Patrycja Sołtysik: Spotykam się z komentarzami "to już pokaż cycki, jak wszystko pokazujesz"

Plotkarskie media chciałyby w niej widzieć wyłącznie żonę znanego dziennikarza, co jest bardzo krzywdzące. Z Patrycją Sołtysik rozmawiam o promowaniu karmienia naturalnego i byciu "pełnoetatową" mamą.

Fundacja "Kraina Mlekiem i Miłością Płynąca" Patrycji Sołtysik swoją działalność opiera na ogólnopolskim projekcie, w którym fotografowie wykonują darmowe sesje mamom karmiącym piersią i co roku wydaje kalendarz z wybranymi zdjęciami, z którego całkowity dochód zostaje przeznaczony na cele charytatywne. Patrycja jest też bardzo aktywna na Instagramie, gdzie pokazuje codzienne życie swojej rodziny i promuje karmienie naturalne.

Co sądzisz o zjawisku “Instamatek”? Mam na myśli nie tyle każdą mamę posługującą się tym hashtagiem, ale blogerki chwalące się drogimi ciuszkami i zabawkami, pozujące w wystylizowanych sesjach typu “ja i moje dziecko, piękne jak aniołek, siedzimy na białej, nieskazitelnej kanapie w ubraniach za kilka tysięcy”.

- Tak, u nich w domu wszystko jest czyste i sterylne. Uważam, że są dwa typy “instamatek”. Są te tworzące przesadzone stylizacje, zupełnie nierealne, ale to dotyczy nie tylko instamatek, ale kobiet na Instagramie, które pokazują zdjęcie w pełnym makijażu i twierdzą, że tak właśnie wyglądają tuż po przebudzeniu. Z drugiej strony jest coś, co ja uprawiam, czyli pokazywanie macierzyństwa takiego, jakie jest. Bez upiększania, ale też - co nie mniej ważne - bez ukrywania pewnych rzeczy. Na pewno nie wyobrażam sobie używania mojego dziecka jak przedmiotu, kolejnego elementu stylizacji, tylko po to, by stworzyć sztuczny ładny obrazek. Ja nie pokazuję nigdy na zdjęciach twarzy Stasia i nigdy tego nie zrobię. Bardzo chronię jego prywatność. Pokazuję siebie, pokazuję to, że jestem mamą 24 godziny na dobę i jak nasz czas we dwójkę wygląda.

Na początku robiłam zdjęcia dla siebie, na pamiątkę, z czasem zaczęłam je pokazywać i dostawać dużo pozytywnych sygnałów - że to się podoba, że fajnie widzieć prawdę, że pokazuję się zmęczona i bez makijażu, że nie udaję, że zawsze jest super i kolorowo. On jest najważniejszym człowiekiem w moim życiu, więc to oczywiste, że jest na moich zdjęciach. Chcę pokazywać też, że małe dziecko, także to karmione piersią, nie musi ograniczać mamy, jeśli ona chce wyjść z domu i być aktywna. 

Myślę, że oglądanie tego też może być stresujące dla wielu gorzej niż ty zorganizowanych mam…

- Mam nadzieję, że jednak nie jest! Nie ma co się przejmować, stresować i obwiniać o bycie “nieidealną” tylko dlatego, że nie udało się wyjść z domu w porę albo nadążyć z obiadem. Dziecko zmienia wszystko. Nie da się z nim wyjść ot tak, po prostu, o tej godzinie, o której by się chciało, bo dzieci mają to do siebie, że na przykład w środku zimy, ubrane w kombinezon, w drzwiach mówią “kupa”. No i co zrobisz? Wracasz, rozbierasz, przewijasz, ubierasz, jesteś co najmniej 15 minut w plecy. Karmienie naturalne też generuje wiele nieplanowanych sytuacji, nie da się tego ustawić według zegarka, a dziecko niespecjalnie się przejmuje informacją “halo, kochanie, przecież się spieszymy”. Ale przecież tak wygląda życie! Ja naprawdę jestem ze Stasiem non stop. Pracuję z nim, jeżdżę na spotkania, poznajemy różnych ludzi i bywamy w różnych miejscach.

Czyli jesteś jedną z tych matek, które wszędzie ze sobą wloką te swoje dzieci!

- Tak, tak to ja! Wszędzie ciągnę ze sobą to biedne dziecko! A tak serio, to zawsze przede wszystkim kieruję się jego dobrem. Nie chodzę z nim do restauracji, gdzie dzieci nie są mile widziane, bo nie chcę narażać siebie i jego na niemiłe sytuacje, ale mogę iść do urzędu coś załatwić albo pojechać do mechanika i przez dwie godziny podczas których coś robi z samochodem, spacerować w okolicy warsztatu. Wszystko jest kwestią organizacji. Może dzięki temu, że jesteśmy ze Stasiem cały czas razem i bardzo blisko, to potrafimy się tak zgrać. Oczywiście nie udaję, że moje dziecko jest idealne, nie marudzi i nie krzyczy, ale można z nim współpracować.

A jak odbierasz reakcje zwrotne z internetu? Ja mam wrażenie, że każda kwestia dotycząca dzieci, ich żywienia i wychowania, jest dla wielu ludzi jakimś wielkim tematem. To czy karmisz piersią czy butelką, łyżeczką ze słoika, a może BLW - wszystko jest powodem do zażartych sporów.

- Niestety. Ja zauważyłam taką polaryzację - cokolwiek wrzucę, to albo jest super, albo najgorsze na świecie. Matki to nawet nie jest grono krytyków, ale znawców. “Powinna pani...”. Jedna z bardzo długich dyskusji ciągnących się w komentarzach przez wiele postów na moim Instagramie dotyczyła spacerów. Niby temat niekontrowersyjny, a jednak! Ja codziennie chodzę ze Stasiem na długie spacery. Czy to Kraków, czy Warszawa, chodzimy codziennie około dwóch godzin. W zimie, kiedy wrócił temat smogu, codziennie dostawałam nagany “jak pani może z tym dzieckiem tak chodzić?!”. Na nic były moje tłumaczenia, że według badań takie samo powietrze mamy w mieszkaniach, chyba że ma się oczyszczacz powietrza. Codziennie czytałam komentarze jaką to jestem wyrodną matką. Z całym szacunkiem, to moje dziecko, moja sprawa i moja decyzja. Ja tak samo szanuję decyzje innych.

Zawsze będę promowała karmienie naturalne, ale nie będę do niego na siłę namawiać, ani krytykować kobiet, które karmią inaczej. Nikt nie ma prawa oceniać na zasadzie “jak nie karmisz naturalnie, to jesteś jakaś gorsza”. W ogóle mam wrażenie, że kobiety dla kobiet są najgorsze i niestety matki dla matek też. Krytykują, oceniają, na siłę dają rady… a ja uważam, że każda matka robi dla swojego dziecka to, co najlepsze i nikt nie ma prawa wtrącać się czy oceniać.

Promujesz karmienie naturalne, a co powiesz o tak zwanym terrorze laktacyjnym? Znam kobiety, które mają kilkuletnie dzieci, a nadal ze smutkiem wspominają komentarze na temat tego, że jak nie wyszło im karmienie piersią, to pewnie dlatego, że za mało się postarały.

- To tak samo jak z porodami i komentarzami “nie rodziłaś naturalnie, to nie rodziłaś”. Ubolewam nad brakiem odpowiedniego wsparcia dla młodych mam i chciałabym jako prezeska fundacji promującej karmienie naturalne też to zmieniać. Nie ma niestety w Polsce dobrej powszechnej pomocy laktacyjnej. Każda matka karmiąca piersią ma jakieś kryzysy, ja sama miałam ich kilka i gdyby nie moja kochana położna laktacyjna, to nie wiedziałabym, co zrobić. Wiele mam około trzeciego-czwartego miesiąca życia dziecka ma kryzys i wpada wtedy w rozpacz, przekonana, że traci pokarm. Ja panikowałam! Zastanawiałam się czy Staś nie jest głodny? Czy nie podać mu butelki? Wiele kobiet kończy właśnie tak okres karmienia naturalnego. Może gdyby miały odpowiednią pomoc, nie dochodziłoby do tego tak często, ale jeśli już doszło - trudno. Nic na siłę. Karmienie piersią daje niesamowitą bliskość, to jest kontakt skóra-skóra, ciepło ciała, nie ma między mamą a dzieckiem plastikowej butelki. To jest nie do zastąpienia, ale wcale nie znaczy, że mama która karmi mieszanką, jest zła i ze swoim dzieckiem nie ma bliskiej relacji. Nie mamy prawa tak oceniać innych. Ja nie kategoryzuję tak matek. I w ogóle mam zasadę, że nie oceniam i nie krytykuję innych mam, nie uważam, że wiem lepiej. Jestem specjalistką wyłącznie od swojego syna!

Modne stało się wrzucanie na Facebooka czy Instagrama zdjęć pokazujących mamy karmiące w miejscach publicznych. Dla wielu to niesmaczne i oburzające. Czy myślisz, że to dobre i służy sprawie?

- Tak. Zauważ, że używam określenia “naturalne” karmienie. Bo to jest naturalne i tak powinno być traktowane przez otoczenie. Fajnie by było, gdyby mamy mogły karmić w miejscach publicznych w sposób komfortowy dla nich, dla dziecka i dla otoczenia, żeby ta przestrzeń była do tego przygotowana, a ludzie oswojeni z widokiem. Nie rażą nas jako społeczeństwo billboardy z roznegliżowanymi paniami, niemal erotyczne zdjęcia kobiet w bieliźnie w witrynach sklepowych, a karmiąca mama, która dyskretnie wyciągnie pierś do nakarmienia niemowlęcia to groza, skandal i obraza obyczajów. Wiesz co jest śmieszne? Gdybym wrzuciła zdjęcie z plaży w skąpym bikini to byłoby “super”, “masz fajne ciało” czy coś tego typu, a jak wrzucę zdjęcie na którym karmię, spotykam się z komentarzami “to już pokaż cycki jak wszystko pokazujesz”. Co za hipokryzja!

Czym zajmuje się twoja fundacja?

- Przede wszystkim jest to projekt fotograficzny: 130 fotografów z całej Polski robi za darmo zdjęcia mamom karmiącym i co roku wydajemy kalendarz z ich zdjęciami. Podczas pierwszej edycji zebraliśmy pieniądze na ośrodek preadopcyjny w Otwocku, w tym roku działamy na rzecz wcześniaków i fundujemy rzeczy potrzebne szpitalowi św. Zofii w Warszawie. Robimy piękny pokój do karmienia, kupujemy fotele do kangurowania. Poza tym, są mniejsze inicjatywy - na przykład dzięki nam w Muzeum Narodowym w Krakowie w każdym oddziale będzie fotel dla mamy karmiącej - nieważne czy butelką, czy piersią - żeby mogła w spokoju nakarmić maluszka. Przed nami dużo do zrobienia. Statystki dotyczące naturalnego karmienia w Polsce są fatalne. Powszechne jest oczekiwanie, że dziecko powinno jak najszybciej zacząć przesypiać noce, a do tego konieczna jest butla, że po roku to powinno jeść kotlety, a w ogóle to należy je “odpępowić”, bo niemowlę nie może “terroryzować”. I takie rzeczy potrafią mówić lekarze pediatrzy! Wbrew temu co twierdzi Światowa Organizacja Zdrowia, zalecająca wyłączne karmienie piersią przez pół roku i podkreślająca zalety karmienia powyżej roku życia dziecka.

Kobiety potrzebują wsparcia, bo - nie ukrywajmy - jest to wielka przyjemność, ale i wielkie poświęcenie mamy. Psychiczne, emocjonalne i, choć to nie najważniejsze, estetyczne. Jak się karmi 20 miesięcy, to wiadomo, że biust nie będzie już wyglądał jak kiedyś. Ja na przykład bardzo schudłam, ważę o wiele mniej niż przed ciążą i też jest to dla mnie niekomfortowa sytuacja, ale uważam że warto, dla Stasia. Każda mama przechodzi różne trudne chwile, a lekarze powinni motywować i wspierać, a nie podcinać im skrzydła, co niestety często ma miejsce. 

Jak ci się udaje bycie aktywną zawodowo przy małym dziecku?

- Nie nazwałabym tego aktywnością zawodową. Ja przede wszystkim i na pierwszym miejscu jestem mamą, a oprócz tego, a raczej dlatego, jestem prezesem fundacji. Łączę życie zawodowe z czymś, co jest dla mnie w życiu najważniejsze.

To dzięki Stasiowi postanowiłaś stworzyć fundację Kraina Mlekiem i Miłością Płynąca?

- Tak, to wszystko zasługa Stasia. Gdybym nie była jego mamą, w życiu nie zajęłabym się przecież promowaniem karmienia naturalnego. Będąc jeszcze w ciąży poznałam Agnieszkę i Anię Dzieduszkiewicz, czyli mamę i córkę pracujące jako duet FotoSister. Robiliśmy sobie u nich sesję ciążową tydzień przed porodem i potem noworodkową, jak już Staś był z nami. Agnieszka zaproponowała mi sesję karmiącą, gdy Stasiek miał trzy miesiące, a ja pomyślałam, żeby zrobić z tego “coś większego”. I tak to się zaczęło.

No dobrze. Wszystko pięknie, dajesz radę z godzeniem macierzyństwa i pracy, ale jako mama karmiąca długo po prostu wiem, że musiałaś mieć momenty zwątpienia, myśli “odstawiam od dziś, wychodzę z domu i nie wracam przez tydzień”.

- Taki kryzys, podczas którego było mi bardzo ciężko, miałam koło 19. miesiąca życia Stasia, kiedy przechodził pierwsze dramatyczne ząbkowanie. Jakoś wcześniej przeszliśmy to dość gładko, bez rewelacji, a te dolne trójki… myślałam, że nas oboje wykończą. Przez cztery dni nie jadł nic poza mlekiem i wisiał na mnie bezustannie. Doprowadził mój biust do stanu jak z początku karmienia, musiałam wrócić do maści, stosować okłady, ale znów - przy całym swoim zmęczeniu myślałam przede wszystkim o tym, żeby on jak najmniej cierpiał i żeby nie dawać mu odczuć, jak bardzo mam dosyć. I mimo że marzyłam o tym, żeby się odczepił, a raczej odessał chociaż na chwilę, jakoś dałam radę. Nie mam niani, nie mam żadnej pomocy na co dzień. Moja mama zostaje ze Stasiem regularnie raz w miesiącu i w sytuacjach wyjątkowych, albo jak chcemy gdzieś razem z mężem wyjść na kilka godzin. Taki ustaliliśmy z Andrzejem podział obowiązków, że on zarabia, a ja zajmuje się dzieckiem i domem, więc się zajmuję i naprawdę jest mi z tym dobrze, to nie jest żadna obłuda z mojej strony. Oczywiście, że jestem zmęczona, ale to normalne. Jest to jakiś etap i nie marzę o tym, żeby coś w swoim życiu zmienić.

Miałam na początku problem, jak chyba każda z nas, z tym, że zmieniło się całe moje życie. To zabawne, że taki malutki człowiek, który w zasadzie nie robi nic, tylko jest, zmienia wszystko. Okazuje się, że każda banalna czynność nagle wymaga planowania i wyjątkowej logistyki, że wyjść po prostu się nie da, trzeba spać przy świetle, nie zawsze możesz zjeść to, na co masz ochotę, ba!, nie zawsze możesz zjeść w ogóle! Nie możesz iść do toalety bez publiczności i tak dalej. Ja byłam zawsze bardzo zorganizowana i nauczenie się tego, że pewne sprawy po prostu trzeba sobie odpuścić, zajęło mi trochę czasu. Zawsze byłam nerwowa, ale czas ciąży i pojawienie się Stasia na świecie uspokoiło mnie. Myślę, że przy  dziecku najważniejsze to wyluzować i cieszyć się z tego, że uczestniczysz w jego życiu. Warto łapać każdą chwilę - ja tak robię. Jestem dumną i spełnioną mamą. Czasem mówię żartem do Staszka: czuję się zaszczycona, że mogę być twoją mamą. To żart… chociaż taki trochę prawdziwy! Bo bycie mamą, jego mamą, jest najpiękniejszą rzeczą, jaka spotkała mnie w życiu.

To także może cię zainteresować:

Dzieci mówią o kłótniach dorosłych i znowu zaskakują. "Mama się kłóciła o kabanosy"

Więcej o:
Copyright © Agora SA