Nauczycielka o mikołajkach: Pracuję w szkołach od 25 lat i to, co się wyprawia, jest niepojęte

W wielu szkołach z okazji mikołajek organizuje się losowanie. Nie wszystkim jednak odpowiada ta tradycja. "Moje dzieci niekiedy przynosiły do domu w paczce używane i brudne maskotki i pluszaczki. Ci, którzy je dali, nie mieli wstydu" - twierdzi czytelniczka.

Mikołajki zbliżają się wielkimi krokami. Już w piątek 6 grudnia dzieci znajdą w bucikach drobne upominki, a w wielu szkołach również będą ich czekać pewne niespodzianki. Klasowe mikołajki w założeniu mają być miłą tradycją, ale okazuje się, że nawet wręczanie prezentów może nieść ze sobą niesnaski.

Rodzice o klasowych mikołajkach

W szkołach mikołajki zazwyczaj obchodzi się w dwóch formach. W klasach I-III zwykle wszystkie dzieci dostają jednakowe prezenty wybrane przez rodziców, natomiast starsze roczniki organizują losowanie. Istotne jest jednak ustalenie kwoty, jaką należy przeznaczyć na prezent. Pod jednym z artykułów udostępnionych na stronie facebookowej edziecko.pl, nawiązała się w tej kwestii żywa dyskusja między czytelnikami.

Zobacz wideo Sekundy od tragedii. Auto pędziło wprost na dziecko

Wielu rodziców narzekało na to, że niektórzy potrafią włożyć do paczki używane lub uszkodzone zabawki. "Ja dostałam na Mikołaja lalkę bez nóżki. Tak płakałam, że aż tato z mamą przyjechali do szkoły. Myślałam, że lalka jest chora. Więcej nie brałam udziału w mikołajkach. W tym dniu jeździłam do rodziny albo z rodzicami na wycieczkę. Okazało się, że kilka lat starszy łobuz podmienił lalki. Zabrał nową, starą podrzucił. Mamusia nie zauważyła", "U moich dzieci w szkole wszystko zależało od tego, na kogo się trafiło. Moje dzieci niekiedy przynosiły do domu w paczce używane i brudne maskotki i pluszaczki. Ci, którzy je dali, nie mieli wstydu. Ja zawsze robiłam bardziej wypasione paczki, żeby to dziecko, które dostanie, było zadowolone i się cieszyło" - pisały dwie mamy.

Trzeba pamiętać o progu cenowych

Inna czytelniczka zauważyła, że dobrym rozwiązaniem może być przygotowanie gazetki lub tabelki, w których uczniowie wypiszą, co chcieliby dostać. Oczywiście ich propozycje nie przekraczałyby ustalonych cen. "W zerówce robimy takie same paczki, ale w starszych klasach od IV w górę, to dzieci decydują, że robią losowanie. Teraz też często np. na gazetce wisi kartka z rzeczami, które każdy by chciał dostać, za określoną kwotę" - stwierdziła.

Zdaniem innej mamy bardzo istotne jest, aby trzymać się konkretnego progu cenowego. Wyjaśniła, że biedniejsze rodzin mogą nie mieć pieniędzy na większe wydatki, a dzieciom, które dostaną skromniejszy prezent, może być po prostu przykro. "Skoro limit był ustalany i wartość miała nie przekraczać 25 zł, nie bądźmy źli, gdy ty dajesz 70 zł, bo uważasz, że cię stać, ale ten drugi rodzic może nie mieć takiej kwoty. Właśnie po to jest ustalany budżet" - przyznała.

Nauczycielka przeciwna mikołajkom

W komentarzach nie zabrakło również opinii nauczycielki. Co ciekawe, kobieta nie popiera tej tradycji. Jej zdaniem ten zwyczaj może być krzywdzący dla niewierzących dzieci, które nie uczestniczą w zabawie. "W szkole nie powinno być żadnych mikołajek. Pracuję w szkołach od 25 lat i to, co się wyprawia, jest niepojęte i niepotrzebne, a napędzają to wszystko rodzice. Nikt inny. Mikołajki w domu i tyle. Dlaczego dzieci innych wyznać są zmuszane do udziału lub mają się czuć gorzej i tłumaczyć, z jakiego powodu nie uczestniczą w zabawie?" - napisała.

Więcej o: