Sezon grypowy przynosi wyjątkowo trudne wyzwania dla pacjentów i służby zdrowia. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Głównego Inspektora Sanitarnego Pawła Grzesiowskiego, w tym sezonie z powodu grypy i jej powikłań życie straciło około 1000 osób. Tymczasem szczyt zachorowań specjaliści przewidują na koniec lutego, czyli kiedy wszystkie dzieci wrócą z ferii zimowych do szkół.
"W lutym spodziewamy się szczytu zachorowań. Te liczby są trzy-, czterokrotnie wyższe niż w ubiegłym roku, co może spowodować przeciążenie systemu opieki zdrowotnej, w szczególności szpitalnych oddziałów ratunkowych oraz oddziałów pediatrii i interny" - przekazał Grzesiowski w rozmowie z "Faktem".
Po publikacji naszego tekstu o tym, że rodzice przyprowadzają chore dzieci do przedszkola, wielu przyznało, że to palący problem. Odezwała się do nas także nauczycielka z 25-letnim stażem pracy w przedszkolu.
Dużo już widziałam. O zachowaniu rodziców napisano wiele i jeszcze wiele można napisać. Szkoda tylko, że to nic nie zmienia. Nauczyciel w przedszkolu traktowany jest przedmiotowo
- zaczęła.
Pani Monika (imię zmienione na potrzeby artykułu) przypomniała, że nauczyciele to też ludzie i normalne jest, że czasem chorują. Szczególnie istotne jest to, że obracają się w środowisku, w którym mają kontakt z wieloma ludźmi i zwyczajnie zarażają się także od dzieci. Problem jest widoczny dopiero wtedy, gdy występują braki kadrowe.
"Nikt tego nie zauważa do czasu, aż zabraknie w placówce nauczycieli i trzeba jakąś grupę przydzielić do innych sal albo gdy przychodzi w zastępstwie inny nauczyciel. Wtedy rodzice są wielce niezadowoleni. Bo jak to możliwe, żeby ich pociecha musiała iść do innej grupy. Dlaczego nie ma pani? Jak śmiała się rozchorować?" - napisała w wiadomości przesłanej redakcji.
W opinii kobiety rodzice, którzy przyprowadzają chore dziecko do placówki, okazują brak szacunku nie tylko wobec zatrudnionych tam ludzi, lecz także samego kilkulatka. Podkreśla, że chory maluch powinien leżeć w łóżku, a nie zarażać innych.
Warto jednak wspomnieć, że nie każdy rodzic ma możliwość wzięcia urlopu na dziecko czy zwyczajnie nie ma może oddać dziecko do dziadków. I choć nie jest to odpowiednie usprawiedliwienie, rodzice, mimo wszystko, liczą na wyrozumiałość.
W wielu przedszkolach i żłobkach można zauważyć na tablicach informacyjnych kartki, na których znajdują się informacje, z jakimi objawami dziecko powinno zostać w domu. Poza katarem są to m.in.:
Pracownicy żłobków, przedszkoli i szkół w komunikatach do rodziców często przypominają, że jeśli dziecko źle się czuje, powinno zostać w domu nie tylko dlatego, że w placówce może zarazić kolegów oraz nauczycieli i innych pracowników. W chwilach złej dyspozycji fizycznej i psychicznej niezwykle ważne jest poczucie bezpieczeństwa, spokój i cisza - szkołę, przedszkole czy żłobek trudno uznać za przestrzeń spełniającą te warunki.
Co sądzicie na temat chorych dzieci przyprowadzanych do przedszkoli? Czy spotkaliście się z taką sytuacją? Zachęcamy do udziału w sondażu. Chętnie poznamy też Wasze historie, możecie pisać: magdalena.wrobel@grupagazeta.pl. Zapewniam anonimowość