To miał być miły dzień. Uczniowie Zespołu Szkół Technicznych w Mikołowie pojechali na wycieczkę do Żywca. Udali się tam pod opieką Katarzyny Kalisz, nauczycielki języka angielskiego. Grupie towarzyszyło też dwoje opiekunów. Wizytę w Żywcu wszyscy zapamiętają na długo. Niestety, nie z powodu atrakcji, jakie zaplanowano dla grupy.
Po Żywcu uczniowie poruszali się komunikacją miejską. Nauczycielka opłacała przejazdy u kierowcy i dostawała bilety zbiorcze. Na jeden z przejazdów, autobusem linii 1, nauczycielka kupiła jednak plik biletów do skasowania. W pojeździe zapanowało zamieszanie i zapomniała o konieczności ich skasowania. Pech chciał, że na jednym z przystanków do autobusu siadły dwie kontrolerki. "Zaraz po wejściu kontrolerek do autobusu, zaczęły na nas naskakiwać. Nie pozwoliły nam niczego wyjaśnić. Pomimo naszych tłumaczeń, przez dwie godziny wypisywano nam mandaty" – żaliła się Katarzyna Kalisz na antenie Radia Bielsko.
Przejazd kilku przystanków kosztował grupę niemal 9 tys. zł. Tyle wynosi suma mandatów wystawionych przez żywieckie kontrolerki. Nauczycielka złożyła odwołanie, próbowała wyjaśnić zaistniałą sytuację i uniknąć płacenia kary, jednak spółka CPW Poznań, która odpowiada za kontrole w tamtejszych autobusach, odrzuciła wszystkie jej prośby. "W dokumentach, które otrzymali, przedstawiono ją jako osobę agresywną i wulgarną, co dodatkowo podsyciło frustrację i poczucie niesprawiedliwości wśród uczestników wycieczki" - czytamy na łamach portalu zywiecinfo.pl.
Leszek Kamiński, prezes Zarządu Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego w Żywcu powiedział, że cała sytuacja okazała się bardzo trudna do zweryfikowania, bo w autobusie, w jakim miało miejsce zajście, nie było kamery.
O komentarz poprosiliśmy spółkę CWP, która odpowiada za kontrole w żywieckich autobusach. Czekamy na odpowiedź.