zaczęła we wrześniu, skończyła w czerwcu. Przez rok dostała 12 antybiotyków. Kolejny sezon w żłobku na razie bez chorób - a chodzi już dwa miesiące.

Tak, dzieci chorują, tak powody są różne. Ale z czasem sytuacja naprawdę się poprawia. Trzeba się na nią przygotować psychicznie i ją przeżyć. Innej recepty nie ma.

chore dziecko chore dziecko grafika: Marta Kondrusik

Podawanie leków przeciwgorączkowych

Rodzice zazwyczaj wiedzą, że nie mogą do placówki przyprowadzić dziecka z gorączką. Wielu stosuje się do zasad, jednak są wyjątki. Zdarzało mi się, że jednego dnia dziecko odesłałam do domu z wysoką temperaturą (powyżej 38 stopni), by następnego dnia przyjąć je z powrotem. Bez większych objawów chorobowych, prócz silnego osłabienia, które ujawniało się po 2-3 godzinach od przyjścia do przedszkola. Teoretycznie wychowawczyni ma związane ręce, wszak nie może jednoznacznie stwierdzić, że malec jest rzeczywiście chory, a nie np. tylko niewyspany.

Rodzice jednak chyba nie doceniają swoich dzieci, które bardzo lubią opowiadać o swoim samopoczuciu i zdarzeniach, które miały miejsce w domu.

Komentarz pediatry:

Podawanie leków przeciwgorączkowych kilka dni z rzędu bez konsultacji z lekarzem może być niebezpieczne. Jest większe ryzyko, że mogą ujawnić się działania niepożądane np. przy podawaniu preparatów zawierających ibuprofen kilka razy dziennie przez kilka dni może dojść do zapalenia śluzówki żołądka, łącznie z krwawieniem. Ponadto leki mogą maskować objawy i w konsekwencji odkładanie wizyty u pediatry, a zatem opóźnienie ich rozpoznania oraz prawidłowego leczenia.

Okiem rodzica:

Moja teściowa bardzo źle znosi fakt, że jej wnuczęta chorują. Na każde kichnięcie robi stójkę jak zając i zaczyna strzyc uszami. Najchętniej od razu wzywałaby lekarza do domu. Kilka razy dałam się wkręcić w kłus do przychodni z dzieckiem ze stanem podgorączkowym. I co? Przestałam.

Kiedy widzę, że dziecko zaczyna się źle czuć, zostawiam je w domu i daję szansę chorobie się określić. Czasami wystarczą domowe sposoby i organizm sam sobie radzi. Wysoką gorączkę zbijam i dopiero jak widzę, że choroba się rozwinęła idę do lekarza.

Rozumiem, że niektórzy rodzice boją się po raz kolejny brać zwolnienie na dziecko. Jednak w ten sposób tylko zamiatają problem pod dywan, a nie rozwiązują go.

chore dzieci chore dzieci grafika: Marta Kondrusik

Brak świadomości ze strony rodziców

Zaczynając pracę w przedszkolu, byłam przekonana, że kwestia separowania od rówieśników dziecka, które ma pasożyty, jest oczywista. Gdy jednak jedno z podopiecznych w swobodnej rozmowie wyznało mi, że ma owsiki, zaniemówiłam. Pomyślałam, że rodzic próbował to przede mną zataić. Gdy spotkałam się z mamą na osobności, zapytałam o kwestię pasożytów. Bez skrępowania przyznała, że cała rodzina je ma, a nie dzieliła się tą informacją bo uznała, że pasożyty w przedszkolu są... na porządku dziennym.

Komentarz pediatry:

Dzieci w przedszkolu szybko zarażają się infekcjami pasożytniczymi od siebie nawzajem, co nie oznacza, że nie należy podejmować odpowiednich kroków, w tym - zostania w domu na czas kuracji.

Aby zarazić się wszawicą, wystarczy bezpośredni kontakt z włosami; lambliami - "choroba brudnych rąk", podobnie owsiki. Objawy mogą pojawić się kilka dni do kilku tygodni od zakażenia.

Okiem doświadczonego rodzica:

Pasożyty to nic wstydliwego. Wszy można złapać w kinie czy autobusie. Mogą je złapać i dzieci prezesa w prywatnej szkole i dzieci w świetlicy środowiskowej.

Ważna jest informacja - zwłaszcza w przypadku pasożytów i chorób zakaźnych. Dobrze, jeśli rodzice powiadamiają nauczycieli, że ich dziecko ma właśnie szkarlatynę, czy złapało wszy. To uczula rodziców zdrowych dzieci i nie powinno stygmatyzować tych chorych.

Jeśli przytrafi wam się historia ze wszami, nie panikujcie! Po prostu zastosujcie się do zaleceń lekarza, a skutecznie wyeliminujecie problem.

chore dziecko chore dziecko grafika: Marta Kondrusik

Zaświadczenie od zaprzyjaźnionego lekarza

W jednym z komentarzy pod postem Patryka Brylińskiego, pojawiło się przypuszczenie, o wystawianiu "lewych" zwolnień od zaprzyjaźnionych lekarzy. Czy takie sytuacje rzeczywiście mają miejsce?

Nauczycielka przedszkolna:

Osobiście nie spotkałam się z problemem "lewych" zwolnień, jednak słyszałam od nauczycielek przynajmniej kilka tego typu historii, w których dziecko ewidentnie osłabione, z wydzieliną z nosa stawia się z samego rana w szatni. W tym samym czasie rodzic wręcza wychowawczyni zaświadczenie od lekarza. Czy były to zaświadczenia wystawione niesłusznie? Być może pediatra stwierdził, że dziecko już nie zaraża. Przypuszczam jednak, że problem zaświadczeń od zaprzyjaźnionych lekarzy rzeczywiście istnieje, aczkolwiek nie na dużą skalę.

Komentarz pediatry

Wydaje mi się, że raczej żaden lekarz nie wystawi zaświadczenia jak dziecko gorączkuje. Inaczej wygląda sytuacja, jeżeli dziecku przeciąga się katar po chorobie, albo ma poinfekcyjny kaszel. Takie sytuacje nie są przeciwwskazaniem do uczęszczania do przedszkola. Największa zakaźność przy infekcjach, to pierwsze objawy: gorsze samopoczucie, ból głowy, uczucie rozbicia, okres podwyższonej temperatury i ostrych objawów infekcji (a nawet 24 godz. przed ich wystąpieniem).

Okiem doświadczonego rodzica:

Nigdy nie spotkałam się z taką praktyką. Pediatra, który wystawiłby takie zaświadczenie złamałby zasady etyczne swojego zawodu.

Pediatrzy, z którymi miałam do czynienia uczciwie stawiają sprawę: "Po zakończeniu leczenia kontrola, a po kontroli zobaczymy".

Podobnie reagują, gdy pytam o uodpornianie i jeden cudowny środek, który załatwi sprawę. - Dieta, spacery, sport - to słyszę najczęściej. A jak koniecznie chcę coś podawać, żeby się poczuć jak dobry rodzic, to coś tam mogą przepisać, ale najlepiej: dieta, spacery, sport.

chore dziecko chore dziecko grafika: Marta Kondrusik

Kiedy dziecko chore przestaje zarażać?

Pediatra Ewa Miśko-Wąsowska:

- przeziębienie, grypa, zapalenie krtani lub choroba dłoni, stóp i jamy ustnej: dziecko nie zaraża po ustąpieniu gorączki i ostrych objawów

- zapalenie spojówek: gdy oczy są pozbawione charakterystycznej wydzieliny

- opryszczkowe zapalenie jamy ustnej: gdy wszystkie zmiany będą zagojone

- ospa: gdy wszystkie pęcherzyki zamienią się w strupki

- rumień zakaźny: gdy pojawi się wysypka (choroba jest zakaźna kilka dni przed wystąpieniem zmian skórnych)

- angina, szkarlatyna - 24 godziny po przyjęciu antybiotyku dziecko nie zakaża

- infekcja przewodu pokarmowego: gdy ustąpi gorączka/stan podgorączkowy i stolce są prawidłowo uformowane

- wszawica, owsica: po zastosowanym pierwszym kursie leczenia

Są to jednak orientacyjne okresy. Zanim rodzic zaprowadzi dziecko do przedszkola, musi wziąć pod uwagę jego stan  oraz zapewnić mu  czas na rekonwalescencję, gdyż osłabiony po chorobie organizm jest bardzo podatny na infekcje.

Okiem rodzica:

Mam szczęście, bo mamy panią na emeryturze, która przychodzi do nas w miarę potrzeby. W sytuacji idealnej odbiera wcześniej dziecko ze żłobka. W sytuacji kryzysowej spędza z nią czas, kiedy jest chora. Jeśli chory jest starszy syn (a od dwóch lat nie chorował wcale) ja - wymiennie z mężem - pracuję z domu (on w chorobie głównie śpi, więc nie potrzebuje aż tak bardzo mojej uwagi).

Póki dzieci są małe nic nie poradzimy - trzeba wziąć choroby na klatę i jakoś je przetrwać nie rozczulając się zbytnio nad sobą. To niestety wpisane jest w rodzicielstwo. Mniej czasu, pieniędzy i nerwów stracimy, jeśli nie będziemy oszukiwali i damy dziecku w naturalny sposób wyzdrowieć. Bo komplikacje nikomu nie robią dobrze.

Więcej o:
Copyright © Agora SA