Rodzić we dwoje

Po co zapraszać mężczyznę na porodówkę? Po to, by wspierał, stał na straży i... docenił.

Wspólny poród? Szóstka moich bohaterów jest zadziwiająco zgodna: "Nie wyobrażaliśmy sobie innej możliwości", "To dla nas oczywiste". Pary, które wahają się, czy rodzić razem, kobiety, które wypraszają w trakcie porodu swoich partnerów, mężczyźni, którzy "po wszystkim" tracą ochotę na seks - oni wszyscy nie chcą nawet słyszeć o wywiadzie ze zdjęciami. To jednak nie znaczy, że nie istnieją. Przeciwnie - jest ich całkiem spora grupa. Na rozmowę zgodzili się jednak wyłącznie entuzjaści wspólnych porodów.

POD KONTROLĄ

Przestronne, lśniące czystością mieszkanie. Biel, jasne drewno i motyw kwiatowy. Żadnego przypadkowego elementu. Na kanapie siedzi 37-letnia Joanna Wawrzyniak. Drobna pogodna blondynka. Trzyma na kolanach półrocznego synka. Mąż, 39-letni Michał, robi kawę i stawia na stole upieczone kilka godzin wcześniej "proste ciasto dla matki karmiącej".

- Tak, lubię mieć porządek i wszystko pod kontrolą - mówi z uśmiechem Joanna. - Do porodu też chciałam się dobrze przygotować. Dość długo czekaliśmy na Kubusia. W tym roku minie 8 lat, od kiedy jesteśmy razem, więc mieliśmy dużo czasu, żeby sobie wszystko wyobrazić. Mamy nawet takie zdjęcie: siedzimy na trawie i czytamy "Język niemowląt" Tracy Hogg. Ja zaznaczam mu ważne fragmenty, on siedzi i wkuwa, a ja go potem przepytuję. I nigdy nawet nie braliśmy pod uwagę tego, że będę sama rodzić. Oczywiście wyłączając sytuacje awaryjne. Ciąża, którą musiałam częściowo spędzić w szpitalu, tylko mnie w tym wyborze utwierdziła. Nie byłam w stanie wstać do toalety ani pod prysznic. Wiedziałam, że Michał jest mi potrzebny i że potrafi pomóc.

WĄTPLIWOŚCI

Na pomoc, także w podejmowaniu decyzji, liczyła również 32-letnia Izabela Wojtachnik. Mama 6-letniego Fryderyka i 4-miesięcznego Marcela.

- Nie wyobrażałam sobie, że miałabym sama podczas porodu podjąć jakąś decyzję, np. o znieczuleniu. Kobieta jest wtedy w takim stanie... - Iza kręci głową. - Oczywiście jeśli mąż nie chciałby być przy porodzie, to bym go nie namawiała. W szkole rodzenia podkreślali, że nie wolno naciskać.

- Chodziło o ewentualne problemy natury seksualnej. Coś tam przebąkiwali, że dotyczą 30 proc. par, które razem rodziły. Pamiętam, że byłem nawet zaskoczony tak dużym odsetkiem - wspomina mąż Izy, 35-letni Robert. - Czy to zrodziło jakieś wątpliwości? Nie. Jakby człowiek zaczął się wszędzie doszukiwać negatywów, to nigdy by się na dziecko nie zdecydował, bo przecież może urodzić się chore. Te rozważania: "A jeśli przestanę mu się podobać?", "A jeśli za dużo zobaczę?" - ludzie sami sobie szukają problemów.

- Ja tylko przed pierwszym porodem bałam się, że będę się dziwnie zachowywać, przeklinać, wyrzucę Roberta z sali... - wspomina Iza.

- Ale moja żona zachowała się z klasą - stwierdza Robert i po chwili do-daje: - Kiedy tak się zastanawiam, to myślę, że jeśli coś naprawdę mogłoby mężczyznę po wspólnym porodzie zniechęcić, to ubliżająca mu żona.

32-letnia Renata Ostrowska, mama Lei (rok i trzy miesiące), też obawiała się swojej reakcji.

- Mam znajomą, która musiała męża wypraszać, bo ją denerwował, kiedy tak siedział przy niej i ją głaskał. Ja również się zastanawiałam, jak Mariusz się zachowa i czy też będę musiała go wypraszać. Ustaliliśmy więc, że nie będzie przejmował inicjatywy, tylko będzie mnie obserwował i pytał, czego chcę - wspomina. - Nad tym, jak później może wyglądać nasze życie seksualne, nie zastanawiałam się. Mimo że jedna z koleżanek pytała: "Renata, czemu ty chcesz rodzić z Mariuszem? Potem on cię już nie będzie chciał. Ja bym poszła z mamą". Ale ja tak się bałam porodu, że nie myślałam, co będzie potem. Chciałam tylko, żeby podczas porodu wszystko było dobrze, bez żadnych niespodziewanych akcji. I żeby mała była zdrowa.

GODZINA ZERO

- Kiedy wzięłam kąpiel i upewniłam się, że skurcze nie mijają, wyruszyliśmy do szpitala. Michał ubrany zgodnie ze szpitalnymi zaleceniami: jasny strój - lniane spodnie, lniana koszula. Wy-uczony wszelkich potrzebnych dat, jak np. data mojej ostatniej miesiączki. I ja ze swoją wizją porodu: w szpitalu wita nas uśmiechnięta położna, z którą się wcześniej umówiliśmy, prowadzi nas do sali, tam piłeczka, pozycje relaksacyjne... - Joanna śmieje się.

- Tyle że kiedy zadzwoniłem do położnej, okazało się, że jest w górach - opowiada Michał. - Mimo że naprawdę można się było domyślić, że skoro Asia jest w 40. tygodniu ciąży, to może urodzić. W szpitalu nie było miejsca. Na początku rodziliśmy na korytarzu. Wszyscy założyli, że Asia będzie długo rodzić i się nią nie interesowali, a potem nagle okazało się, że skurcze są już bardzo silne, a rozwarcie bardzo małe. Położna była przerażona. Przenieśli Asię na salę i kazali jej te skurcze powstrzymywać. Podali jakiś środek. Potem dziecku zaczęło zanikać tętno - dodaje.

ZADANIE DLA MĘŻCZYZNY

- Teraz myślę, że mężczyzna przy porodzie nie tylko jest po to, żeby rękę głaskać i pytać, jak się kobieta czuje - bo przecież wiadomo, jak się czuje - tylko żeby działać. Interweniować, biegać i pilnować, by kobiecie nie stała się krzywda. Tak jak to robił Michał - stwierdza Joanna. - Partner to je- dyna osoba, której w stu procentach zależy na zdrowiu twoim i dziecka. Zauważyłam też, że kiedy pojawia się mężczyzna, to położne i lekarki stają się milsze dla rodzącej.

- Może sobie teorię dorabiam, ale myślę, że w szpitalach starają się jakoś tego mężczyznę zaangażować, żeby nie przeszkadzał. Poza tym jak głowę będzie trzymać, to nie zajrzy z drugiej strony - mówi Robert. - Jakie jeszcze dostałem zadania? Poprawiałem rurkę z tlenem i KTG, które wciąż spadało z brzucha. Bo Iza za każdym razem rodziła na leżąco. Nie dostaliśmy żadnej alternatywy dla klasycznego porodu. Ale też się wcześniej nie nakręcaliśmy "a może lepiej z piłką, a może wody poszukajmy...". Stwierdziliśmy, że rodzimy w dobrym szpitalu akademickim, więc lekarze wiedzą, co robią.

PO PROSTU BYĆ

Najmniej zadaniowe podejście miał Mariusz:

- Oczywiście podczas porodu zgodnie z umową robiłem to, o co prosiła mnie żona, a więc przede wszystkim godzinami masowałem jej stopy, co przyniosło jej ulgę. Potem Renata była już tak zmęczona, że musiałem przyciągać jej nogę za kolano, żeby miała właściwą pozycję. Na wszelki wypadek powtarzałem nad jej uchem polecenia położnej i przecinałem pępowinę. Ale i tak wydaje mi się, że chodzi przede wszystkim o to, żeby po prostu być przy kobiecie.

Najtrudniejszy moment dla Ma- riusza wiązał się ze znieczuleniem zewnątrzoponowym.

- Anestezjolog pokazał mi, na jaką głębokość musi wbić igłę, i stwierdził beznamiętnym głosem, że musi wcelować w obszar wielkości 1 mm, a jeśli będzie trochę w prawo albo w lewo, to może być problem. Utkwiła mi też w pamięci chwila, kiedy położna zaczęła krzyczeć: "Popatrzcie, jakie długie włosy". Wtedy przez chwilę widziałem, jak zaczyna wychodzić główka, ale się wycofałem - to było zbyt intymne.

NOWE SPOJRZENIE

- Ta ilość krwi, jaką kobiety wylały przy porodach od powstania ludzkości... My, mężczyźni, chyba nie wylaliśmy tyle na wszystkich frontach świata. Jak sobie człowiek to uświadomi, to nabiera naprawdę ogromnego szacunku do kobiet - stwierdza Michał.

Jego żona dodaje, że wspólny poród to też okazja, żeby spojrzeć inaczej na mężczyzn:

- Mój mąż jest dobrym, spokojnym człowiekiem, introwertykiem. To wrażliwa dusza. Jest zawodowym muzykiem, gra na fagocie. W czasie porodu zobaczyłam go z innej strony. Poczułam jego siłę. Mogłam podzielić się z nim odpowiedzialnością i pozwolić sobie na utratę kontroli. Potrafił potrząsnąć tymi paniami, zaopiekować się mną i zająć wszystkimi organizacyjnymi sprawami.

- Dla mnie też było zaskoczeniem, że w momencie dużego stresu potrafię logicznie działać i jeszcze jestem w stanie pomóc. Nie spanikowałem, chociaż wcześniej nie byłem tego taki pewien - stwierdza Michał. - Zaskoczył mnie też instynkt, jaki się we mnie obudził, kiedy wziąłem na ręce to ciepłe "coś", bo wtedy jeszcze nie docierało do mnie, że to moje dziecko. Od razu czułem, że muszę się "tym" zaopiekować i wszystko dla niego zrobić.

- Nie mogę powiedzieć, żeby coś mnie bardzo podczas porodu zaskoczyło - stwierdza Robert. Chodziliśmy do szkoły rodzenia, więc mniej więcej wiedziałem, czego się można spodziewać. Oczywiście za pierwszym razem się denerwowałem, bo nie wiedziałem, czy nie stanie się coś nieprzewidzianego, ale za drugim to był luzik. Wiedziałem, że opieka jest dobra. Chciałem tylko, żeby żona za bardzo nie cierpiała.

- Za drugim razem byłeś naprawdę wyluzowany - potwierdza Iza. - Zależało mi na wspólnym porodzie także po to, żebyś zdał sobie sprawę, jak to jest ciężko. Żebyś docenił.

- Ja rzeczywiście wcześniej Izie powtarzałem, że przez pokolenia miliardy kobiet rodziły dzieci, że to naturalna kolej rzeczy. Chciałem sprawić, żeby się mniej bała - tłumaczy Robert. - Poza tym myślę, że bardziej od porodu, który u nas akurat trwał krótko, warto docenić fakt, że potem kobieta mimo zmęczenia przez długi czas wstaje w nocy co 2-3 godziny do dziecka i nie ma szansy tego odespać. To bardziej obciążające niż poród. Trzeba docenić całe macierzyństwo, a nie jedną scenę.

- Ja też chciałam pokazać mężowi, że poród to nie takie hop siup - mówi Renata.

- Rzeczywiście, dopóki człowiek tego nie widzi na własne oczy, to nie ma pojęcia, jakie to poświęcenie, przeżycie i ból - stwierdza Mariusz. - Teraz to już sam nie wiem, czy to Renata się zmieniła po porodzie... (w tym czasie Renata przecząco kręci głową), czy ja zacząłem na nią inaczej patrzeć. Mam wrażenie, że teraz jest silniejsza i mocniej stąpa po ziemi. Myślę, że ja też mam powody do dumy. Niby nic wielkiego nie dałem, ale jednak nie zawiodłem. Renata miała świadomość, że jestem obok i może na mnie liczyć - dodaje.

- Mam poczucie, że teraz więź między nami jest silniejsza - powiedział każdy z moich rozmówców w pewnym momencie rozmowy.

Katarzyna Oleś - położna

Obecność mężczyzny podczas porodu jest w naszym kręgu kulturowym akceptowana dopiero od niedawna. I, jak to z nowościami bywa, ma gorących zwolenników i zaprzysięgłych przeciwników. To, czy udział taty w narodzinach będzie korzyścią dla wszystkich, zależy od wielu czynników - między innymi od predyspozycji obojga rodziców, od charakteru ich związku i wreszcie od przygotowania do tego wydarzenia. Ważne jest nie tylko zrozumienie fizycznych i psychicznych procesów, które zachodzą przy porodzie, ale także omówienie spraw, które bywają źródłem nieporozumień lub niepokoju. Rodzącej pomocne jest wsparcie bliskiej osoby - niekoniecznie musi to być jednak ojciec dziecka, a jego obecności na porodówce nie wolno traktować jako testu na prawdziwość jego uczuć.

PROMUJEMY AKTYWNE RODZICIELSTWO

Wspólnie z marką LOVI organizujemy akcję, której celem jest zachęcanie rodziców do aktywnego życia wraz z dziećmi. Gdy w rodzinie pojawia się dziecko, wszystko się zmienia. Maleńki człowiek sprawia, że zaczynamy inaczej myśleć o życiu, sobie, rodzinie. Jesteśmy wszak rodzicami. I to my będziemy przez najbliższych kilkanaście lat najważniejszymi przewodnikami dziecka w poznawaniu świata. W tym cyklu pokazujemy, że można wspierać rozwój dziecka, ciekawie spędzając z nim czas. Można uczyć samodzielności i jednocześnie być tuż obok. Przeczytajcie o rodzicach, którzy dzięki swoim dzieciom lepiej poznali samych siebie, zdobyli niezwykłe doświadczenia, otworzyli się na świat. Bo nic lepiej nie buduje więzi rodzinnych jak wspólne, aktywne spędzanie czasu.

Akcja w internecie www.edziecko.pl/aktywnerodzicielstwo

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.