Podczas porodu usłyszałam: "Pani nie jęczy, bo dziecko się denerwuje"

Z pierwszego porodu pamiętam dwa zdania: "Pani nie jęczy, bo dziecko się denerwuje". Z drugiego przygaszone światła, czułość i znów jedno zdanie, które powtarzam sobie do dziś: "To wszystko pani dzieło". Jestem Zuzia i oto moja opowieść o macierzyństwie.

Sesję zdjęciową Zuzi wykonała fotografka Ania Wibig. Więcej dzieł artystki zobaczysz na stronie: www.obiektywnienajpiekniejsze.pl.

17:01 Na klatce piersiowej poczułam śliskie, ciepłe, małe ciałko. Spojrzałam na twarz. Nie znałam jej. Myślałam, że będzie wyglądać znajomo. "Krwawienie" – ruch lekarki i położnych. Spojrzałam na mojego męża, był bez koszulki z naszą córką na rękach. "Pan będzie teraz kangurował, trzeba żonę szybko zbadać". Szczękają narzędzia. "Jeśli teraz umrę, to niech to będzie ostatni obraz, jaki będę miała przed oczami" – myślałam, patrząc z niedowierzaniem na Mariusza trzymającego noworodka z twarzy podobnego zupełnie do nikogo.

Zobacz wideo Jak wygląda proces rekonwalescencji po cesarskim cięciu?

Z egzystencjonalnej drzemki wyrywał mnie przeszywający ból brzucha. Po sześciu godzinach skurczy porodowych, myślałam, że będę mieć chwilę przerwy od wicia się w konwulsjach. Ale nie. "Pani nie jęczy, bo dziecko się denerwuje" – ucisza mnie lekarka podczas badania.

Nie trzeba walca, by rozjechać kobietę po 10 godzinach porodu. Wystarczyło to jedno zdanie. Jednak, jak dziś o nim myślę, to uważam, że może ono uchodzić za motto macierzyństwa. Oto moje "boli" schodzi na drugi plan. Cała ja schodzę na drugi plan. Ktoś cały czas mnie potrzebuje. Jego życie zależy ode mnie. Liczy na mnie 24 godziny na dobę. Piękne? Dziś powiem, że tak, ale trzy lata temu na myśl przychodziły mi inne określenia: przerażające i przytłaczające.

Zuzia drugie dziecko urodziła w pandemii.Zuzia drugie dziecko urodziła w pandemii. Fot. Ania Wibig 'Obiektywnie Najpiękniejsze'

Nie wyłączaj. Trwa aktualizacja systemu

Pierwszy połóg oznaczał dla mnie przede wszystkim zmianę. Wgrywała aktualizację systemu "Zuzia wolna i niezależna" do wersji "Zuzia matka". Okazało się jednak, że podoba mi się nowa ja, a stara wcale nie zniknęła. Córka stała się moją motywacją do zmian. Zaczęłam trenować crossfit, zmieniłam pracę, podróżowałam, imprezowałam, przebudziłam się jako feministka. Czułam się spełniona zawodowo i prywatnie.

I właśnie wtedy, gdy myślałam, jaka to ja jestem świetna i jakie mam super życie, łup! Pandemia. Nie może być gorzej? Łup, kolejne uderzenie. W pierwszym tygodniu pierwszego lockdownu, trzymając w ręku obsikany kawałek plastiku i wpatrując się z niedowierzaniem w dwie kreski, zrozumiałam, że tajemniczy wirus z Wuhan nie przeraża mnie najbardziej. Byłam Zenkiem Martyniukiem swojego życia. Stałam na scenie i śpiewałam "Jak do tego doszło, nie wiem". Niby kiedyś chciałam mieć kolejne dziecko, ale wolałam mimo wszystko sama zdecydować, kiedy to się stanie.

Bohaterki cyklu 'Szczerze po porodzie' opowiadają o pierwszych krokach w macierzyństwie.Bohaterki cyklu 'Szczerze po porodzie' opowiadają o pierwszych krokach w macierzyństwie. Fot. Ania Wibig 'Obiektywnie Najpiękniejsze'

Stan NIEbłogosławiony

Wszystko stanęło na głowie. Życie w jak w negatywie. Zuzia-superwoman, którą pamiętałam z pierwszej ciąży, ustąpiła miejsca Zuzi-niech mnie ktoś obudzi z tego koszmaru. Forma życia po miesiącu stała się tylko wspomnieniem. Ciało ze mną nie współpracowało. Wszystko bolało, drażniło, albo wywoływało mdłości. Bogu dzięki za pracę zdalną, bo podczas co dłuższych kolegiów mogłam wyskoczyć do toalety na szybki zrzut treści żołądkowej i wrócić niezauważona (mam nadzieję).

Miałam wrażenie, że fizycznie posypało mi się wszystko, co tylko mogło. Ale płód był zdrowy. Więc nie jęczę, bo przecież dziecko się denerwuje. Po dziewięciu miesiącach udręki (bo błogosławionym stanem na pewno tego bym nie nazwała), poród. Z jednej strony bardzo miałam dosyć ciąży, z drugiej pamiętałam poprzednią rzeźnię z porodówki. 4400 g bez znieczulenia. Za drugim razem nie zapowiadało się, że będzie lżej. W dodatku pandemia. Szpitalne regulacje zmieniały się z tygodnia na tydzień. W grudniu nie można nawet paczek przekazać na porodówkę.

Na zdjęciu córka Zuzi: Pola.Na zdjęciu córka Zuzi: Pola. Fot. Ania Wibig 'Obiektywnie Najpiękniejsze'

Hello darkness my old firend

10 dni po terminie wylądowałam na patologii ciąży. Dwa dni czekałam na wywołanie porodu, bo wszystkie sale zajęte. "Pani chodzi dużo i ściska sobie sutki, to może samo się zacznie". Jasne, wcale nie czułam się dziwnie, spacerując po szpitalnym korytarzu z cyckami w rękach. Nie wydarzyło się nic poza wzrastającym poczuciem żenady przy każdym okrążeniu korytarza. Nie wydarzyło się także nic po pierwszej próbie indukcji oksytocyną. Czułam frustrację, poczucie porażki: zawiodłam. Moje ciało nie zadziałało. A przecież wszyscy mówili, że będzie łatwo, bo jestem (o zgrozo co za koszmarny wyraz) wieloródką.

Kolejną próbę indukcji zaplanowana na rano. Mam przez noc "odpocząć". Dzięki za radę! Kto nigdy nie rodził, nie wie, że łóżko porodowe łóżkiem jest tylko z nazwy. Wygodniej było mi podczas sześciogodzinnej podróży zatłoczonym do granic wytrzymałości pociągiem TLK "Słoneczny", a trzeba dodać, że spędziłam ją wciśnięta w kąt toalety razem z pięcioma innymi osobami. Do tego co chwilę wycie zza ściany. Nie krzyki. Krzyki to są w filmach, na porodówce jest pierwotne wycie, prosto z trzewi, w którym słychać rozdzierający ciało ból i zwierzęcą moc. A dla kogoś, kto za kilka godzin ma rodzić, to wycie to przepowiednia kilkugodzinnej katorgi. O tak, od razu czułam się tak zrelaksowana…

Zuzia jest szczęśliwą mamą Gustawa i PoliZuzia jest szczęśliwą mamą Gustawa i Poli Fot. Ania Wibig 'Obiektywnie Najpiękniejsze'

Rano podejście numer dwa. Tym razem oksytocyna zadziałała. Szybko ból stał się nie do wytrzymania. Niebieskie porody, medytacje, muzyka relaksacyjna, prysznic? Równie dobrze można gasić pożar konewką. Marzyłam o jednym: o znieczuleniu lub kulce w łeb. I wtedy wchodzi on: cały na biało – anestezjolog zbawiciel. Jedno ukłucie i odleciałam.

Było pięknie. Zaszło słońce, byliśmy tylko we troje. Położna, ja i mój mąż. Bez bólu, w atmosferze czułości, intymności i miłości pojawia się na świecie mój synek. Było mi tak cudownie, że chciałam położą niemal po rękach całować, a ona wtedy powiedziała: "ja nic nie zrobiłam, to wszystko pani dzieło".

Do dziś sobie je powtarzam. Ostatni raz dziś rano, gdy moja córka wysypała na podłogę 500 g siemienia lnianego, a kiedy starałam się je sprzątnąć, mój syn wyjadał karmę z kociej miski. Tak, "to wszystko moje dzieło". Moja duma. Nawet nie tyle jednak chodzi, że jestem dumna z nich (są idealne, więc to po prostu oczywiste), co jestem dumna z siebie. Świetnie mi poszło. One nie tylko zmieniły moje życie, lecz także je uratowały. Oto dlaczego.

Zuzia opowiedziała o depresji poporodowej.Zuzia opowiedziała o depresji poporodowej. Fot. Ania Wibig 'Obiektywnie Najpiękniejsze'

Kamienie w plecaku

Miałam kolegę, który uwielbiał chodzić po górach. Opowiadał mi o popularnej zabawie wśród amatorów górskiej turystyki. Kiedy nikt nie patrzy, dorzuca się komuś do plecaka kamień. Najpierw jeden, potem stopniowo więcej. Biedak myśli, że brak mu sił. Obserwuje, jak reszta ekipy mknie po grani niczym stado kozic, a on ledwo zipie. Trudno powiedzieć, czy śmiechu jest więcej na szlaku, czy wtedy, gdy w końcu zrewiduje zawartość bagażu.

Historia tej głupiej zabawy, to dokładnie to, co wydarzyło się w moim życiu po drugim porodzie. "Mama buciki, jeść, pić, bawić się", potem pielucha, karmienie. Byłam zmęczona, ale jaki rodzic nie jest? Mijały tygodnie, a zmęczenie nie mijało. Chciałam jedynie, żeby wszyscy dali mi święty spokój. Moje ciało nie regenerowało się tak szybko jak po pierwszym porodzie. Brzuch wisiał, a za oknem błoto i deszcz. Miałam wrażenie, że rozpadam się na kawałki. Łapałam każdą infekcję, miałam ogromne problemy z kręgosłupem. Cały czas coś mnie bolało, a jak już wydawało mi się, że zdrowotna zła passa została przerwana, złapałam boreliozę. Wszystko mnie drażniło, wkurzało, czułam się nadwrażliwa na bodźce, nie mogłam zasnąć, a cały czas byłam zaspana. Gdy teraz do tego wracam, dziwię się, że nie połączyłam kropek wcześniej. Czerwona lampka zapaliła mi się dopiero, jak zaczęłam wydzierać się na dzieci. Nie mówię tu o normalnym podnoszeniu głosu, z którego żaden rodzic dumny nie jest (np. wtedy, gdy widzi się ślady rąk upapranych Sudocreamem odbite na telewizorze), tylko o darciu się jak Staruch na Żylecie.

Pierwsza bohaterka cyklu 'Szczerze po porodzie'.Pierwsza bohaterka cyklu 'Szczerze po porodzie'. Fot. Ania Wibig 'Obiektywnie Najpiękniejsze'

Wtedy, pewnego szarego i beznadziejnego dnia zdałam sobie sprawę, że stałam się osobą, której nie poznaję. Lękliwą, rozdrażnioną, wyczerpaną. Nie chciałam taka być dla swojej rodziny. Zajrzałam do swojego plecaka, który przygniótł mnie na tyle, że nie mogłam ruszyć z miejsca. A tam? Depresja.

Depresja porodowa jest wyjątkowo paskudna, bo atakuje nas w momencie, kiedy chcemy dać z siebie jak najwięcej, tym co są dla nas najważniejsi. Depresja jest deprecjonowana, a ta poporodowa traktowana przez ignorantów, jako "humory i fochy złej matki". Miałam szczęście, bo połączyłam kropki i wiedziałam, co mi jest. Szybko znalazłam pomoc, dostałam leki, które przywróciły mnie do życia i w dodatku nie wpływały na jakość pokarmu, więc nie musiałam przerywać karmienia. Dziś czuję się bardzo dobrze. Znów ruszyłam na swój szlak. "A to wszystko moje dzieło".

Miałam szczęście, bo wiedziałam, co mi jest i nie męczyłam się długo. Wiem jednak, że nie każda kobieta będzie w takiej sytuacji. Chroniczne zmęczenie, problemy ze snem, drażliwość, nerwowość – to tylko niektóre objawy depresji. Ja miałam pomoc bliskich, pracę, stabilną sytuację finansową, a i tak dostałam kilka kamieni do mojego plecaka. Jeśli sama podejrzewasz, że coś jest nie tak, nie trać czasu. Pomoc możesz uzyskać nawet u internisty. Większość gabinetów w dobie pandemii oferuje konsultacje przez Skype’a, nie musisz więc nawet wychodzić z domu.

Sesję zdjęciową Zuzi wykonała Ania WibigSesję zdjęciową Zuzi wykonała Ania Wibig 'Obiektywnie Najpiękniejsze'

Kolejną bohaterką cyklu "Szczerze po porodzie" będzie Magda. Jej historia pojawi się w Szkole Rodzenia eDziecko.pl 23 marca. Zapraszamy. 

Copyright © Agora SA