Pamiętam, jak będąc jeszcze w pierwszej ciąży ciocie i starsze koleżanki mówiły mi, że jak urodzę, to od razu będę wiedziała co mam robić. No cóż, może byłam trudnym przypadkiem, a może po prostu nikt mi wcześniej nie powiedział, jak rzeczywiście będzie wyglądało życie z noworodkiem. Teraz śmieję się zawsze, że przy porodzie powinno się dostawać instrukcję obsługi niemowlaka.
Zuzię urodziłam 17 września 2016 roku. Poród odbył się siłami natury. Nie miałam problemu z pokarmem, ale od samego początku Zuza nie umiała przyssać się do piersi. Położne mówiły wtedy, że to proste i że w końcu się uda. No cóż, w szpitalu to była walka, aż ostatecznie znalazłam najbardziej niewygodną dla mnie pozycje do karmienia, która rzeczywiście działała. Było to jednak dla mnie bardzo frustrujące, że moje koleżanki z sali karmiły swoje dzieci, jak chciały, a ja musiałam się gimnastykować, żeby to zrobić. Ostatecznie okazało się, że moja córka miała za krótkie wędzidełko, o czym nikt mi nie powiedział i trzeba je było podciąć. Wydarzyło się dopiero miesiąc po wyjściu ze szpitala, jak moja położna środowiskowa zwróciła na to uwagę. Jak możecie się domyślać, karmienie piersią po tym zabiegu było czystą przyjemnością.
Pierwsze dziecko urodziłam w wieku 22 lat. Byłam młoda, nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z małymi dziećmi, a przewijanie lalki to nie to samo, co przewijanie noworodka. W szpitalu chwilę po porodzie jedna z położnych podczas obchodu przyszła i powiedziała mi, że muszę przebrać dziecko. Spojrzałam na nią wtedy z zakłopotaniem, bo jak ja niby miałam to zrobić? Moja córka ważyła 3 kg i wyglądała jak mały kurczak. Bałam się, że zrobię jej krzywdę. Położna niby pokazała mi jak to zrobić, ale jej zajęło to minutę, a mi prawie 45 minut. Pamiętam, że byłam tak spocona, jakbym co najmniej przebiegła maraton. Był to dla mnie ogromny stres, bo nie chciałam temu małemu człowiekowi zrobić krzywdy i nawet jak ktoś mi mówił, że przecież nic jej nie zrobię, to i tak mu nie wierzyłam, bo się bałam.
Przyznam szczerze, że byłam szczęściarą, bo mój mąż świetnie radził sobie z kąpaniem i przewijaniem dzieci, bo miał dużo młodszą siostrę i doświadczenie w tym temacie. Ja jednak czułam, że coś jest ze mną nie tak, bo dlaczego na samą myśl o przewijaniu dziecka pocą mi się ręce? Ostatecznie po jakiś dwóch miesiącach od porodu zaczęłam wszystko powoli ogarniać.
Choć moje dzieci są już naprawdę duże, o ile można tak powiedzieć o 14-miesięcznym synu to ani jemu, ani mojej 5-letniej córce nie obcinam do dziś paznokci. Zapytacie dlaczego? Odpowiedź jest prosta, boję się. Mam wrażenie, że ich stópki i rączki są tak małe, że jak to zrobię, to poleje się krew. Może to śmieszne, ale tak po prostu mam. Za to mój mąż jest w tym mistrzem. Od pierwszych dni życia robi to bez żadnego problemu.
Kiedyś, kiedy mój mąż wyjechał w delegację i nie było go dwa miesiące, na samą myśl o obcinaniu paznokci robiło mi się słabo. Oczywiście sama tego nie zrobiłam, tylko zadzwoniłam po moją teściową. Pisząc to, chce mi się śmiać, bo przecież obcinanie paznokci to nie jest operacja na otwartym sercu, a jednak nie mogę przez to przejść.
Lub chociażby kilka takich wskazówek, które ułatwiłyby nam, mamom życie. Gdyby ktoś od samego początku mówił mi, że przewijanie czy przebieranie dziecka nie zrobi mu krzywdy, to pewnie podeszłabym do tego z większym luzem, a nie spoconymi rękami.
Po drugim porodzie, choć już doskonale wiedziałam co i jak mam robić, mimo wszystko przez pierwszych kilka godzin stresowałam się, czy zrobię wszystko tak, jak należy. Na szczęście ten stres szybko odszedł i mogłam cieszyć się synkiem na 100 proc.
Jeśli moją historię czyta jakaś przyszła mama, to powiem krótko, to wszystko wydaje się tylko trudne, ale w rzeczywistości wcale takie nie jest. Dasz radę! To, że czasem zdarzy ci się ubrać body na drugą stronę, albo nie ogarnąć pampersa nie oznacza, że jesteś złą mamą, a twoje dziecko potrzebuje przede wszystkim miłości.