O ssakach i smokach

Smoczek nie powinien zastępować dziecku uwagi, troski i bliskości rodziców, ale używany rozsądnie może być nieoceniony w trudnych sytuacjach.

Każdy mały ssak lubi ssać. Dziecko przychodzi na świat z odruchem ssania - tak wyposażyła je natura i dzięki temu może przeżyć. Błogie chwile przy piersi, bliskość ciepłej mamy, pełny brzuszek - najpiękniejsze przeżycia kojarzą się noworodkowi właśnie ze ssaniem. Ssanie jest dla malucha nie tylko sposobem odżywiania - zaspokaja też potrzebę bezpieczeństwa, ciepła, bliskości, koi i dostarcza miłych wrażeń, kiedy dokuczy nuda i brak atrakcji. Jednym słowem - sama przyjemność. Nic dziwnego, że kiedy maluch jest zmęczony, znudzony, samotny, zdenerwowany - chce ssać.

Wszystkie dzieci mają potrzebę ssania i dla wszystkich jest to wielka frajda. Jednak niektórym maluchom wystarcza ssanie piersi podczas karmienia i łatwiej znoszą chwilowy gorszy nastrój. Inne chciałyby się natychmiast pocieszyć, a ssać mogłyby bez przerwy. Zależy to od temperamentu, a może także od przebiegu ciąży i porodu. Nie bez znaczenia jest też atmosfera w domu i to, jak mama odnajduje się w nowej roli.

Niezależnie od przyczyn są dzieci, które lubią spędzać czas wyłącznie przy piersi i stanowczo protestują przeciwko wszelkim innym zajęciom. Niektórym mamom to nie przeszkadza, potrafią sprostać wymaganiom fanatycznego ssaka i mają oparcie w rodzinie, która bierze na siebie domowe obowiązki. Inne jednak nie czują się dobrze z dzieckiem przy piersi 24 godziny na dobę, chciałyby mieć chwilę dla siebie albo po prostu muszą ugotować obiad i zająć się starszym dzieckiem.

W takich sytuacjach smoczek naprawdę może pomóc. I dziecku, które natychmiast popada w błogostan, i mamie znękanej ssaczą pasją malucha, i całej rodzinie zmęczonej wrzaskami małego desperata, którego mama nie może już dłużej trzymać przy piersi.

Smoczek budzi jednak mnóstwo emocji, a opinie na jego temat są często skrajne i sprzeczne. Przytaczamy je obok i zastanawiamy się, w jakiej mierze są prawdziwe.

Smoczek uzależnia i potem trudno dziecko odzwyczaić.

To może być prawda, jeśli maluch ma smoczek w buzi przez większość dnia i ssie dłużej niż do czwartego-piątego miesiąca.

Potrzeba ssania najsilniejsza jest między drugim a czwartym miesiącem życia, potem stopniowo słabnie. Incydentalne podawanie smoczka w tym wieku, wyłącznie w sytuacjach kryzysowych, nie powinno dziecka uzależnić. Jeżeli smoczek towarzyszy mu tylko przy zasypianiu, to właściwie nie ma się czym martwić, pod warunkiem że pamiętamy, by wyjąć go z buzi, kiedy tylko maluch uśnie. Warto też pomyśleć o przyjemnych rytuałach związanych z zasypianiem, na tyle atrakcyjnych, żeby maluch bez bólu zrezygnował ze smoczka.

Trzeba odzwyczaić dziecko od smoczka, zanim wyrosną mu mleczne zęby.

Oczywiście, tak byłoby najlepiej. Ale czasem bywa inaczej. Łatwo przegapić moment, w którym maluch zaczyna traktować smoczek jak coś w rodzaju przytulanki. Niepokojące jest, jeśli dziecko bardzo często ssie smoczek w ciągu dnia i jest to dla niego jedyny sposób radzenia sobie z napięciem czy stresem.

Jeżeli chcemy odzwyczaić dziecko od smoczka, to powinniśmy się zastanowić, dlaczego tak bardzo mu na nim zależy. Takie nadmierne przywiązanie do smoczka musi mieć przecież swoją przyczynę.

Może maluch nie ma dość nowych wrażeń, zabaw z rodzicami, spacerów, które są okazją do poznawania świata? Może brakuje mu ciepłej, bliskiej więzi z mamą, czytania książeczek i baraszkowania? Może w domu panuje nerwowa atmosfera albo zaszła jakaś ważna zmiana? Może wreszcie dziecko ma nieuporządkowany rytm dnia, a w jego codziennym życiu brakuje kojących rytuałów? Zastanówmy się, co mamy mu do zaproponowania zamiast smoczka.

Smoczek to knebel, wygoda dla matek, które nie zajmują się dziećmi.

Ta opinia, choć wyrażona dosyć drastycznie, bywa, niestety, prawdziwa. Nie można dawać smoczka zamiast zainteresowania, przytulania, zabawy. Popłakujący maluch informuje nas, że coś jest nie tak, że jest mu niewygodnie, za chłodno, za ciepło, że boli go brzuszek, że jest głodny, znudzony, samotny. Wtykanie smoczka przy każdej okazji, zanim pomyślimy, o co dziecku chodzi, zanim zaspokoimy inne jego potrzeby, jest jak powiedzenie: "Odczep się i nie zawracaj mi głowy". Nie sprzyja to tworzeniu się głębokiej więzi między maluchem a jego mamą.

Smoczek powoduje wady zgryzu.

Rzeczywiście, smoczek może powodować wady zgryzu - najczęściej tyłozgryz i zgryz otwarty, rzadziej przodozgryz. Żeby do tego nie doszło, lepiej kupować smoczki o kształcie anatomicznym przypominającym kobiecą brodawkę wraz z otoczką i dbać o to, by dziecko miało smoczek w buzi jak najrzadziej i jak najkrócej.

Pamiętajmy jednak, że krzywe zęby to jeszcze nie koniec świata. Wady zgryzu można dziś dosyć łatwo skorygować za pomocą aparatu ortodontycznego. A więc jeśli maluch jest bardzo przywiązany do smoczka, nie warto na siłę zmuszać go do "odwyku" z obawy przed wadą zgryzu. Uraz psychiczny po dramatycznym rozstaniu ze smoczkiem może mieć poważniejsze i bardziej długotrwale skutki niż przejściowe kłopoty ze zgryzem. Jeśli niepokoimy się o zęby, możemy wybrać się do ortodonty i spytać o tzw. płytkę przedsionkową, która koryguje niewielkie wady spowodowane ssaniem smoczka.

Kciuk jest lepszy niż smoczek.

Ci, którzy tak twierdzą, podkreślają, że ssanie kciuka jest bardziej naturalne, a poza tym dziecko może sobie samo włożyć palec do buzi (albo go wyjąć), nie jest więc zdane na rodziców jak w przypadku smoczka. A i oni dzięki temu unikną kłopotów z ciągłym szukaniem zgubionego smoczka, podnoszeniem go, myciem i wyparzaniem.

Ssanie kciuka ma jednak znacznie gorszy wpływ na zęby - deformuje nie tylko zgryz, ale również kształt podniebienia i ustawienie dolnej szczęki. Poza tym łatwiej odzwyczaić malucha od smoczka niż od ssania kciuka.

Ssanie smoczka ma niekorzystny wpływ na laktację.

Za tym poglądem przemawiają dwa argumenty. Po pierwsze, że smoczek zaspokaja potrzebę ssania i maluch przy piersi robi się leniwy i nie chce ssać, co zaburza delikatny mechanizm laktacji, po drugie zaś - że ssanie smoczka wymaga zupełnie innej techniki i dziecko oducza się prawidłowego ssania piersi. Oponenci twierdzą, że przecież niemowlę nie naje się smoczkiem i chętnie będzie ssało pierś, a smoczek o kształcie anatomicznym nie powinien źle wpływać na technikę ssania.

Kto ma rację? Wydaje się, że najlepiej nie dawać smoczka najmłodszym niemowlętom, dopóki nie wprawią się w ssaniu i nie zgrają z piersią. Wprawdzie ten proces trwa nieprzerwanie, bo laktacja dopasowuje się do zmiennych potrzeb malucha, ale jej mechanizm najłatwiej jest zaburzyć na samym początku. Lepiej też nie dawać smoczka dzieciom, które źle przybierają na wadze albo mają trudności ze ssaniem piersi. Nie powinno się go także dawać zamiast piersi, wtedy kiedy dziecko jest głodne, ani skracać karmienia, proponując smoczek.

Dobry smoczek:

- ma pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka lub Centrum Zdrowia Dziecka albo atest Państwowego Zakładu Higieny;

- ma rozmiar odpowiedni do wieku dziecka;

- ma plastikową tarczkę o średnicy co najmniej 3,5-4 cm z kilkoma otworkami odpowietrzającymi;

- ma anatomiczny kształt.

Warto kupić od razu dwie-trzy sztuki na zapas. Smoczek trzeba wyrzucić, jeśli jest w jakikolwiek sposób uszkodzony lub jeśli gumowa część zrobiła się matowa.

Tego nie rób!

- Nie wieszaj smoczka dziecku na szyi.

- Nie oblizuj smoczka.

- Nie smaruj miodem, nie zanurzaj w cukrze.

- Nie dawaj dziecku smoczka, który upadł na podłogę. Musisz go najpierw wyparzyć (jeśli maluch ma mniej niż trzy miesiące) lub umyć.

- Nie dawaj smoczka, który upadł na ziemię poza domem, np. na spacerze, w sklepie, tramwaju. Trzeba go najpierw wyparzyć bez względu na wiek dziecka.

- Nie dawaj dziecku do ssania smoczka przeznaczonego do nakładania na butelkę, bo maluch mógłby go połknąć.

Więcej o:
Copyright © Agora SA