Karmienie piersią - mama potrzebuje wsparcia bliskich

Mama karmiąca piersią potrzebuje wsparcia rodziny i przyjaciół. Nie zawsze je jednak dostaje. Matki opowiadają nam, jak przekonały swoich bliskich, że karmienie naturalne ma sens.

Mateusza Emilia urodziła jeszcze na studiach. Na zajęcia brała dużą torbę, do niej pakowała laktator, butelkę, bluzkę na zmianę. W przerwie między wykładami odciągała pokarm w łazience.

Zależało jej, żeby przez pierwsze miesiące karmić synka wyłącznie piersią. Ale Mateusz słabo przybierał na wadze. Wtedy pojawiły się komentarze ze strony bliskich.

- Na spotkaniach rodzinnych ciocie zmieniały się w doradców laktacyjnych. Twierdziły, że mam za mało pokarmu i dla dobra synka konieczne jest dokarmianie mlekiem modyfikowanym - żali się Emilia.

Babcia Emilii twierdziła, że dziecka nie powinno się karmić piersią zbyt długo. Dawała rady, jak skutecznie odstawić Mateusza.

- Radziła karmić najdłużej do roku. A potem posmarować biust pieprzem, bo wtedy mały się zniechęci. Babcia sama wychowała siedmioro dzieci i aż trudno mi uwierzyć, że każde z nich odstawiała tak brutalnie.

Na badaniach kontrolnych okazało się, że Mateusz plasuje się na dziesiątym centylu. Wtedy nawet mąż Emilii zwątpił w karmienie naturalne.

- Kiedy synek zaczynał płakać, mąż narzekał, że to przez brak mleka w piersiach. To mnie irytowało. W końcu powiedziałam do niego: "Jak jesteś taki mądry, to sam go nakarm". Wtedy zrozumiał, że takie gadanie nic nie da i że potrzebuję jego wsparcia.

Z czasem Emilii udało się przekonać męża, jak ważne jest karmienie naturalne. Było o tyle łatwo, że sam pochodzi z rodziny, gdzie kładzie się na to nacisk.

- Przypomniałam mu, że sam przecież był karmiony piersią przez ponad dwa lata, więc jego synowi również to nie zaszkodzi - mówi ze śmiechem Emilia.

DYSTANS DO RAD

Dziś Mateusz ma półtora roku i wciąż jest na piersi. Dla Emilii ważne jest, że w jej decyzji wspiera ją mama.

- Kiedy pyta, czy jej wnuczek wciąż ssie pierś, odpowiadam, że tak. Uśmiecha się tylko życzliwie. Nie pyta, kiedy zamierzam go odstawić.

Chociaż ciocie przestały już ją przekonywać do sztucznego karmienia, Emilię zdenerwowała ostatnia wizyta u pediatry.

- Pani doktor zapytała, czy wciąż karmię Mateuszka piersią. Zasugerowała, że powinnam natychmiast przestać, bo Mateusz jest za duży, żeby mieć tak intymny kontakt z matką. Potem powiedziała do synka: "Mamusia zostawi cycusia u pani doktor i wrócicie do domu sami". Mateusz był zapłakany, bolało go ukłucie po szczepieniu. Po jej słowach poczuł się kompletnie zagubiony.

Jak Emilia radzi sobie z presją otoczenia?

- Na pewno pomogło to, że przez rok studiowałam położnictwo. To tam mnie nauczono, jak ważne i dla mamy, i dla dziecka jest karmienie piersią. Doświadczone położne mówiły, że im dłużej się karmi, tym lepiej. Postanowiłam więc karmić synka do trzeciego roku życia - mówi.

Emilia wie, że czasem większą przeszkodą niż presja otoczenia, jest wstyd przed karmieniem przy innych.

- W końcu pierś to nagie ciało. Bardzo trudno było mi się przyzwyczaić do karmienia Mateusza przy tacie. Na początku chowałam się przed nim w sąsiednim pokoju - opowiada.

- Z czasem przełamałam ten wstyd i już potrafię karmić przy mężczyznach z rodziny. Zresztą okazało się, że mojemu tacie w ogóle to nie przeszkadza - dodaje z uśmiechem.

Emilia podkreśla, że najważniejsze, to nabrać dystansu do "dobrych rad", których tak chętnie udziela nam otoczenie. W trudnych sytuacjach pomaga również poczucie humoru:

- Kiedyś razem z koleżanką zamówiłyśmy kebab. Mateusz też był głodny, więc zanim zaczęłam jeść, przystawiłam go do piersi. Zniesmaczona koleżanka spojrzała na ssące dziecko i powiedziała: "No, teraz to mi obrzydziłaś tego kebaba". Na szczęście to był tylko żart. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

NIEULEGANIE PRESJI

Anna przy pierwszym dziecku bardzo przejmowała się komentarzami otoczenia. Kiedy karmiła starsze dziecko, Karolinę, szukała odosobnienia, wychodziła do drugiego pokoju. Młodszą córkę Weronikę (ma dzisiaj 8 miesięcy) karmi przy innych członkach rodziny i przy znajomych. Wszyscy się do tego przyzwyczaili.

- Rodzinie zajęło trochę czasu zaakceptowanie, że zamierzam karmić wyłącznie piersią. Kobiety ze starszego pokolenia były pewne, że mam zbyt mały biust, a tym samym zbyt mało pokarmu, żeby wykarmić dziecko - opowiada Anna. - Nie wiem, skąd takie przekonanie, że im większe piersi, tym więcej mleka? - dziwi się.

Problem Anny przypominał ten, który ma wiele karmiących mam.

- Początkowo wszystkie kobiety w rodzinie przekonywały mnie, że dziecko dokarmiane mlekiem modyfikowanym jest spokojniejsze i "łatwiejsze w obsłudze".

Ze strony znajomych Anna także nie mogła liczyć na wsparcie. Kiedy urodziła Karolinę, była jedyną mamą w towarzystwie.

- Kiedy zostałam mamą po raz drugi, większość moich znajomych, która miała już dzieci, zupełnie nie rozumiała, dlaczego tak upieram się przy karmieniu piersią. Wiele moich koleżanek bardzo szybko rezygnowało z karmienia naturalnego.

Kiedy Anna przechodziła kryzys laktacyjny, znajome przekonywały ją, że z butelką będzie łatwiej. Koleżanka podrzucała jej artykuły, w których udowadniano, że mleko modyfikowane ma więcej wartości odżywczych niż mleko matki. Ale jej to nie przekonało.

Wbrew radom otoczenia postanowiła: będzie karmić tylko piersią i zawsze na żądanie dziecka. Rodzina odpuściła, kiedy okazało się, że Karolina szybko przybiera na wadze, nie płacze i jest zadowolona.

- Wtedy w oczach starszych kobiet z rodziny zobaczyłam podziw, że z małych piersi można wykarmić takiego pulchnego niemowlaka - mówi Anna.

POMOC MĘŻA I MAMY

Presja na karmienie sztuczne powróciła, kiedy Anna urodziła drugą córkę. Weronika miała silną żółtaczkę. Zasypiała przy piersi, nie najadała się i nie przybierała na wadze. Żeby nie zahamować laktacji, Anna musiała od- ciągać pokarm laktatorem.

- Lekarze przekonywali, że najlepiej dokarmiać małą mieszanką. Ale ja bardzo chciałam karmić wyłącznie piersią. Przez jakiś czas dokarmiałam ją przez sondę i specjalnym kubeczkiem, żeby nie zaburzyć naturalnego odruchu ssania. Wreszcie po miesiącu udało mi się wrócić do karmienia piersią.

Anna przyznaje, że gdyby nie mąż, pewnie poddałaby się presji otoczenia. Pierwszy miesiąc po urodzeniu Weroniki oboje wspominają jako trudny okres. Annie wiele godzin dziennie zajmowało karmienie i odciąganie pokarmu z piersi. Starsza córka czuła się odsunięta od mamy. Mąż Anny wziął w pracy kilkutygodniowy urlop, żeby pomóc w prowadzeniu domu i opiece nad dziećmi. Sprzątał, wychodził na spacery ze starszą córką. Kupował Annie herbatki laktacyjne i gotował pyszny kompot jabłkowy. Ze szpitala wypożyczył też specjalny elektryczny laktator, by ułatwić żonie odciąganie pokarmu. Mama Anny przynosiła im obiady.

- Cała rodzina była zaangażowana w realizowanie mojego marzenia, żeby karmić naturalnie - mówi wesoło Anna.

Udało się. Weronika ma dzisiaj 8 miesięcy. Jest duża, pulchna i silna. Nie zamierza szybko rozstawać się z piersią.

- Karolina była miesiąc starsza od niej, kiedy samodzielnie zdecydowała z dnia na dzień, że już nie chce ssać - mówi Anna. I z nadzieją w głosie dodaje: - Myślę, że Weronikę będę karmić dłużej, bo obie bardzo to lubimy.

PRZYJACIELE (NIE ZAWSZE) PRZYCHYLNI

Małgosi, mamie Tobiasza, Leny i Zoi, najtrudniej było karmić, kiedy dzieci przechodziły ząbkowanie. Nieraz by się poddała i odstawiła malucha od piersi, gdyby nie wsparcie przyjaciółki.

- Mamy dzieci w podobnym wieku. Kiedy jedna miała kryzys związany z karmieniem piersią, druga podnosiła ją na duchu.

Ale nie wszyscy znajomi Małgosi życzliwie patrzą na karmienie.

- Lenę, starszą córkę, karmiłam do drugiego roku życia. Koleżanki wmawiały mi, że to za długo i że buduję chorą relację z dzieckiem. Karmienie piersią starszego dziecka bywa kontrowersyjne. Intymna relacja z nim wielu ludziom wydaje się zła, kojarzy się z seksem. Intuicyjnie czułam, że robię dobrze, ale rozmowy ze znajomymi zasiały we mnie ziarno wątpliwości.

W końcu Małgosia znalazła sposób na komentarze otoczenia.

- Kiedy ktoś pytał, dlaczego tak długo karmię córkę, odpowiadałam, że ma alergię, co jest zgodne z prawdą. Ludzie zwykle to rozumieli.

Każde z trojga dzieci Małgosi było karmione naturalnie. Tobiasza, który ma 6 lat, karmiła najkrócej, bo tylko 9 miesięcy. 3-letnia Lena była na piersi do drugiego roku życia. 6-miesięczną Zoję Małgosia karmi do dzisiaj.

- Lenę odstawiłam od piersi, bo byłam w ciąży z Zoją. Miałam nudności i nie byłam już w stanie karmić - opowiada. I dodaje: - Gdybym wtedy czuła się dobrze, na pewno karmiłabym Lenę przez całą ciążę, a być może potem dwie dziewczynki naraz?

WIEDZA I ZROZUMIENIE

Według Małgosi każdej matce karmiącej potrzebne jest wsparcie innych kobiet. Ona sama działa w toruńskim stowarzyszeniu "Rodzina inspiruje". Prowadzi warsztaty dla rodzin z małymi dziećmi.

- Od kobiet, które przychodzą na warsztaty, wiem, że brakuje im rzetelnej informacji o karmieniu piersią. Często wyobrażamy sobie, że karmienie to droga usłana różami. A kiedy pojawiają się trudności, załamujemy się i nieraz pod wpływem emocji odstawiamy dziecko od piersi.

Małgosia ma szczęście. Bo w trudnych chwilach oprócz wsparcia przyjaciółki może także liczyć na pomoc rodziny.

- Rodzina uznała, że to ja jako matka podejmuję decyzję odnośnie do karmienia. Nie było żadnych "dobrych rad", komentarzy. Ze strony rodziców i teściów nie miałam nigdy nacisków, żeby przejść na karmienie sztuczne.

Mąż Małgosi też rozumie, że naturalne karmienie świetnie wpływa na rozwój dziecka. Pojawił się tylko jeden mały zgrzyt.

- Irytowało go to, że kiedy karmiłam Lenę, mała spała z nami. Mieliśmy wtedy wąskie łóżko i było nam ciasno.

Małgosia stara się, żeby karmienie w jej rodzinie nie było tematem tabu. Starsze dzieci są oswojone z widokiem młodszej siostry przy piersi. Kiedy Lena i Tobiasz widzą, że Zoja je, zadzierają do góry bluzki i do brzuszków przystawiają maskotki. Udają, że tak jak mama karmią piersią.

Wszystkie mamy twierdzą, że trudno byłoby im karmić, gdyby nie wsparcie rodziny czy przyjaciół.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.