Choroboza trwa, łagodna zima sprzyja rozwojowi wirusów, które w przedszkolach przenoszą się z jedno dziecko na drugie z prędkością światła. Wielu rodziców przyznaje, że już nie wiedzą, co robić. Na różnych stronach i forach internetowych, cały czas można trafić na zapytania, jak zwiększyć odporność przedszkolaków, które często po kilku dniach w przedszkolu znowu są chore. Niestety dotychczas nikt nie wymyślił cudownego leku na chorowanie, a jeśli kiedyś ktoś to zrobi, z pewnością zostanie milionerem.
Dzieci często "łapią coś" w przedszkolach, ponieważ do placówek są przyprowadzani ich chorzy rówieśnicy. Jedno takie dziecko często sprawia, że po tygodniu chora jest prawie cała grupa. Zdaniem Julii, mamy pięcioletniej Uli, to przede wszystkim wina nieodpowiedzialnych rodziców.
Na początku byłam w szoku, gdy wchodziłam do szatni i słyszałam te kaszlące dzieci, widziałam gile i szklane oczy itp. Wiem, że wielu rodziców podaje dzieciakom syropy z rana, faszeruje lekami i wysyła do placówki. Mam świadomość, że ktoś może być w podbramkowej sytuacji, nie ma babci, dziadka, cioci czy kogokolwiek do pomocy, a nie może wziąć zwolnienia, ale mimo wszystko tak nie powinno być
- opowiada mi moja rozmówczyni. Dodaje, że ma wrażenie, że niektórzy rodzice w ogóle nic sobie nie robią z chorób dzieci i zabierają je do domu tylko wtedy, gdy wychowawczyni zadzwoni i każe zostawić malucha w domu, do czasu aż wyzdrowieje. - Najlepsze jest to, jak widać, że dzieciak jest chory, a rodzic oddaje go wychowawczyni i dosłownie ucieka, żeby syn czy córka przy nich nie zaczął kaszleć - dodaje.
Zdaniem mamy, przyprowadzanie chorych dzieci to jeden problem, ale wiąże się z nim też inny. Uważa, że rodzice... często zmuszają swoje maluchy do okłamywania wychowawczyń.
Słyszałam, jak matka mówiła synowi, że jak pani zapyta, czy rano bolała główka, to żeby powiedział, że nie. Normalnie uczyła go, co ma mówić, gdy zapewne syropek przestanie działać i koło południa pojawi się gorączka. Totalna załamka. Jak tak można?
- opowiada oburzona mama Uli. - A potem rodzic zaskoczony, że dziecko kłamie, przeinacza, ukrywa przed nim pewne rzeczy. A jak ma tego nie robić, jak jest w wieku czterech czy pięciu lat uczone, by okłamywać wychowawczynie, które na tym etapie są dla niego często prawie tak ważne, jak rodzice? Naprawdę ręce opadają - dodaje.
Zdaniem mojej rozmówczyni przedszkola powinny bardziej rygorystycznie podchodzić do kwestii przyprowadzania chorych dzieci do placówki. - Ja rozumiem, że może zdarzyć się, że dziecko źle się poczuje w ciągu dnia, ale naprawdę często od rana widać, że dziecko jest chore - wyjaśnia.
Problem chorych dzieci w przedszkolach dostrzegają też sami nauczyciele. Jakiś czas temu mówiła nam o tym Natalia (nazwisko do wiadomości redakcji), nauczycielka wychowania przedszkolnego z jednej z prywatnych placówek na warszawskim Wilanowie. - Znów jestem chora, to już trzeci raz w ciągu dwóch miesięcy, bo rodzice nieustannie przyprowadzają do przedszkola chore dzieci. Faszerują je w domu syropkami, żeby ukryć objawy i odstawiają do placówki, udając, że wszystko jest ok (...). To takie wkurzające, egoistyczne i bezmyślne z ich strony, a my jesteśmy bezradne. Możemy powtarzać, prosić, a wszystko jak groch o ścian - opowiadała naszej dziennikarce. Całość dostępna tutaj: Jest nauczycielką w przedszkolu i ma dość: Rodzice udają, że wszystko jest okej. Egoizm i bezmyślność
Czy uważasz, że przyprowadzanie chorych dzieci do przedszkola jest faktycznie sporym problemem? Weź udział w sondażu i napisz do nas: justyna.fiedoruk@grupagazeta.pl. Zapewniam anonimowość.