Czteroletni synek lekarki wyzdrowiał z COVID-19. Mama opisuje, jak wyglądał przebieg choroby

Lekarka podzieliła się swoimi doświadczeniami związanymi z zakażeniem koronawirusem. Z chorobą, którą wywołuje wirus, zmagał się jej czteroletni syn.

Dr Anna Zimmermann jest neonatologiem, a także mamą trójki dzieci. Lekarka prowadzi blog "Mighty Littles" na którym porusza tematy dotyczące noworodków przebywających na intensywnej terapii i ich rodzin. Podzieliła się tam także doświadczeniami związanymi z zakażeniem SARS-CoV 2 - u jej czteroletniego syna potwierdzono chorobę wywołaną koronawirusem.

Mama opisuje objawy syna

We wpisie, w którym opisuje chorobę syna, dr Zimmermann zaznacza, że uważnie śledziła doniesienia dotyczące COVID-19 z Chin i Włoch. Wypisała dzieci z zajęć dodatkowych, zanim w Kolorado, w stanie, w którym mieszka, wprowadzono obostrzenia, takie jak zamknięcie szkół. Lekarka podkreśla, że od 12 marca jej dzieci nie opuściły domu, przestrzegali wszelkich zaleceń. Mimo to, jej syn zachorował.

Jakie miał objawy? Zaczęło się od kichania, później był zatkany nos i lekki kaszel. Chłopiec nie miał gorączki, jego mama myślała, że się przeziębił. Tydzień po tym, jak pojawiły się pierwsze objawy, chłopiec dostał wysokiej gorączki, a pediatra, do którego się udali, stwierdził zapalenie płuc po chorobie wirusowej. Przez dwa dni chłopiec w domu przyjmował antybiotyk i tlen, jednak jego stan nie poprawiał się, został przyjęty do szpitala. Tam każdego dnia potrzebował coraz więcej tlenu, oddychanie sprawiało mu wiele trudności.

Pozytywny wynik testu

Mama opisuje, że badania, jakie zrobiono chłopcu, nie wskazywały na zakażenie koronawirusem, prześwietlenie płuc także nie wyglądało źle. Jednak stan czterolatka szybko się pogarszał. Wynik testu na koronawirusa wskazał na zakażenie.

Jak to możliwe? Gdzie się zakaził? Zrobiliśmy wszystko dobrze. Zostaliśmy w domu, wyczyściliśmy powierzchnie, nie wychodziliśmy z domu, chyba że było to absolutnie konieczne, odmawialiśmy spotkań, nie chodziliśmy na plac zabaw. Nie rozumiem. Co zrobiłam źle? Dlaczego nie mogłam zapewnić bezpieczeństwa moim dzieciom? Robiliśmy wszystko dobrze, proaktywnie

- po diagnozie w głowie mamy pojawiła się gonitwa myśli. Zaznaczyła, że jedna ze znajomych przypomniała jej to, co ona, jako lekarz, mówi mamom przedwcześnie urodzonych dzieci - "to nie twoja wina".

Nie moja wina? Mój mózg to wie. Ale moje serce jest innego zdania

- czytamy w instagramowym wpisie.

 

We wpisie na blogu dr Zimmermann wskazuje, że pozytywny wynik testu przyniósł także swojego rodzaju ulgę. Gdyby okazał się negatywny, wciąż zastanawiałaby się, co się stanie, jeśli jej dziecko zachoruje na COVID-19? Pozytywny wynik testu sprawił, że miała konkretną odpowiedź. Wie też, że nie powinien zachorować ponownie. Lekarka zaznaczyła, że po pięciu dniach spędzonych w szpitalu jej synek poczuł się lepiej, a po siedmiu dniach został wypisany.

 

Pobyt w szpitalu

Lekarka opisała nie tylko przebieg choroby u syna, ale i szpitalne procedury, którym byli poddawani. Zaznacza, że byli w całkowitej izolacji, nie mogła opuszczać sali, w której przebywała z synem, nikt nie mógł do niej wchodzić. Gdy było to koniecznie, lekarze i pielęgniarki przychodzili w osobistym wyposażeniu ochronnym, a liczbę tych kontaktów zminimalizowano, aby oszczędzić sprzęt. Z wpisów kobiety wybrzmiewa wiele emocji matki, która chce ochronić dziecko przed całym złem świata. To także opis ogromnego wsparcia, jakie ona i jej bliscy otrzymali - zarówno od bliskich osób, jak i tych obcych. To dodające otuchy słowa, ale i realna pomoc, jak dostarczanie jedzenia mężowi i córkom lekarki, czy przybory higieniczne, których potrzebowała w szpitalu. Dr Zimmermann podkreśla, że mimo całego zła, jakie wyrządza pandemia, ma nadzieję, że zostanie z niej coś dobrego, że utrzyma się poczucie wspólnoty, którego wiele osób teraz doświadcza.

Traktuj poważnie tego wirusa - to nie żart

- apeluje mama.

Zobacz wideo Koronawirus. Jakie obostrzenia obowiązują poza Polską?
Więcej o: