Ewelina (33), mama Tosi
Pierwszego porodu bałam się tak bardzo, że rozważałam cięcie cesarskie na życzenie. Ostatecznie zdecydowałam się rodzić naturalnie, jednak opłaciliśmy z mężem indywidualną opiekę położnej. Była to starsza, doświadczona położna, jednocześnie stanowcza i energiczna osoba - na takiej mi właśnie zależało. Poród zaczął się dwa dni przed terminem, dostałam znieczulenie (a gdy przestało działać, to kolejne), byłam podekscytowana, czułam się świetnie. Położna była opanowana, wyglądała na nieco znudzoną, co mnie uspokajało, bo założyłam, że wszystko przebiega tak, jak powinno. Poród trwał 8 godzin, przez cały czas położna była przy mnie, czułam się bezpiecznie, o nic się nie martwiłam. Wykonywałam jej wszystkie polecenia, całkowicie jej zaufałam. Przy drugim porodzie nie potrzebowałam już indywidualnej położnej, bo za pierwszym razem zauważyłam, że wszystkie rodzące były w szpitalu tak "dopieszczone" przez położną jak ja, nie było więc sensu dodatkowo za to płacić.
Olga (31), mama Teodora
Moja przyjaciółka jest profesjonalną doulą, dlatego, gdy zaszłam w ciążę, dla obu z nas było oczywiste, że będzie mi towarzyszyć przy porodzie. Moja mama i babcia bardzo źle zniosły porody, obawiałam się, że ze mną będzie podobnie, dlatego zależało mi na psychicznym wsparciu kogoś bliskiego, jednocześnie doświadczonego. Mój poród trwał prawie 12 godzin, nie dostałam znieczulenia, więc obecność douli, która podtrzymywała mnie na duchu, o wszystkim informowała, pomagała w każdej czynności okazał się nieoceniony. Podpowiadała jakie pozycje przybrać, pilnowała oddechu etc. Głaskała po głowie, masowała plecy, trzymała za rękę. Jeśli zdecyduję się na jeszcze jedno dziecko, to poród wyłącznie z doulą!
Paulina (29), mama Alicji i Aleksandry
Moja bliźniacza ciąża nie przebiegała dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałam. Przede wszystkim miałam cukrzycę ciążową, poważne problemy z kręgosłupem, a pod koniec - z łożyskiem. Ostatnie tygodnie ciąży spędziłam więc w szpitalu. Lekarz prowadzący zalecił cięcie cesarskie, a ja oczywiście poszłam za jego radą. Skurcze rozpoczęły się jednak kilka dni przed wyznaczonym terminem operacji. Trzeba było więc szybko przygotować mnie do cięcia cesarskiego. Tak się złożyło, że dyżur miał akurat mój doktor. Byłam tym faktem zachwycona. W czasie cięcia rozmawialiśmy ze sobą, żartował, że ranę zaszyje ozdobnym ściegiem.