2-letnie dziecko zakażone koronawirusem. Mama: będąc na kwarantannie jesteśmy ludźmi drugiego sortu

Żona górnika objętego kwarantanną, po tym, jak zachorowało ich dziecko, w swoich mediach społecznościowych umieściła szczery wpis: "Ludzie na kwarantannie są jak kukułcze jaja, nikt ich nie chce, bo mogą zarażać".

Przerażona mama z powodu pandemii koronawirusa

Pani Anna pochodzi z Rybnika. Jej mąż pracuje w kopalni i aktualnie przebywa na kwarantannie. Mają trójkę dzieci, a ich 2-letnią córka, niedawno zaraziła się koronawirusem. Pojawił się strach i złość. Całą sytuację mama postanowiła opisać w mediach społecznościowych (na jednej z zamkniętnych grup), aby pokazać, jak wygląda pomoc dla górników i ich rodzin. O mocnym poście napisało wiele portali.

Dzisiaj coś pękło i postanowiłam opisać, jak wygląda pomoc dla górników i ich rodzin, zwłaszcza dzisiaj, kiedy moja 2-letnia córeczka znalazła się wreszcie w szpitalu jednoimiennym w Raciborzu

- napisała Pani Anna.

Mąż kobiety został skierowany na przymusową kwarantannę, ponieważ pracował z osobą, u której potwierdzono koronawirusa. Po kilku dniach najmłodsze dziecko pary zaczęło gorączkować. Nikt z rodziny nie miał żadnych objawów, dlatego założyli, że prawdopodobnie jest to wirusówka. Dziecko miało jedynie gorączkę i biegunkę. Po paru godzinach gorączka pojawiła się u pozostałej dwójki dzieci, a temperatura zaczęła wzrastać i osiągnęła 40 stopni u dziewczynki. Mama na Facebooku napisała:

Dzwonimy na 112. Po usłyszeniu, że jesteśmy na kwarantannie, połączono nas z ratownikiem medycznym. On uświadomił nam, że nawet nie jesteśmy zgłoszeni, że jesteśmy objęci kwarantanną. Po rozmowie zalecił wsadzić córkę do wanny i schładzać dolewając letniej wody oraz dzwonić na szpitala w Rybniku 

Dziecko mające koronawirusa

Jak napisał portal silesia24.pl,w między czasie mąż Pani Anny próbował skontaktować się z rybnickim sanepidem.  Po wielu próbach udało mu się dodzwonić. Do rodziny przyjechał wymazobus, aby pobrać próbki do zbadania. Wymaz pobrano od całej rodziny. Gorączka u dziecka została zbita na dwa dni. W środę dziewczynka była markotna i zaczęła źle się czuć. Mąż pani Anny kolejny raz zaczął dzwonić do sanepidu, aby dowiedzieć się na temat wyników testów rodziny. Przez trzy dni nie udało mu się dodzwonić. W międzyczasie rodzina postanowiła zadzwonić do Wojewódzkiej Stacji Epidemiologicznej w Katowicach z prośbą o pomoc oraz ze skargą na sanepid w Rybniku. Dostali odpowiedź: "Rozumiemy, szukamy Państwa wyników". Pomocy, rodzinie udziela dopiero jeden z lekarzy szpitala w Raciborzu. Po interwencji lekarza do rodziny zadzwonił pracownik sanepidu. Okazało się, że wyników badań nie ma. Dziecko skierowane zostało na kolejne badania, do szpitala w Żorach. Po dotarciu na miejsce musieli czekać w samochodzie przez dwie godziny. Rodzina została przyjęta do szpitala, gdzie przeprowadzono kolejne badania. Wyniki miały być kolejnego dnia. Swój wpis kontynuowała mama dziecka:

Nadszedł 19.05, ostatni dzień kwarantanny (a my naiwni). Kontakt z sanepidem - jak z sympatią, która Cię olewa - trudny i ciężki, do tego wyników nadal brak. Około 10 gorączka córeczce skacze do 37,5 (rano 36.6) i do godziny 14 mamy 38.4. Nadal jesteśmy bez wyników. Nie ma ich. Kwarantanna przedłużona do 2.06 i ponownie przyjedzie wymazobus. Co to za instytucja, która gubi wyniki badań na chorobę zakaźną w czasach pandemii??!!. Odpowiedź pań: że przedłużą nam kwarantannę, testów nie ma i musimy mieć pobrany wymaz na nowo. Do cholery nikt za to nie odpowiada? Nikt nie ponosi odpowiedzialności za ten burdel? Przecież my jesteśmy żywymi ludźmi, którzy robią wszystko, żeby uzyskać pomoc, bo jesteśmy zostawienie sami sobie.

Tego samego dnia mama odebrała telefon ze szpitala, z informacją, że w końcu są wyniki. Najmłodsza córka, jako jedyna z całej rodziny miała wynik dodatni. Parę godzin później przyjechała karetka i zabrała dziecko do szpitala w Raciborzu.

Ludzie na kwarantannie są jak kukułcze jaja, nikt ich nie chce, bo mogą zarażać. Ze strony sanepidu ani razu nie padło słowo przepraszam. Po co w ogóle Wy jesteście? Będąc na kwarantannie jesteśmy ludźmi drugiego sortu. Ktoś powinien za to odpowiedzieć, że nasze pobrane wymazy przepadły i to wszystko tak długo trwało. System jest nieudolny i ludzie muszą sobie radzić sami. Dziękuję lekarzom z Raciborza i Żor. Gdyby nie lekarze z pasją nadal czekalibyśmy z córką w domu. Odpowiedzialnych brak

- dodała na koniec we wpisie Pani Anna.

Również próbowaliśmy kilkukrotnie skontaktować się ze stacją Sanepidu w Rybniku, niestety bez skutku.

Zobacz wideo Śląsk zostanie odcięty od reszty kraju? „Na ten moment nie ma takich planów”
Więcej o: