Mikołajki zbliżają się wielkimi krokami. Już piątek 6 grudnia dzieci z samego rana pobiegną, by sprawdzić, czy znajdą w bucikach jakąś niespodziankę. Zwyczaj wręczania prezentów można spotkać także w licznych szkołach. Chociaż w zamyśle ma być to miły dzień, który przyniesie dzieciom wiele radości, bywa, że dochodzi do pewnych niesnasek.
W klasach I-III, gdy dzieci są młodsze zazwyczaj to rodzice podejmują ostateczną decyzję w kwestii tego, jak będą przebiegały mikołajki. Najczęściej decydują się na zakup identycznych prezentów dla wszystkich uczniów. W starszych klasach zazwyczaj organizuje się losowanie karteczek z imionami, a dany uczeń musi kupić prezent wylosowanej osobie. W obu przypadkach kluczowe jest jednak określenie konkretnej kwoty, w której należy się zmieścić, aby nikt nie był poszkodowany. Trzeba jednak przyznać, że w dobie inflacji, gdy ceny drastycznie rosną, coraz trudniej znaleźć fajne, użyteczne, ale przy tym niedrogie drobiazgi.
Pod jednym z artykułów udostępnionych na stronie facebookowej edziecko.pl nawiązała się żywa dyskusja dotycząca klasowych mikołajek. W opinii niektórych rodziców ten zwyczaj wcale nie jest dobry. Chociaż w teorii wszystkich obowiązuje ten sam pułap cenowy, bywa, że jedna osoba bardziej przyłoży się do wyboru prezentu albo wyda nieco więcej, a druga nie będzie się starać, aby trafić w gust wylosowanej osoby.
"Powinni skończyć z tymi losowaniami karteczek, bo jedni kupią coś fajnego, a drudzy beznadzieję. Zawsze tak było", "U nas losowania nie ma. Trójka klasowa zdecydowała, co kupić", "To dyskryminujące. I jeszcze potem dochodzenie, kto dał to byle co, a dzieciom przykro", "To losowanie powinno zniknąć ze szkół i po problemie" - pisali internauci.
Jedna z mam przyznała, że dobrą alternatywną dla losowania czy wręczania wspólnych prezentów, jest zorganizowanie klasowej wycieczki np. do kina lub teatru. "Na mikołaja to do kina się chodzi, żeby nie pytali na oceny i sprawa rozwiązana. Sama jednego roku, jako rodzic z komitetu rodzicielskiego, kupowałam za 11 złotych od osoby prezenty mikołajkowe dla całej klasy. Nie dość, że dołożyłam do biznesu prywatne pieniądze i wzięłam urlop, to syn był ścigany za te lipne paczki. No cóż, słodycze kupiłam i po kubku. Pojechałam specjalnie do hurtowni, żeby było dużo rzeczy w tej paczce i nigdy więcej" - stwierdziła.