Ostatnio pojawia się wiele osób twierdzących, że szkoła potrzebuje zmian. Pisaliśmy już o rodzicach, zdaniem których podstawa programowa jest przeładowana a klasy przepełnione. Tym razem skontaktował się jednak z nami nauczyciel, który zwrócił uwagę na inne problemy dotyczące edukacji. Wymienił dziewięć "grzechów" uczniów i rodziców.
"Jestem nauczycielem biologii, w szkole podstawowej, rok temu uczyłem w liceum" - zaczął biolog. Pierwszym wymienionym przez niego problemem był zupełny brak dyscypliny, drugim, poczucie wśród uczniów, że "wszystko im się należy", a trzecim oczekiwanie, że za najprostsze rzeczy odstaną same piątki i szóstki.
Punkt czwarty dotyczył kwestii ocen i popraw. "Oczekują, że zawsze pozwolę na poprawę. Nawet jeśli ktoś dostał trójkę ze sprawdzianu... Jest to przerost formy nad treścią. Jeśli takową poprawę zrobię, to mogę mocno podnieść trudność zadań, skoro uczeń uważa, że jemu należy się piątka, a wiem, że nie nauczył się na tę ocenę" - napisał nam pedagog.
Na piątym miejscu wymienił fakt, że uczniowie nie uważają na lekcjach, a na szóstym, że nie uzupełniają notatek. "Brakuje ich nawet jak dany uczeń był obecny na zajęciach" - dodał.
Punkt siódmy dotyczył ingerencji rodziców. "Mają za dużo do powiedzenia. Wchodzą z butami w mój przedmiot. Jedna z matek powiedziała mi z pretensjami, że przecież sama uczyła syna do sprawdzianu. Tylko jakoś go nie nauczyła skoro finalnie dostał jedynkę" - przyznał.
Biolog na miejscu ósmym wypisał brak umiejętności szybkiego pisania, logicznego rozumowania, wyciągania wniosków, łączenia informacji, selekcji treści, rozwiązywania testów, znajomości i rozpoznawania słów kluczowych; łączników i rozdzielników. "A przede wszystkim ogromne trudności w asymilacji treści, co świadczy, o braku systematycznego uczenia się i ł powtarzania" - wymienił biolog.
Ostatni, dziewiąty, punkt dotyczył nastawienia samych rodziców i uczniów do nauki. "Stoją w kontrze do szkoły, ze względu na to, że trzeba się uczyć, to ich boli. Jak uczeń chwilę coś porobi, to uważa, że piątka się należy... I koło się zamyka" - podsumował.
"Moje dziecko ma w szkole pełen etat"
Tymczasem wielu rodziców deklaruje, że musi pomagać swoim dzieciom w nauce. Szczególnie na początkowych etapach edukacji, o czym pisaliśmy w jednym z poprzednich artykułów. Niektórzy twierdzili, że prac domowych i nauki z poszczególnych przedmiotów jest tak dużo, iż ciężko im znaleźć czas na odpoczynek.
"Za duże wymagania, dzieci powinny się uczyć w szkole, a nie po szkole, klasy powinny być mniejsze, aby nauczyciel mógł podejść do każdego indywidualnie, wzmocnić słabe strony, stworzyć odpowiednią atmosferę do nauki. A rodzice powinni być od odstresowania się. Rodzic po pracy, dziecko po szkole. Mogą wspólnie wyjście na spacer, do kina, pozwolić sobie na aktywność na świeżym powietrzu", "Moje dziecko ma w szkole pełen etat - 40 godzin. To szkoła średnia. Jakość nauczania jest taka, że w domu musi uczyć się dodatkowo, mimo że w przypadku większości przedmiotów zgadzam się na trójki", "Jeżeli rodzic nie pomoże dziecku na początku startu w szkole opanować materiał, potem pogłębia się problemy z nauką. Dziecku trzeba pomóc w nauce w domu przynajmniej do 4 klasy szkoły podstawowej. Potem już sobie poradzi samo" - pisały nasze czytelniczki.
A czy Ty masz jakieś przemyślenia na temat spostrzeżeń nauczyciela? A może w szkole zauważyłeś inne zjawisko? Napisz w komentarzu lub na maja.kolodziejczyk@grupagazeta.pl. Wasze historie są dla mnie ważne. Gwarantuję anonimowość.