Pani Sylwia jest matką dziewięcioletniej Asi. Jej córka dobrze radzi sobie w szkole, jednak nigdy nie należała go grona 'ulubienic' wychowawczyni. - Nie jest typem dziecka, które będzie się przymilać. Jest też mało cwana i nie myśli o tym, że "podlizywanie" mogłoby się opłacić. I jestem z tego dumna. Przyznam, że sama nie lubię takich fałszywych zagrań - opowiada moja rozmówczyni.
Córka jest jedną z najlepszych uczennic z języka polskiego. Ze wszystkich sprawdzianów, kartkówek, dyktand itp. ma same piątki i szóstki. Nie jest jednak tzw. cichą szarą myszką, która godzinami podkreśla tematy w zeszycie, ani nie skacze wokół biurka nauczycielki przez pół przerwy, żeby się poprzymilać. To bardziej typ indywidualistki
- opowiada pani Sylwia. - Nauczyciela od pierwszej klasy ma swoje ulubienice, moja córka często opowiada, że grono dziewczynek (tych przymilających się od początku edukacji) jest nieco inaczej traktowane niż reszta. Osobiście nie miałam okazji tego zobaczyć, bo przecież nie ma mnie na lekcjach, ale rozmawiałam z innymi matkami i ich dzieci mówią to samo, więc pewnie tak jest.
Zdaniem matki dziewięciolatki to przykre, że "są w dzisiejszych czasach nauczyciele starej daty, którzy stawiają tylko na swoich pupili". Przyznaje, że była przekonana, że "to się dawno skończyło".
Moja rozmówczyni twierdzi, że kilka dni temu zainteresowała ją dyskusja na grupie rodzicielskiej. Dotyczyła... przygotowań do konkursu z języka polskiego.
Cztery matki zaczęły pisać na grupie, że są przełożone zajęcia dodatkowe, które przygotowują dzieci do jakiegoś konkursu, który ma być organizowany w kwietniu
- oburza się kobieta. - I po odpowiedziach szybko dało się wyłapać, kto na nie chodzi. Najlepsze jest to, że jedna z nich wrzuciła nawet fragment rozmowy z wychowawczynią. A więc, jak widać nauczycielka takie informacje, przekazuje jedynie faworyzowanej grupie "wybrańców". Pozostali o konkursie nawet nie mają pojęcia - dodaje.
Pani Sylwia pytała córkę, czy coś wie na ten temat, jednak zaprzeczyła. - Najlepsze jest to, że na te dodatkowe lekcje, jak udało mi się ustalić, chodzą uczennice, które są słabsze od mojej Asi. Przyznam szczerze, że bardzo mnie to zabolało. Jak widać, w mentalności niektórych nauczycieli nadal mamy lata 90., kiedy panowała samowolka i każdy miał swoich pupilków, a reszta klasy była mało istotna - dodaje.
Początkowo matka trzecioklasistki chciała poruszyć tę sprawę na najbliższym zebraniu i zapytać, dlaczego nawet najlepsi uczniowie z danego przedmiotu nie są zapraszani do udziału w dodatkowych zajęciach i konkursu. Stwierdziła jednak, że szkoda jej nerwów. - Nie wierzę, że to cokolwiek zmieni. Pewnie pogorszyłabym tylko sprawę i odbiłoby się to na moim dziecku. Mam jednak poczucie takiej niesprawiedliwości i myślę, że takie zachowanie nauczyciela wyrządza ogromną krzywdę tym dzieciakom, którzy przecież czują tak samo i nie rozumieją, dlaczego tak postępuje.
Czy spotkaliście się z faworyzowaniem niektórych uczniów przez nauczycieli? Chętnie poznamy Wasze historie. Możecie pisać na: justyna.fiedoruk@grupagazeta.pl. Zapewniamy anonimowość.