Audiolog o rozwoju mowy i słuchu - co jest normą, a co powinno niepokoić rodziców?

Czasami problemy z rozwojem mowy wiążą się z ubytkami słuchu, na które nasze dzieci są coraz bardziej narażone - mówi doktor Adam Pabiś, neurobiolog i audiolog.
  • Rozmawiamy z... doktorem Adamem Pabisiem - jest audiologiem, neurobiologiemi założycielem Centrum Nowoczesnej Audiologii Kinetic.

Co jest normą, jeśli chodzi o rozwój mowy u dziecka?

- Jeżeli dziecko ma dobry słuch i odpowiednią dietę, nie mamy powodu do zmartwień. Najprostsze badanie słuchu u dziecka polega na sprawdzeniu, czy jest ono w stanie powtórzyć słowa typu: czystek, czerwony – takie, gdzie jest „cz” i inne spółgłoski.
To jest wyznacznikiem tego, czy dziecko słyszy spółgłoski i samogłoski. Warto też dziecku dać dużo swobody. Jeśli ciągle wywieramy na nie presję, by mówiło, powtarzało, to ono tym bardziej będzie zestresowane. A dzieci doskonale wyczuwają nasze emocje. Trzeba mówić do nich, słuchać dużo muzyki, ale to wszystko naturalnie, bez zbytniego nacisku.

Co jeszcze może przeszkadzać w rozwoju mowy?

- Rodzice często wiele rzeczy mówią zdrobniale: „Mój kochany śliczniutki pieszczoszku, włóż kapciuszki....”. To niekiedy też powoduje problem – bo dziecko próbuje powtarzać te zdrobnienia, a to jest trudniejsze niż powiedzenie zwykłego wyrazu, bez zdrobnień. Często pewien skok w rozwoju mowy dziecka następuje wtedy, kiedy rodzice zaczynają do niego mówić zwyczajnie, nie używając przesadnej liczby zdrobnień.

A co dzieje się u dzieci, które wielokrotnie chorują np. na zapalenie ucha środkowego, anginy?

- To jest często kwestia stanu śluzówki w uchu środkowym. Stan śluzówki jest uzależniony od poziomu witaminy A w organizmie. Jeśli tej witaminy A jest za mało, to śluzówka wchodzi w stan zapalny, który doprowadza do zapalenia ucha środkowego.
Wtedy warto wzbogacić dietę w marchewkę i dynię, by dziecko otrzymywało więcej beta-karotenu i przeciwutleniaczy, które mają duży wpływ na drogi słuchowe.

Co zrobić, jeśli podejrzewamy u dziecka zaburzenia słuchu?

- Jeżeli u dziecka wydziela się jakiś płyn z ucha, widzimy, że jest w nim dużo woskowiny – wtedy najpierw udajemy się z dzieckiem do laryngologa dziecięcego, aby obejrzał ucho środkowe i przewód słuchowy. Jeśli wszystko jest w porządku od strony laryngologicznej, to warto pójść z dzieckiem do audiologa. Audiolog wykona badania, które wykażą, czy dziecko ma ubytki słuchu. Zrobi też test procesów poznawczych, sprawdzi pamięć i uwagę – bo stopień rozwoju pamięci u dziecka także wpływa na to, jak dziecko słyszy.

Czy rośnie liczba dzieci, które mają problemy ze słuchem?

- „Słyszenie” to złożony proces, który zależy od wielu czynników. Coraz częściej zauważamy, że mimo iż dziecko ma dobrze funkcjonujące komórki słuchowe, to ma ukryty ubytek słuchu, czyli zniszczone włókna nerwu słuchowego, czego nie wykazuje normalne badanie słuchu. Obecnie jest rzeczywiście coraz więcej dzieci z tego rodzaju zaburzeniami. Wpływają na to czynniki środowiskowe: za dużo glukozy, za dużo stresu,
za mało ruchu.

Jak stwierdza się tego rodzaju zaburzenia?

Kiedy rodzice 5-, 6-, 7-latka niepokoją się, że on nie słyszy, zazwyczaj specjalista robi mu badanie słuchu, w którym dziecko ma reagować na dźwięki poprzez podniesienie ręki. Może się okazać, że dziecko idealnie słyszy dźwięki o dowolnej częstotliwości, a mimo to ma problem ze zrozumieniem mowy. Wtedy warto zrobić badanie w kierunku ukrytego ubytku słuchu.

Jest to badanie związane z funkcjonowaniem nerwu słuchowego. Zdarza się,
że np. dziecko źle słyszy w niskich zakresach częstotliwości, gdzie jest najwięcej dźwięków związanych z rozumieniem mowy: spółgłosek i samogłosek. Dzieje się tak dlatego, że komórki słuchowe rozwijają się aż do 10. roku życia. Natomiast słyszenie wysokich częstotliwości rozwija się wcześniej, do 2. roku życia.

Co jeszcze ma wpływ na gorsze słyszenie?

- Nerw słuchowy, czyli wiązka włókien, które wysyłają impuls elektryczny do neuronów, rozwija się do 13. roku życia. Prawidłowy rozwój nerwu słuchowego zależy np. od diety dziecka, od tego, czy ma dostatecznie dużo ruchu, czy nie ma nadwagi. Zwłaszcza za mała dawka ruchu i spożywanie zbyt dużych ilości tłuszczy nasyconych wpływają na zaburzenia budowy białek neurotropowych, czyli tych białek, które kontrolują rozwój układu nerwowego.

Więc to nie tylko jakieś zaburzenia genetyczne mogą spowodować zaburzenia słuchu, ale także nasze codzienne nawyki?

- Dokładnie tak. Spożywanie zbyt dużej ilości cukru i węglowodanów powoduje zniszczenie włókien i ubytek słuchu oraz hamuje rozwój neuronów. Dziecko w wieku od kilku miesięcy do 10 lat powinno spożywać tłuszcze nienasycone. W pierwszym okresie powinno być karmione piersią, a potem w jego diecie nie powinno zabraknąć ryb, oleju lnianego, oliwy, migdałów, oliwek... Tłuszcze nienasycone i przeciwutleniacze, czyli warzywa, to główny czynnik zwiększający produkcję białek neurotropowych. Białka neurotropowe BDNF produkują nowe neurony i chronią te już istniejące. My, rodzice, powinniśmy dbać o to, żeby nasze dzieci – i to aż do 25. roku życia, bo mózg rozwija się długo – miały służące tym białkom wartości odżywcze. Szczególnie po silnym stresie dziecko potrzebuje bardzo dużo wartości odżywczych. Np. kiedy idzie do przedszkola lub do szkoły. Bo neurony giną od stresu.

Ale mogą się też regenerować?

- Tak. Neurony tracą dendryty, czyli połączenia między neuronami, np. z powodu przestymulowania. Ale białka neurotropowe są w stanie je odbudować. Jeżeli nasze dziecko ma ciężki tydzień w szkole, to powinno bardzo dobrze jeść: dużo tłuszczy nienasyconych, dużo przeciwutleniaczy i mało tłuszczów nasyconych,

Tłuszczów nasyconych, czyli...

- Przetworów mlecznych i mięsa. Co do mięsa, okazuje się, że za wysoki poziom żelaza też jest ototoksyczny, szkodliwy dla słuchu. Jest dużo badań na ten temat. Problem polega na tym, że my, ludzie Zachodu, jemy bardzo mało grup białek. Białka to także migdały, soczewica, soja, glony wakame. Np. Chińczycy uczą dzieci, że na śniadanie je się trochę migdałów, trochę jajka, trochę mięsa ryby i np. kiełki albo brokuły. Chińskie dzieci nie jedzą przetworów mlecznych w dużych ilościach. To sprawia, że ich kościec inaczej się rozwija. Tłuszcze nasycone wpływają też na drogę słuchową. Jeżeli dziecko je bardzo dużo tłuszczów nasyconych, to także kosteczki w uchu środkowym szybciej się rozwijają niż normalnie i dziecko szybciej potrafi usłyszeć mowę. Mali Chińczycy z powodu mniejszej ilości spożywanych tłuszczy nasyconych rozwijają mowę po 3. roku życia.

To nie zaburza ich rozwoju?

- Nie, oni świetnie się rozwijają i świetnie się komunikują. Bo mowa jest bardzo trudnym i skomplikowanym sygnałem dla drogi słuchowej jako układu nerwowego. Są samogłoski, spółgłoski, trzeba rozumieć kontekst... W naszej kulturze kładziemy za duży nacisk na to, jak szybko dziecko rozwija mowę. Musimy pamiętać, że układ nerwowy u każdego dziecka inaczej się rozwija. U jednego dziecka wcześniej rozwinie się układ motoryczny, odpowiedzialny za ruch, a u drugiego – ośrodek Broki, który odpowiada za rozumienie mowy. Badaliśmy swego czasu dwuletnie dziecko, które umiało pięknie mówić, a miało jeszcze problem z zachowaniem równowagi i płynnym chodzeniem, co nie było związane z żadnym zaburzeniem.

Tak naprawdę najważniejsze jest, czy dziecko słyszy wszystkie spółgłoski i nas rozumie. Bo to, że nie produkuje długich zdań, nie ma tak dużego znaczenia. Dziecko otoczone miłością często porozumiewa się głównie za pomocą emocji, a nie poprzez komunikację werbalną. Więc nawet taki czynnik, jak duża uczuciowość rodzica, ma wpływ na to, kiedy nasze dziecko zacznie posługiwać się długimi zdaniami.

Wróćmy jeszcze do diety.

- Dieta ma ogromny wpływ na nasz układ nerwowy: jak się czujemy, jak się zachowujemy, jak reagujemy na stres. Każda nowa czynność, umiejętność – chodzenie, bieganie, mówienie – jest dla dziecka stresem. Kiedy nie znamy czegoś, wydziela się kortyzol, który ma nam przyspieszyć pracę układu nerwowego – żebyśmy lepiej to wszystko usłyszeli, umieli powtórzyć, odwzorować. To, jak szybko dziecko zaadaptuje się do nowego działania, zależy też od układu nerwowego. A działanie układu nerwowego zależy od tego, co jemy i czy jesteśmy aktywni fizycznie.

Mówiliśmy o tłuszczach. A co z cukrem, ze słodyczami?

- Glukoza jest energetykiem dla mięśni. Żeby zamieniła się w energię dla mięśni, musi być utleniona. Proces utleniania jest uruchamiany tylko przez aktywność fizyczną. Jeśli nasze dziecko zje kanapkę i potem nie pobiegnie na dwór, tylko siądzie do komputera, to ta glukoza pójdzie nie do mięśni, lecz do krwi.

Aktywność fizyczna wpływa na produkcję białek neurotropowych. Białka neurotropowe u dzieci w wieku od 6. do 16. roku życia rozwijają hipokamp, czyli ośrodek pamięci. Najlepiej, żeby dziecko przed odrabianiem lekcji poszło pobiegać, a nie odwrotnie!
Jeżeli będziemy dbać o aktywność fizyczną dzieci, odwdzięczy się to nam świetnym rozwojem mózgu: dziecko przyjdzie do domu może trochę zmęczone, będzie musiało się przespać, ale potem będzie miało znacznie lepiej działający układ nerwowy: z inną ilością białek neurotropowych, z inną serotoniną i poziomem tlenu. A to wszystko promuje rozwój neuronów.

Co jeszcze jest korzystne dla rozwoju układu nerwowego?

Jest taka szkoła, Northwestern University School of Communications, która prowadzi badania kliniczne nad wpływem gry na instrumentach muzycznych na układ nerwowy dzieci: rozumienie mowy, umiejętności lingwistyczne. Już 6 miesięcy nauki gry na instrumencie powoduje znaczący przyrost liczby neuronów i rozwój połączeń między półkulami mózgowymi, co zwiększa kreatywność dziecka, dobrze wpływa na pamięć
i na rozumienie mowy. Dziecko ma też więcej neuroprzekaźników hamujących, więc w przyszłości będzie lepiej rozwiązywać problemy. Zresztą to działa w każdym wieku,
nie tylko u dzieci! Każdy z nas powinien grać na jakimś instrumencie. To promuje rozwój układu nerwowego w bardzo wielu kierunkach. Jeśli dziecko ma problemy ze słyszeniem, z rozumieniem mowy, to warto je zapisać na muzykę. Bo mowa jest trochę jak instrument muzyczny – gramy, słuchamy, próbujemy odpowiedzieć...

A co ma negatywny wpływ na układ nerwowy i na słuch?

- Np. jeżeli rodzice palą. W mózgu mamy receptory nikotynowe. Jeśli receptory te są stymulowane dodatkową nikotyną, doprowadza to do zaburzenia acetylocholiny – neuroprzekaźnika, który promuje skupienie, koncentrację, możliwości zapamiętywania nowych rzeczy. Takie dziecko może mieć problemy z nauką i będzie bardziej zestresowane, bo produkuje się u niego kortyzol (podobnie jak u dorosłego, który pali). A kortyzol to hormon sterydowy, który w zbyt dużej ilości niszczy układ nerwowy.

O tym warto pamiętać:

  • Jeśli zabieracie niemowlę lub małe dziecko na koncert, zaopatrzcie się w dostosowane do potrzeb dzieci słuchawki ochronne.
  • Dzieci nie powinny słuchać głośnej muzyki ze słuchawek (dorośli zresztą też!), podkręcać maksymalnie regulatora dźwięku podczas grania w gry komputerowe ani bawić się hałaśliwymi zabawkami.
  • Niektóre pistolety-atrapy potrafią wydawać dźwięki o bardzo szkodliwej dla słuchu głośności blisko 100 dB.

To także może cię zainteresować:

Choroby zakaźne dzieci

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.